Szkoła winna stresu, ale tylko trochę

Wstęp

Jeszcze kilkanaście lat temu dziecko wychodziło ze szkoły i uwalniało się od ewentualnych wrogów, a złośliwa plotka miała ograniczony zasięg. Teraz bywa, że nawet domowe zacisze nie chroni przed prześladowaniami. Wystarczy bowiem włączyć telefon czy komputer, żeby narazić się na niewybredne ataki, często anonimowe – mówią Natalia i Krzysztof Minge.


Natalia i Krzysztof Minge są psychologami, autorami warsztatów dla dzieci i rodziców. Interesują się m.in. rodzicielstwem bliskości oraz wspomaganiem rozwoju dzieci. Fascynuje ich rozwój ludzkiego mózgu, zwłaszcza jego początki.

Piotr Żak: – Na początku roku szkolnego przez media przetoczyła się fala tekstów o tym, jak to szkoła przyczynia się do depresji uczniów. Czy rzeczywiście szkoła jest winna depresji młodych ludzi? A jeśli tak, to w jakim stopniu?
Natalia Minge: – Nie można obarczać szkoły wyłączną winą za zły stan psychiczny młodych ludzi. Wśród istotnych przyczyn depresji trzeba też koniecznie wymienić zaburzone relacje rodzinne, spowodowane głównie problemami finansowymi oraz nadużywaniem substancji psychoaktywnych, zwłaszcza alkoholu, co w naszym kraju jest, niestety, zjawiskiem powszechnym. Problemem jest także zbyt mała ilość czasu spędzana wspólnie przez członków rodziny, a także zbyt wiele czasu poświęcanego przez młodych ludzi mediom, które rozbudzają potrzeby i oczekiwania, nie dając szans na ich zaspokojenie. Tym niemniej szkołę koniecznie wśród winowajców umieścić trzeba. Jest bowiem miejscem, w którym dzieci spędzają dużą część swego czasu, ale na ogół nie znajdują wsparcia. W dodatku nawet nauczyciele o rozległej wiedzy przedmiotowej często nie są przygotowani do pracy pedagogicznej. Oczywiście nie da się precyzyjnie ocenić, w jakim stopniu szkoła jest winna depresji. Spośród dwóch podobnie traktowanych uczniów ten, który znajdzie w domu zrozumienie i wsparcie, może uniknąć depresji, a jego kolega może nie mieć tyle szczęścia, jeśli kłopoty w szkole połączą się z konfliktem z rówieśnikami czy zaniedbaniem ze strony rodziców.

W jakim stopniu do depresji uczniów przyczynia się stres szkolny? Czy można uznać go za największego „winowajcę”?
Krzysztof Minge: Trudno nazwać stres winowajcą. Sam w sobie nie jest tak wielkim problemem, jak brak umiejętności i możliwości radzenia sobie z nim. Wszyscy ulegamy stresowi, tylko że dorosły człowiek ma znacznie więcej możliwości jego złagodzenia. Gdy np. nie radzi sobie z jakimś projektem, może pójść do szefa i powiedzieć, że projektu nie da się zrealizować na czas albo że potrzebuje dodatkowej osoby do zespołu. Może też zaproponować zupełnie inne rozwiązanie. To sprawia, że sytuacja jest do opanowania, jest jakieś wyjście. Uczeń w polskiej szkole często stoi pod ścianą. Nie ma wyjścia, nie ma wyboru – jego potrzeby i możliwości nie są brane pod uwagę. W polskiej szkole liczy się bowiem przede wszystkim realizacja programu. Z drugiej strony uczniowie nie znają nawet prostych technik, które pomogłyby im w trudnych chwilach – przy tablicy czy na egzaminie – pokonać stres, który może doprowadzić do tego, że mimo świetnego przygotowania nie przypomną sobie nic. Nauczyciel w takiej chwili też zwykle nie potrafi pomóc. Celem nie powinno być zatem stwarzanie szkoły, w której nauka odbywa się bez żadnego stresu, lecz instytucji, w której uczniowie...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI