Od szkoły wymaga się tak wiele, że trudno nawet określić, czego jeszcze by można! Dzieje się tak zapewne dlatego, że gminy utrzymujące szkoły oczekują, by placówki „konsumujące” znaczną część budżetu w zamian spełniły wszelkie możliwe role: nie tylko jednostki oświatowej, ale również ośrodka działającego na rzecz środowiska lokalnego, integracji, sportu i rekreacji.
Z takiej perspektywy kluczowe zadanie mają „menedżerowie oświaty” – dyrektorzy placówek starający się jakoś godzić interesy wszystkich mających coś do powiedzenia na temat „młodzieży chowania”. A na oświacie w naszym kraju znają się absolutnie wszyscy! Wszak każdy kiedyś chodził do szkoły, a zdolności wychowawcze mamy przecież zapisane w genach.
Litania oczekiwań
Dyrektorzy, chcąc nie chcąc, muszą wchodzić w rolę zręcznych mediatorów w sytuacjach konfliktowych, które najczęściej dotyczą relacji nauczyciel – uczeń, szkoła – rodzic. Dyrektor placówki, którego formalna ranga istotnie wzrosła, musi w końcu zarządzać podległym personelem, a pamiętajmy, że interesy poszczególnych nauczycieli bywają skrajnie różne. Jedni chcą więcej nadgodzin – inni nie są zainteresowani; jedni wymagają i egzekwują – inni nie są zainteresowani, jedni chcą się rozwijać i realizować – inni nie są zainteresowani. A szef szkoły musi znaleźć kompromis, dbając jednocześnie o podstawowe standardy pracy, określane przez przepisy, wytyczne i dyrektywy nadzoru.
Nadzór pedagogiczny też nie ma lekkiego życia. Unikając wszelkich możliwych konfliktów w terenie, musi jakoś spełniać oczekiwania swych (często mocno upolitycznionych) przełożonych i realizować kolejne wizje reformy oświaty.
Są też interesy grona pedagogicznego – nauczycieli, od których wszyscy wymagają zaangażowania, rzetelności, wysokich kompetencji, ale z drugiej strony traktują ich po macoszemu. Kolejni ministrowie edukacji, ale i nauczycielskie związki zawodowe, przywołując hasło etosu zawodowego, łudzą nauczycieli iluzją ich szczególnego statusu i rzekomych przywilejów zawodowych. Są w końcu też interesy i oczekiwania uczniów, nie mniej różnorodne niż pozostałych grup, uczestników tej specyficznej gry zwanej oświatą...
Być może ktoś zarzuci mi, że moja diagnoza systemu oświatowego jest nieuprawniona i uproszczona (nie uważam się za znawcę systemu), śmiem jednak twierdzić, że poziom niejasności i sprzeczności oczekiwań formułowanych pod adresem szkoły sprzyja generowaniu poczucia bezradności u wszystkich uczestników systemu. Bezradności wynikającej z tego, że szkoła stara się te oczekiwania jakoś realizować. Najprościej w takich sytuacjach dbać o procedury: każda szkoła ma uchwalony statut, program wychowawczy, szkolny program profilaktyki, a niektóre placówki również mają program przeciwdziałania przemocy rówieśniczej. Jeszcze chwila i na oświatę spadnie obowiązek posiadania systemu zarządzania ISO! Innym sposobem reagowania na tak wiele różnych wymagań jest stwarzanie pozorów – najlepiej wypracować swoją specyfikę, tożsamość i skupić się na tym, w czym jesteśmy dobrzy, a nawet najlepsi. Tu pomysłowość nie zna granic, ale najczęściej nie ma nic wspólnego z rzeczywistą jakością pracy szkoły.
Pedagodzy na rozdrożu
Sprzeczne i wygórowane oczekiwania wobec szkoły zmuszają personel szkolny do specyficznej pedagogicznej ekwilibrystyki, zawierania koalicji sytuacyjnych lub k...
Dołącz do 50 000+ czytelników, którzy dbają o swoje zdrowie psychiczne
Otrzymuj co miesiąc sprawdzone narzędzia psychologiczne od ekspertów-praktyków. Buduj odporność psychiczną, lepsze relacje i poczucie spełnienia.