Spotkałem nawet szczęśliwych Polaków

Wstęp

Czy Polacy czują się szczęśliwi? Czy pieniądze dają nam szczęście? Dlaczego Polak smutny po rozwodzie? Skoro nikomu nie ufamy, to jak się rozwijamy? I co mogą władze? Wszystko to tłumaczy JANUSZ CZAPIŃSKI. Prof. dr hab. Janusz Czapiński jest psychologiem społecznym, prorektorem Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania, pracuje też na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Jest autorem kilku teorii dotyczących adaptacji, m.in. cebulowej teorii szczęścia. Od 1991 roku razem z socjologami, demografami i ekonomistami bada jakość życia Polaków.

Dorota Krzemionka: – Ukończył Pan kolejną, czwartą już Diagnozę społeczną, czyli duże badania panelowe nad szczęściem i kondycją psychiczną Polaków. Czy władze kraju, prezydent lub premier interesują się tymi wynikami?
Janusz Czapiński: – Nie doszły mnie takie sygnały. Mam nadzieję, że jacyś analitycy w jednej bądź w drugiej kancelarii przygotowują wyciągi z tych badań i że moja praca nie idzie na marne. Ale politycy z górnej półki i tak zazwyczaj wiedzą swoje.

– A powinni się interesować tymi wynikami, bo, po pierwsze, przynajmniej w deklaracjach władca dba o szczęśliwość narodu, a po drugie, w demokratycznym systemie zadowolenie obywateli przekłada się później na głosy wyborców. Eugeniusz Gostomski w „Gazecie Bankowej” pisze, że „cechą wszystkich szczęśliwych krajów jest to, że politycy i różne instytucje intensywnie poszukują tam odpowiedzi na pytanie: co jest istotne dla pomyślności ludzi i jak zmieniają się w czasie czynniki wpływające na ich zadowolenie z życia?”.
– Zgodnie z moją cebulową teorią, niezależnie od tego, jak wiele by politycy zrobili, żeby ludzi uczynić szczęśliwszymi – to niewiele im z tego wyjdzie. Bo najgłębszej warstwy dobrostanu tak naprawdę ani w jedną, ani w drugą stronę zmienić się nie da. Ona zależy od genetycznie uwarunkowanej woli życia. Oczywiście jakiś potężny cios życiowy, na przykład śmierć bliskiej osoby lub ciężka choroba, może naruszyć tę warstwę, ale na szczęście na krótko. Jeśli ciężki los nie zaczerni nam całkowicie horyzontu, to jest ogromna szansa, że po pół roku, choć to złe doświadczenie wcale nas nie opuściło, wrócimy do równowagi na tym najgłębszym poziomie.

Innymi słowy, źródło naszego szczęścia bije wewnątrz nas i nie można go zwiększać?
– Tak. Jeśli wszystko idzie po naszej myśli, to znaczy: nie biedujemy, mamy dobre relacje z innymi ludźmi, dobrą i pewną pracę, jesteśmy w miarę zdrowi i sprawni, to w pełni wykorzystujemy swój potencjał szczęścia i dalej nie ma co się wysilać, bo szczęśliwsi nie będziemy. Natomiast zmianom pod wpływem warunków zewnętrznych mogą ulegać różnego rodzaju cząstkowe satysfakcje życiowe: zadowolenie z pracy, żony lub dzieci. Jeśli któryś z tych obiektywnych warunków jakości życia się posypie, to spadamy w dół i nie wykorzystujemy swego potencjału.

