Szkoła chora na agresję

Wstęp

Szkoła jest miejscem, do którego uczniowie „przynoszą” agresję, ale także miejscem, w którym agresja się rodzi. Szkoła wywołuje bowiem u wielu uczniów negatywne emocje - opiera się na przymusie, nie daje możliwości wyboru, a wręcz ogranicza w przestrzeni, w aktywności ruchowej, werbalnej, czasem nawet intelektualnej.

Sensacyjne informacje z różnych stron kraju pokazują, że stan polskiej szkoły jest mocno niepokojący: uczniowie przejawiają agresywne zachowania wobec swoich szkolnych kolegów i sami są często atakowani przez nauczycieli. Nie pozostają im zresztą dłużni – coraz śmielej atakują nauczycieli, a niejednokrotnie pomagają im w tym rodzice. Mamy więc jasno określony teren walki, potrafimy wyliczyć walczące strony, ale nie umiemy określić reguł tej walki. Problem jest na tyle poważny, że na różne sposoby szuka się lekarstwa na uzdrowienie szkoły. Słyszymy więc o spektakularnych akcjach: zatrudnianiu firm ochroniarskich, których pracownicy (czasem z psami) pilnują porządku w szkołach; monitorowaniu szkół, a szczególnie ich newralgicznych miejsc (toalety), szukaniu pomocy u specjalistów, powoływaniu rzecznika praw ucznia.

Niewiele to daje, a problem narasta. Istnieje niebezpieczeństwo, że powszechność problemu spowoduje, iż zacznie się go traktować jako coś naturalnego i w końcu zaakceptuje jako nieuchronny proces zmian w nowej rzeczywistości. Pójdzie za tym milcząca zgoda bezradnych nauczycieli, brak reakcji samych uczniów, a zachowanie agresywne wśród młodych ludzi stanie się obowiązującą normą. Tak wadliwie ukształtowane postawy wobec innych ludzi i świata zagrażają współżyciu społecznemu.

Oblicza szkolnej agresji

W czerwcu 2006 roku lokalna prasa łódzka donosiła o szczególnej sytuacji uczniów klasy III szkoły podstawowej, którzy od trzech lat nękani są przez kolegę. Chłopiec zaczepia, wyzywa i bije rówieśników. Zaatakował też nauczycielki i dyrektorkę szkoły; jedną uderzył pięścią w twarz, drugą popchnął, trzecią skopał. U chłopca zdiagnozowano zaburzenia emocjonalne i problemy z przestrzeganiem norm społecznych. Oznacza to, że zagraża bezpieczeństwu kolegów, których rodzice w trosce o swoje dzieci od dłuższego czasu interweniują w szkole i u władz oświatowych. Do czasu rozwiązania problemu zorganizowano dzieciom opiekę poza szkołą.

Rodzicom chłopca zaproponowano indywidualne nauczanie w domu i terapię, ale się nie zgodzili. Z inicjatywy kuratorium padła propozycja stworzenia jednoosobowej klasy i stałej opieki pedagoga szkolnego podczas przerw. Nie znalazła się szkoła, która dobrowolnie przyjęłaby małego agresora. Decyzją administracyjną kurator przeniesie go do innej szkoły, ale sytuacja może się powtórzyć. Rodzice kłopotliwego chłopca przypisują winę za jego niewłaściwe zachowanie szkole. Uważają, że od szkolnych łobuzów nauczył się bić, kopać i wyzywać innych, bo w domu przecież tak się nie zachowuje.

W innej szkole podstawowej do klasy I trafił uczeń, u którego jeszcze w przedszkolu psycholog zdiagnozował upośledzenie umysłowe. Rodzice dostali w poradni wyczerpujące informacje o możliwościach kształcenia dziecka. Przekonywano ich o konieczności umieszczenia syna w szkole specjalnej dla dzieci upośledzonych w stopniu lekkim – nie wyrazili zgody, nawet poczuli się dotknięci taką propozycją. Wysłali chłopca do szkoły masowej i tym zapoczątkowali cały szereg zdarzeń, które mocno doświadczyły ich dziecko i jego rówieśników. Trudności i niepowodzenia, jakie napotykał na każdym kroku, były nie do zniesienia. Nic mu nie wychodziło.

Okazało się, że nie może, tak jak inni, nauczyć się pisać i czytać, nie potrafi rysować. Koledzy się śmiali, gdy nie potrafił na lekcji odpowiedzieć na pytania nauczycielki. Czuł żal, złość, wstyd. Najpierw odmawiał wykonywania poleceń, potem przestał interesować się tym, co działo się na lekcji. Znalazł sobie inne zajęcia, przeszkadzał pani i kolegom: niszczył przybory szkolne, książki, zeszyty innych uczniów, szczególnie tych najlepszych. Na przerwie często zaczepiał, szarpał i bił kolegów, zwykle po jakiejś nowej uwadze w dzienniczku.

Nadpobudliwy uczeń klasy IV w Łodzi obiecał rodzicom, że nie będzie już jedynek i uwag nauczycieli na temat jego zachowania w szkole. Był bardzo zmotywowany, bo w nagrodę miał dostać upragnionego psa po zakończeniu roku szkolnego. Ale nie wyszło: na klasówce z matematyki pomylił się, pokreślił całe zadania, w złości podarł kartkę, podziurawił ją długopisem. Nieprzemyślana reakcja nauczycielki wywołała dodatkowe emocje i agresywne zachowanie, nad którym trudno było zapanować. Skończyło się wezwaniem rodziców. Pies odsunął się w odległą przyszłość.

W innej szkole podstawowej uczeń z najstarszej klasy podczas przerwy „zabawił się” pierwszoklasistką i rzucił nią o ścianę. Dziewczynka ze wstrząsem mózgu znalazła się w szpitalu. To nie pierwszy wyczyn bohatera, ale tym razem skończyło się szpitalem. Tłumaczył się, że nie chciał zrobić nikomu krzywdy, to była tylko zabawa.

W Głownie trzech gimnazjalistów już po dzwonku na lekcję, na oczach wielu uczniów, pobiło młodszego kolegę – miał złamany nos i wstrząs mózgu. Dopiero po tym incydencie rodzice innych uczniów ujawnili, że ich dzieci od dawna są nękane przez starszych, najczęściej drugorocznych, kolegów.

Prasa donosiła („Polityka” nr 22/2006), że w Lidzbarku Warmińskim trzy gimnazjalistki na schodach szkoły zaatakowały koleżankę. Zabrały jej pieniądze, pogryzły, skopały i wyrwały kolczyki z uszu. Odpowiedź szkoły – obniżenie oceny z zachowania i zapowiedź rozmowy z rodzicami. Jednak rozmowa ta niewiele zmieni, bo uczennice pochodzą z rodzin patologicznych i trudno oczekiwać współpracy z takimi domami.

Były i bardziej drastyczne przypadki: gimnazjalistka zaangażowana w zbiorowe zabójstwo, uczeń gimnazjum atakujący nożem kolegę, jeszcze inny – taksówkarza. Bywa, że obiektem agresji słownej czy fizycznej stają się nauczyciele.

Jak widać, agresja szkolna przybiera rozmaite formy i dotyka różne osoby. Ma też z pewnością różnorodne uwarunkowania. Od lat 90. stała się przedmiotem licznych badań naukowych. Ich efekt to opracowania, które pozwalają na ciekawe obserwacje i uogólnienia.

Z moich badań, prowadzonych na terenie województwa łódzkiego (prezentowanych wcześniej na łamach „Psychologii w Szkole” nr 1/2006) wynika, że najwięcej agresji obserwuje się w szkołach podstawowych (wskazało na nią 73 proc. badanych), nieco mniej w gimnazjach (58 proc.) i najmniej w szkołach ponadgimnazjalnych (30 proc.). W szkołach podstawowych dziewczęta i chłopcy stosują zarówno agresję pośrednią, jak i fizyczną. Wskaźnik tej ostatniej jest tu niepokojąco wysoki – 67proc. u chłopców oraz 62 proc. u dziewcząt. Wyraźniejsze różnice w zależności od płci rysują się na kolejnych etapach nauczania. Na poziomie gimnazjum u dziewcząt dominuje agresja pośrednia (72 proc.), podczas gdy u chłopców wskaźnik ten wynosi 45 proc. Co ważne, niektóre wskaźniki u dziewcząt są znacząco wyższe niż u chłopców.

Z najnowszych, niepublikowanych jeszcze moich badań nad postawą wobec agresji wśród młodzieży szkolnej, wyłania się jeszcze jeden niebagatelny problem: widać powszechną akceptację zachowań agresywnych wśród młodych ludzi. Aż 69 proc. gimnazjalistów stwierdziło, że nie przeszkadza im zachowanie agresywne u innych. Nie mają nic przeciwko wulgaryzmom, przemocy wobec innych czy krzywdzeniu ich za pomocą form pośrednich: kłamstw, obmawiania, ośmieszania.

Przezywanie, bicie, poniżanie

W badaniach uczniów w szkołach na terenie Wałbrzycha potwierdzono, że dominującą formą przemocy w szkołach jest przezywanie (76,17 proc. badanych). Kolejne formy to: poniżanie lub ośmieszanie przez innych (39,39 proc.); bicie się kolegami (38,15 proc.) oraz zaczepianie i bicie młodszych bez powodu (34,81 proc.). Ciekawe dane z badań dotyczą charakterystyki ofiar...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI