Samotni, choć razem

Na temat Otwarty dostęp Ja i mój rozwój

Samotności, jakaś ty przeludniona! – ironizował Stanisław Jerzy Lec. Chyba wszyscy jej nieraz doświadczamy. Od czasu do czasu jej potrzebujemy, częściej nas jednak boli. Bywa twórcza, bywa też zabójcza. Czy można się z nią zaprzyjaźnić? Wystarczy wsłuchać się w nią i zrozumieć, co nam chce powiedzieć, a wtedy można ją przekroczyć albo… docenić.

 

Zmaganie się z samotnością to główny wątek filmu „Cast away. Poza światem” w reżyserii Roberta Zemeckisa. Zainspirowany ponoć prawdziwym wydarzeniem, opowiada historię Chucka Nolanda, pracownika kurierskiej firmy FedEx. W wyniku katastrofy samolotu Chuck trafia na bezludną wyspę, gdzie spędza samotnie kilka lat. Sam z paczkami, które, jak się zdaje, nie zostaną już nigdy doręczone. Ciekawe, co kryją te zamknięte, opieczętowane pudełka? Do końca pozostanie to dla widza tajemnicą, ale zapytany o ten zabieg artystyczny reżyser filmu, odpowiada z niejakim szyderstwem, że pewnie w jednym z nich jest wodoodporny telefon satelitarny zasilany baterią słoneczną! Odpowiedź ta celnie trafia w paradoks naszych czasów – w zasięgu ręki mamy narzędzia do kontaktu ze światem, z innymi ludźmi, z naszymi bliskimi, lecz nie chronią nas one przed samotnością.

A jednak bohater filmu, wyrzucony niejako poza świat, znajduje na nią sposób. Oto bowiem wobec wyimaginowanego przyjaciela – piłki Wilson z jednej z paczek – podejmuje zobowiązanie godne przykładnego pracownika Fed[-]Exu: postanawia, że pomimo okoliczności przesyłka trafi do adresata.

Szósty wymiar

Choć żyjemy otoczeni ludźmi, choć nieustannie się z nimi porozumiewamy, coraz częściej czujemy się samotni. Badania pokazują, że już co trzecia badana osoba dorosła nie ma poczucia wspólnoty z szerszą społecznością. To niepokojące, bo rodzi obywatelską apatię albo rewolucyjny gniew. Przestrzegał przed tym jeszcze w latach 90. Robert Putnam, autor książki Samotna gra w kręgle. Czy nie jest prorokiem?

A może, jak zauważa Tadeusz Konwicki, „Przeznaczeniem inteligentnego człowieka jest samotność”. W mniejszym lub większym stopniu odczuwamy ją wszyscy. Pojęcie to reprezentowane jest we wszystkich językach świata. A to – zgodnie z hipotezą leksykalną Lewisa Goldberga – oznacza, że różnice indywidualne w odczuwaniu samotności musiały być ważne dla przetrwania i adaptacji gatunku ludzkiego. Być może zatem słynną Wielką Piątkę, opisującą osobowość, należałoby uzupełnić o szósty wymiar – wymiar samotności.

Nawet w bliskich związkach odczuwamy czasem głód bliskości, intymności. Samotność przeżywana w małżeństwie czy w rodzinie bywa najbardziej dojmująca. Bywamy też samotni w pracy, np. w korporacji, dla której wypruwamy sobie żyły, a która nawet w weekend nie daje nam spokoju, zasypując mailami. Z drugiej strony życie w pojedynkę wcale nie musi oznaczać samotności. Możemy mieszkać sami, ale utrzymywać dobre kontakty z ludźmi i doświadczać ich wsparcia.