A więc to, co mogą zrobić politycy, to przeciwdziałać nieszczęściom?
– To powinno być ich zadaniem. Powinni wiedzieć, co jest głównym czynnikiem, który zapoczątkowuje zjeżdżanie w dół jeśli chodzi o nastroje społeczne i poczucie szczęścia obywateli. Powinni się zainteresować, dlaczego w Polsce jest tak niski wskaźnik zatrudnienia, niewiele ponad 50 proc., podczas gdy w Szwecji 70 proc. ludzi pracuje zawodowo. A praca jest jednym z ważnych źródeł dobrostanu psychicznego. Co jest głównym źródłem stresu w miejscu pracy? Co utrudnia życie samotnym matkom? Gdyby politycy bardziej dbali o uchylanie barier życiowych, to moim zdaniem nawet nie mnożąc zarobków Polaków, mogliby trochę powstrzymać rosnącą falę emigracji. Tym się powinni interesować. Ponieważ niewątpliwie im lepsze na różnych wymiarach warunki życia obywateli, tym większe prawdopodobieństwo, że będą oni szczęśliwsi, a w każdym razie bardziej odporni na różnego rodzaju ciosy. Niestety, politycy nie myślą tymi samymi kategoriami co zwykli obywatele. Próbują ludziom urządzać życie na przekór wysiłkom, które oni sami podejmują. Nic dziwnego, że Polacy w coraz większym stopniu sądzą, że politycy nie mają wielkiego wpływu na ich życie. Tylko 5 proc. badanych uważa, że władza ma jakikolwiek wpływ na indywidualne osiągnięcia obywateli.

Co wynika z ostatniej Diagnozy? Czy Polacy czują się szczęśliwi?
– Wyniki pokazują, że wzrosło zarówno poczucie szczęścia Polaków, jak i większość satysfakcji cząstkowych. Aż 76 proc. Polaków czuje się szczęśliwymi bądź bardzo szczęśliwymi. Niewiele już pod tym względem ustępujemy Amerykanom, wśród których jest ok. 85 procent szczęśliwych. Najbardziej w ostatnim okresie poprawiło się zadowolenie z perspektyw na przyszłość, z bezpieczeństwa w miejscu zamieszkania. Po raz pierwszy od 1997 roku wzrosło zadowolenie z sytuacji w kraju. Trochę jest to rezonans działań polityków, a każdym razie tego, co media pokazują. Polacy nabierają przekonania, że walczy się z różnymi patologiami. I że mogą wyjść bez obaw wieczorem na ulicę, bo minister Ziobro ich obroni.

Czy zatem poprawa nastrojów wynika ze zmiany obiektywnych warunków, czy raczej z wyobrażeń ludzi, ich przekonań, że coś się zmieniło na lepsze?
– To są dwie różne rzeczy. W ciągu minionych dwóch lat dochody osobiste Polaków realnie wzrosły o 19 proc., podczas gdy PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca wzrósł w tym samym czasie o 10 proc. Z jednej strony jest to wskaźnik przepływów finansowych, które nie są rejestrowane przez państwo. Ale zarazem nie zmienił się w tym czasie odsetek tych, którzy twierdzą, że ich sytuacja finansowa się pogorszyła. Albo inny przykład: do 2005 roku rosło zadowolenie Polaków ze stanu własnego zdrowia i z opieki medycznej. Ale zarazem ogromna większość badanych twierdziła, że ta opieka się zmieniła na gorsze.

Jak to wytłumaczyć?
– Gdy pytamy o poglądy, otrzymujemy zupełnie inne odpowiedzi niż wówczas, gdy pytamy o odczucia. Pytany o poglądy przeciętny Polak czuje się zobowiązany do zasygnalizowania władzom, żeby się tak nie cieszyły, bo ciągle jest dużo do zrobienia i mogłoby być lepiej. Poglądy są odzwierciedleniem pewnych nawyków kulturowych, tego typowego polskiego narzekania. Natomiast jeżeli pytamy o bezpośrednie odczucia, to przeciętny Polak nie włącza tego instrumentu nacisku na władzę. Tylko mówi, co mu w duszy gra. I wtedy okazuje się, że Polacy wcale nie są takimi malkontentami.

Czy, biorąc pod uwagę te odczucia, Polacy są szczęśliwym narodem? Co mówią na ten temat kolejne Diagnozy?
– Od początku moich badań nad jakością życia Polaków, czyli tak naprawdę od samego początku transformacji, daje się zauważyć nieustannie – z niewielkimi wahaniami – trend wzrostowy pod względem zarówno poczucia szczęścia, oceny całego swego życia, jak i masy satysfakcji cząstkowych.

Czy to znaczy, że żyje nam się coraz lepiej?
– Polacy przebyli nie...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI