Prof. dr hab. Zbigniew Izdebski jest pedagogiem i seksuologiem, doradcą rodzinnym. Na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego kieruje Katedrą Biomedycznych Podstaw Rozwoju i Seksuologii. Jest też kierownikiem Katedry Seksuologii, Poradnictwa i Resocjalizacji Uniwersytetu Zielonogórskiego, współpracownikiem naukowym Instytutu ds. Badań nas Seksem, Płciowością i Prokreacją im. Kinseya na Uniwersytecie Indiana. Podsumowaniem dotychczasowych badań profesora jest monografia Seksualność Polaków na początku XX wieku.
Piotr Żak: – Czy w polskim systemie edukacyjnym istnieje coś takiego jak wychowanie seksualne?
Zbigniew Izdebski: – Wychowanie jest procesem zaplanowanym, ciągłym, zatem w Polsce trudno mówić o czymś takim jak wychowanie seksualne. Możemy mówić tylko o incydentalnym poruszaniu tej tematyki na różnych zajęciach. To trudne do zaakceptowania, tym bardziej że w polskiej szkole realizowane powinny być zajęcia „wychowanie do życia w rodzinie”. Zgodnie z dosyć dobrymi założeniami tego przedmiotu, WDŻ ma się zaczynać w piątej klasie szkoły podstawowej i kończyć w trzeciej klasie szkoły ponadgimnazjalnej. Uczniowie powinni mieć 14 godzin z tego przedmiotu w każdym roku szkolnym. W sumie daje to około 320 godzin zajęć przez osiem lat nauki! Podstawa programowa przewiduje też ciągłość nie tylko zajęć, ale i treści nauczania. Natomiast bardzo często jest tak, że gdy pytam studentów I czy II roku studiów, czy mieli przedmiot WDŻ przez te przewidziane osiem lat, rzadko ktoś to potwierdza.
Sam sposób prowadzenia zajęć z WDŻ czasami woła o pomstę o nieba. Nauczyciel przynosi artykuł znaleziony w piśmie popularnym i każe go uczniom czytać. Albo sam czyta go na głos i każe dyskutować. Mam wrażenie, że głównym problemem jest brak ludzi, którzy umieliby tego przedmiotu uczyć.
– Istnieją określone podstawy programowe. W moim odczuciu pozostawiają wiele do życzenia, ale gdyby były uczciwie realizowane, niepoddawane modyfikacji pod wpływem presji światopoglądowej i ideologicznej, to młodzież zyskałaby dużą wiedzę o seksualności, relacjach, procesie dojrzewania, miłości, o radzeniu sobie z agresją seksualną. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby ten program realizowały osoby, które ukończyły studia podyplomowe albo dobre kursy kwalifikacyjne. Dobre, czyli nie tylko rzetelnie przygotowujące do nauczania WDŻ, ale też neutralne światopoglądowo. Tymczasem neutralność zaskakująco często nie jest przestrzegana. Znam takie ośrodki doskonalenia nauczycieli, w których od lat tego rodzaju kursy prowadzą konsultanci konsekwentnie promujący katolicką wizję seksualności człowieka. Na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego od 20 lat prowadzimy podyplomowe studia wychowania seksualnego i staramy się, aby były one światopoglądowo neutralne. Co roku mamy nabór, ale nie zawsze te osoby znajdują pracę, bo nieraz dyrektor szkoły woli zatrudnić katechetę, który ma uprawnienia do nauczania WDŻ uzyskane na kursie.
Dyrektorzy szkół często traktują ten przedmiot jak swoistą „zapchajdziurę”. Gdy komuś brakuje godzin do etatu, to dopełniają mu pensum godzinami WDŻ...
– I to też jest duży problem. Co więcej, niektórzy dyrektorzy podają dane do Systemu Informacji Oświatowej, z których wynika, że zajęcia z wychowania do życia w rodzinie odbyły się w pełnym wymiarze, a tak naprawdę jest to kłamstwo. Mamy też do czynienia z manipulacjami dyrektorów szkół, którzy świadomie tak prezentują ten przedmiot, aby skłonić rodziców do podpisania oświadczenia o odmowie zgody na jego nauczanie. W zamian obiecują na przykład godzinę więcej angielskiego.
Z czego wynika tego rodzaju postawa władz oświatowych?
– Z upolitycznienia edukacji seksualnej. Polska pedagogika seksualna ma bardzo dobre podstawy teoretyczne, rzetelne badania zrealizowane z udziałem dzieci, młodzieży i nauczycieli. Ze względu jednak na to, że nie doczekaliśmy się w Polsce mówienia o seksualności człowieka w kategoriach zdrowia, ta sfera życia wciąż poddawana jest dużej presji ideologicznej. Taką sytuację zawdzięczamy naszym politykom i stąd mamy tak fatalną sytuację w szkołach.
Pod jakim względem?
– Pod względem niechęci do podejmowania edukacji seksualnej. Szkoły podlegają samorządom lokalnym i często jest tak, że dyrektor chce zostać na stanowisku, więc sta...
Szkolny przedmiot niepożądany
Gdyby wychowanie seksualne w polskiej edukacji było uczciwie realizowane, to młodzież wiedziałaby naprawdę dużo. Niestety, zbyt silna presja polityczna i światopoglądowa uniemożliwia taką uczciwość – twierdzi profesor Zbigniew Izdebski.