Porządny człowiek to ja

Wstęp

Przeciętny człowiek uważa się za bardziej uczciwego, miłego i szczerego od typowego członka grupy własnej, a jednocześnie za mniej kłótliwego, leniwego i niemoralnego.

Wyobraź sobie, że na Twoim osiedlu zdarzyła się awaria sieci wodociągowej. Ile wody z naprędce podstawionego beczkowozu nabierzesz Ty sam, a ile Twoi sąsiedzi z osiedla? Takie pytanie kilka lat temu postawili profesorowie Janusz Grzelak i Bogdan Wojciszke reprezentatywnej próbie 1655 Polaków w wieku od 16 do 70 lat. W odpowiedzi 52 proc. badanych przewidywało, że nabraliby „trochę mniej niż im samym trzeba, tak żeby dla wszystkich starczyło”, 27 proc. deklarowało, że wzięliby dokładnie tyle, ile im by było potrzebne, a jedynie niespełna co piąty (18 proc.) twierdził, że wziąłby „tyle wody, żeby mieć bezpieczny zapas na następne godziny”.

Mogłoby się zatem wydawać, że Polacy to ludzie na wskroś uczciwi, w swoim postępowaniu kierujący się dobrem innych, gotowi zrezygnować z własnego komfortu na rzecz innych, słowem altruiści. Poczekajmy jednak z wnioskami. Ci sami badani odpowiadali również, jak zachowają się ich współtowarzysze niedoli – sąsiedzi. W opinii 19 proc. badanych, współmieszkańcy będą brać nieco mniej wody niż im potrzeba, mając na uwadze to, by starczyło jej dla wszystkich. Co piąta osoba (22 proc.) przewidywała, że inni będą brać tyle wody, ile im aktualnie potrzeba.

Dokładnie połowa badanych sądziła, że inni będą brać wodę na zapas.

Wyniki te świadczą, że „przeciętna osoba uważa się za lepszą od przeciętnej osoby”. Prawidłowość ta ma uniwersalny charakter i wydaje się dotyczyć ludzi w ogóle, a nie tylko Polaków. Zimą 1998 roku w pierwszych dniach „afery rozporkowej” stacja telewizyjna CBS w sondażu telefonicznym zapytała Amerykanów, jak bardzo są zainteresowani pikantnymi szczegółami z życia seksualnego ówczes-nego prezydenta USA Billa Clintona. Wyniki wskazywały na nikłe zainteresowanie. Jedynie 7 proc. pytanych deklarowało „fascynację” tym tematem, a 50 proc. było „zupełnie niezainteresowanych”. Jednak, gdy podobnie jak w badaniu Grzelaka i Wojciszke zapytano o ocenę zainteresowania innych, to okazało się, że 25 proc. badanych uważa, iż inni Amerykanie są „zafascynowani”, a tylko 18 proc. uważało, że inni są „zupełnie niezainteresowani”.

Tak więc również w Stanach Zjednoczonych pojedyncze osoby uważają siebie za lepsze, „świętsze” od innych. Jasne jest, że poglądy jednostek na swój własny temat pozostają w logicznej sprzeczności z poglądami na temat innych. Przeciętny człowiek uważa się za bardziej uczciwego, miłego, lojalnego, szczerego, skłonnego do współpracy od typowego członka grupy własnej, a jednocześnie za mniej kłótliwego, kłamliwego, podłego, grubiańskiego, leniwego i niemoralnego – to tylko kilka przykładów z badań nad przypisywaniem sobie cech charakteru.

Zgodnie z rezultatami zebranymi przez Thomasa Gilovicha w Stanach Zjednoczonych: 94 proc. profesorów uniwersyteckich uważa, że są lepsi w tym, co robią, od swoich kolegów. 25 proc. studentów wierzy, że pod względem zdolności interpersonalnych zaliczają się do górnego 1 proc. najbardziej sprawnych. 70 proc. studentów myśli, że są ponadprzeciętnie sprawni w kierowaniu innymi, a tylko 2 proc. uważa swoje zdolności przywódcze za mniej niż przeciętne. W moim sondażu wśród polskich studentów 80 proc. badanych uważało, że lepiej od swoich rówieśników radzi sobie w kontaktach interpersonalnych, a tylko 2 proc. oceniało swoje zdolności interpersonalne za niższe od przeciętnych.

Z badań nad przypisywaniem sobie i innym cech jasno wynika, że ludzie popełniają błąd. Nie jest jednak oczywiste, czy błąd ten polega na nadmiernym upozytywnieniu obrazu własnej osoby przy całkiem trafnym spostrzeganiu innych, czy też na cynicznym zaniżaniu opinii o innych przy w miarę trafnym opisie siebie. Może być również tak, że obie opinie, i o sobie i o innych, są błędne, jednak niewątpliwie mamy do czynienia z błędem. W literaturze błąd ten nosi nazwę błędu obronnego (self-serving bias). Na czym w istocie on polega? Cechy, które badani sobie i innym w badaniach przypisują, są pojęciami abstrakcyjnymi, w których niejako kondensowane są setki cudzych i własnych zachowań z przeszłości, niezwykle trudno jest więc znaleźć tu obiektywne kryterium odniesienia dla opinii. A tylko porównanie ich z twardym, zewnętrznym kryterium mogłoby pozwolić odpowiedzieć na pytanie o źródło błędu.

Zdecydowanie łatwiej uzyskać obiektywny punkt odniesienia dla przewidywań czynionych dla konkretnych, pojedynczych zachowań, np. takich jak w badaniu wodociągowym. Wystarczy tylko zbadać, jak w...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI