"Nie pozwól mu odejść" to odważna pozycja! Wystawiasz mężczyzn kobietom na pożarcie. Decydowanie "za kogoś" kiedykolwiek może być dobrym rozwiązaniem?
POLECAMY
Osobiście, nie sądzę, abyśmy mogli decydować za drugą osobę, ale z drugiej strony nie uzurpuję sobie prawa aby wiedzieć co zrobiłbym na miejscu mojego bohatera, a prawdę mówiąc jego postępowanie, nie jest do końca pozbawione sensu. Aby oczywiście to bardziej szczegółowo wyjaśnić, musiałbym zagłębić się w fabułę, a tego wolałbym uniknąć. Powiedzmy tak, sytuacja nie jest oczywista ale niech czytelniczki najlepiej same ocenią.
Nie chcę zdradzać czytelniczkom o jakie dokładnie decyzje chodzi, ale czy nie powinno być tak, że trudne sytuacje scalają? Można generalizować taki "test miłości"?
Pewnie można by w ten sposób uogólnić. Ale zaraz należałoby zadać pytanie ile osób taki „test” zdaje i czy naprawdę łączą? Gdzie kończy się miłość i oddanie, a gdzie zaczyna na przykład obowiązek i czy naprawdę chcemy uzależniać od siebie ukochaną osobę? Czy prawdziwa miłość to nie znaczy, pozwolić komuś odejść?
Skąd u Ciebie taki pomysł na fabułę?
Kiedy piszę, kiedy wymyślam jakąś historię, zależy mi na tym, aby dylematy przed jakimi stają moi bohaterowie nie były oczywiste. Chcę aby decyzje, które muszą podjąć nie były do końca jednoznaczne. Kiedy bohater lub bohaterka są postawieni pod ścianą, w sytuacji w której jest tylko jedno dobre wyjście, na rozważania co jest właściwe a co nie, nie ma specjalnie miejsca. A chodzi o to żeby decyzje były trudne. I właśnie w fabule takiej jak w „Nie pozwól mu odejść”, dla mnie jako autora najbardziej pociągająca jest ta walka między tym co byśmy chcieli, a tym co wydaje nam się słuszne, kiedy żadne rozwiązanie nie wydaje się być dobre, a jakąś decyzję, musimy podjąć.
Przyznam, że po skończonej lekturze od razu chciałam zapytać, czy będzie kontynuacja? A jakby, to czy byłoby w niej więcej miłości czy żalu? Kobiece reakcje trudno przewidzieć ;)
Z pewnością takie przewidywanie nie byłoby łatwe ;). Przyznam szczerze, że kiedy skończyłem pisać tę książkę, gdzieś przez głowę przemknęła mi myśl o dalszym ciągu, aczkolwiek była to tylko krótka myśl, że może, kiedyś chciałbym wrócić do moich bohaterów. A czy więcej byłoby miłości czy żalu? Ja osobiście wolałbym aby było więcej miłości, ale biorąc pod uwagę wszystkie wydarzenia z książki, droga do niej nie byłaby łatwa.
No właśnie, czy kobiety wciąż cię zaskakują? Nawet te, które są u twojego boku? A może zdarza się, że to one źle odczytują twoje intencje?
Biorąc pod uwagę, że mam w domu cztery kobiety, nie sądzę aby zaskakiwanie, kiedykolwiek się skończyło. Nie jestem zwolennikiem twierdzenia, że „mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus” i że aż tak bardzo się od siebie różnimy. A już wręcz jestem przeciwnikiem stereotypów, że mężczyźni to są tacy, a kobiety takie. Natomiast jeśli mówimy o odczytywaniu intencji, to jest tylko jeden sposób na to, aby uniknąć ich złego zrozumienia. Trzeba jasno je wyrażać.
W książce wiele razy pada stwierdzenie, że bohaterowie robię "wszystko nie tak". Nie działają według schematu, norm..., patrząc od innej strony, czy pisząc książkę trzymasz się planu?
Na początku jest pomysł, a właściwie taki malutki punkt wyjściowy. Później gdzieś w głowie układam sobie jak mogłaby się ta historia potoczyć, jak mogłaby się skończyć. Prawda jest jednak taka, że moi bohaterowie, mimo, że nimi kieruję, zaczynają żyć trochę takim swoim życiem. Czasami wszelkie zamiary jakie wobec nich mam schodzą na dalszy plan, bo nagle zdecydowali się powiedzieć lub zrobić coś, czego wcześniej nie przewidziałem, a jednocześnie miało sens w danym momencie. Lub go nie miało, ale właśnie tak zrobili. Czasami po prostu pozwalam historii aby mnie prowadziła. Jeszcze chyba się nie zdarzyło, aby ostatnia scena była dokładnie taka jak wyobrażałem sobie na początku.
Lubisz to? Pisanie?
Bardzo. Uwielbiam zanurzać się w historię, którą tworzę. Oczywiście z przyczyn zewnętrznych, takich jak praca zawodowa i czy moje kochane córki, moje „zanurzenia” nie są długie, ale za to muszą być bardzo intensywne. Nie mogę pozwolić sobie na godziny kontemplacji czy bujania w obłokach. Muszę wniknąć w historię cały, w danym i konkretnym momencie, nie wiedząc jak długo w niej będę. To co jest najbardziej pociągające w pisaniu, to taka pewna niewiadoma. Jestem tak jakby twórcą i jednocześnie czytelnikiem. Ja decyduję o pewnych rzeczach, ale również daję pewną autonomię bohaterom. Stawiam ich przed dylematami, przed którymi sam pewnie nie chciałbym się znaleźć, ale jednocześnie pozwalam im przeżywać miłość i szczęście. Pisanie o uczuciach pozwala dotknąć tego co w życiu jest tak naprawdę najważniejsze. I tak a pro po, tego co najważniejsze, może to jest truizm, ale największą wartością płynącą z pisania, jest odbiór moich książek, to co mogę dać moim czytelniczkom. Nie ma dla mnie większego komplementu niż fakt, że kogoś moja książka poruszyła, że dała chwilę radości i wzruszenia. To tak naprawdę sprawia, że nawet kiedy mi nie idzie, nie mam czasu, czy mam masę innych rzeczy na głowie, znajduję w sobie siłę aby pisać dalej. Tak na koniec , jako miłośnik muzyki na żywo, widziałem wielokrotnie jaką energię potrafią czerpać artyści z publiczności entuzjastycznie reagującej na ich twórczość, znających ich utwory. Zachowując oczywiście wszelkie proporcje, ja też już trochę to poznałem i muszę powiedzieć, że ta energia, którą ja dostaję jest bezcenna. I za to jestem wdzięczny, i za to dziękuję.
Tutaj możesz kupić najnowszą książkę Tomasza Kieresa: https://www.empik.com/nie-pozwol-mu-odejsc-kieres-tomasz,p1230102681,ksiazka-p