Epizodyczna i chroniczna

POLECAMY

Rzecz bowiem nie w tym, czy jesteśmy sami, lecz czy czujemy się samotni. Trzeba zatem odróżnić psychologiczną samotność od fizycznego bycia osobno; oddaje to język angielski, w którym be alone nie oznacza sense of loneliness. Poczucie samotności jest złożoną emocją. Składają się nań m.in.: rozczarowanie, poczucie zawodu, znudzenie, poczucie pustki, frustracja z braku intymności, bliskości i przynależności, rezygnacja, bezradność i lęk. Głównie jednak na poziomie świadomym dostępny jest smutek. Może on wynikać z realnej straty, np. odejścia partnera życiowego, lub brać się po prostu z rozczarowania bieżącymi kontaktami z ludźmi. Odczuwamy samotność, gdy nie mamy kogoś bliskiego, z kim czulibyśmy wspólnotę i mogli porozmawiać, gdy tego potrzebujemy. „Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony” – twierdził Alphonse de Lamartine, polityk i pisarz uważany za twórcę francuskiego romantyzmu. Gdy nasze kontakty wydają się nam interesowne i nie doświadczamy w nich szacunku, do naszego serca wkrada się samotność, zawsze odczuwana jako niesprawiedliwa, niezasłużona.

To, jak bardzo nas dręczy, zależy od jednego tylko czynnika obiektywnego – czasu. Dr Carolyn Cutrona, psycholożka z Iowa State University, już w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku zwróciła uwagę na dwie formy samotności: epizodyczną i chroniczną. Pierwsza dotyczy przeżyć krótkotrwałych i odnosi się do konkretnego zdarzenia, bieżącego kontekstu, na przykład chwilowego braku kontaktów. Powstaje w wyniku rozbieżności między tym, jakich relacji pożądamy, a jakie są nam dostępne. Oczywiście owo pożądanie jest kwestią indywidualną i odmienną u różnych ludzi. Groźniejsza jest druga forma – samotność chroniczna – i to zarówno jeśli chodzi o głębię cierpienia, jak i jego konsekwencje. Rodzi się najczęściej w wyniku nieprzezwyciężonych trudności egzystencjalnych, a także długotrwałych problemów osobistych. Niektórzy badacze, np. Ami Rokach, autorka m.in. książki Loneliness, Love and All that’s Between: A Psychological Look at What Makes Us Lonely and What Keeps Us in Love, twierdzą, że chroniczne doświadczanie samotności zmienia nas charakterologicznie, utrwalając strukturę osobowości o swoistej konstelacji cech i predyspozycji.

Samotnością przez wiele lat zajmował się zmarły niedawno psycholog społeczny prof. John Cacioppo. Razem ze współpracownikami próbował wyjaśnić, w jaki sposób pewne cechy i zachowania pogłębiają samotność społeczną. Otóż osoby trwale nią dotknięte zachowują się w kontaktach z ludźmi niejednoznacznie i mało otwarcie. W efekcie uruchamiają mechanizm afektywnego „zarażania się” – ludzie odpowiadają im tym samym. A im częściej spotykają je niepowodzenia w kontaktach, tym bardziej wycofują się i izolują. Narasta w nich bowiem lęk przed ponownym rozczarowaniem.

Ten model nie rozstrzyga, co jest początkiem cyklu: czy problem tkwi w naszym otoczeniu, czy w nas samych. Pokazuje natomiast, że pewne cechy, takie jak np. małe umiejętności społeczne czy obniżony nastrój, mogą stanowić osobowościowe podłoże samotności. Badania potwierdzają, że utrwalone poczucie samotności wiąże się z niskim lub niepewnym poczuciem własnej wartości, niestabilnością emocjonalną, słabym poczuciem kontroli nad zdarzeniami, nadmierną koncentracją na sobie, nieśmiałością, podwyższonym lękiem oraz biernością społeczną. Ludzie chronicznie samotni bywają też narcystyczni i drażliwi, ale jak zauważa Józef Kozielecki, w głębi duszy mają silną potrzebę przynależności. Poszukują akceptacji, lecz zarazem boją się odrzucenia i utraty autonomii.

Dieta dla umysłu

Niekiedy, choć rzadko, samotnicy mają skłonność do zachowań transgresyjnych, napędzanych motywacją hubrystyczną, czyli dążeniem do doskonałości i ciągłego potwierdzania własnej wartości. Zdaniem prof. Kozieleckiego wynika ono z chęci pokazania własnej sprawności w działaniu i zdobycia uznania dla własnych zalet. Takie osoby narażają się, igrając z losem, by wykazać swą wyjątkowość. Są wśród nich też samotnicy-pasjonaci, np. długodystansowcy, żeglarze, zdobywcy biegunów. Ich zachowania mają niekiedy w sobie coś z autoagresji, która tłumi lęk. W końcu hubris to (z grec.) duma, nawet pycha, która uniemożliwia prawidłowe rozpoznanie sytuacji. Heros ma czelność przekraczać miarę, jaką wyznaczają nam bogowie.

Niekiedy samotność bywa pożądana. Niektórzy single twierdzą, że wolą żyć w pojedynkę, bo tak jest im wygodniej. Mogą dzięki temu rozwijać swoje zainteresowania. Samotność nierzadko stanowi warunek procesu kreacji, wyposaża twórcę w wolę tworzenia. Aby jednak dzieło mogło zaistnieć, jego autor musi w końcu wyjść z samotnej pracowni, bo jak zauważa Michel Houellebecq w Mapie i terytorium: „w łonie gatunku społecznego jednostka jest zaledwie przelotną ułudą”. Dylemat twórcy zazdrośnie strzegącego swej przestrzeni wieki temu uchwycił Albrecht Dürer. Jego miedzioryt Melancholia II jest alegorią samotności artysty nierozumianego przez zwykłych zjadaczy chleba, ogarniętego zwątpieniem w swe siły twórcze, poczuciem bezradności wobec upływającego czasu.

A jednak, jak mawiał Luc de Vauvenargues, francuski pisarz, aforysta i moralista, „Samotność jest dla umysłu tym, czym dieta dla ciała”.

W zgiełku świata chwile odosobnienia dają szansę zatrzymania się w biegu, zajrzenia w siebie, poddania się refleksji, pogłębienia duchowości. Ale mogą też tworzyć złudzenie wolności wyboru celów i swobody działań. Jeśli stają się chroniczne, mogą napędzić błędne koło niezaspokojonego nigdy głodu bliskości, intymności i sensu bycia w relacji z ludźmi.

Kuzynka depresji

Samotność niekiedy pociąga, najczęściej jednak dręczy i zagraża zdrowiu. Bywa nawet groźniejsza niż stres. Nie rzuca się tak w oczy, ale skutecznie odbiera radość, narusza zdrowie i psuje nam życie.

Duńskie badania prowadzone przez Anne Vinggaard Christensen, zaprezentowane podczas kongresu EuroHeartCare 2018, obejmujące ponad trzynaście tysięcy pacjentów kardiologicznych, dowodzą, że chroniczne poczucie samotności wiąże się m.in. z dwukrotnie wyższym ryzykiem zgonu z powodu chorób sercowo-naczyniowych, choroby niedokrwiennej serca, arytmii i udaru serca. A zatem to nie tylko przepracowani i rywalizujący menedżerowie z osobowością typu A padają ofiarą zawałów serca. Równie niebezpiecznym, a może większym zagrożeniem jest brak satysfakcjonujących więzi społecznych.
Potrzebujemy bowiem czuć, że jesteśmy dla innych kimś ważnym, wartym uwagi.

Badania neurobiologiczne dowodzą, że podczas dobrych kontaktów z ludźmi w naszych mózgach wydziela się oksytocyna, wazopresyna i neuropeptydy, które sprawiają, że m.in. obniża się ciśnienie krwi, szybciej goją się rany, wzrasta odporność. Samotność zaś zwiększa podatność na stres, nasila stany zapalne, upośledza zdolność zapamiętywania faktów i rozwiązywania problemów.

Rok temu dr Paula V. Nersesian z Johns Hopkins University opublikowała w prestiżowym czasopiśmie „Cell” wyniki badań dowodzące, że poczucie samotności wiąże się z reakcją zapalną organizmu w zakresie funkcji kardiometabolicznych. Okazało się, że samotność narusza kondycję serca, jeśli towarzyszy jej podwyższone ciśnienie krwi, brak ruchu i problemy ze snem. Samotność, zwłaszcza chroniczna, ma swój udział w ogólnoustrojowym zapaleniu organizmu i sprzyja rozwojowi chorób sercowo-naczyniowych. Ale nie wiąże się, jak podejrzewano, z zespołem metabolicznym i jego przejawami, takimi jak otyłość brzuszna, nadciśnienie, nieprawidłowy poziom lipidów i cukru we krwi. Jak widać, wpływ samotności na zdrowie jest podstępny, ale niejednoznaczny.

Niewątpliwie natomiast samotność narusza nasz dobrostan. Pr...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI