Do poradników podchodzę jak pies do jeża, co oznacza zarówno ostrożność, jak i cień niechęci. Tyle frazeologizm, a praktyka sobie. Gdy mieszkałem w Ameryce Środkowej, pies sąsiadki zaciekle i z chęcią nieustającą podchodził do jeżozwierzy. Kończyło się to zawsze kilkoma kolcami wbitymi zazwyczaj w nos. Potem oczywiście weterynarz, a za tydzień powtórka ze zbliżeń (jednostronnych) psa do jeżozwierzy.
POLECAMY
Zatem praktyka nie potwierdzała porzekadła o tym, że uczymy się na błędach. Otóż niezbyt i nie zawsze, chyba że – niedawno przyszło mi to do głowy, gdy robiłem przegląd zwierząt, z którymi mieszkałem – szło o miłość, a ta jak wiemy bywa ślepa.
A więc w ogrodzie wynajmowanego domu w Kostaryce mieszkały pancerniki, które ciągle coś kopały. Na bananowcu zaś mieszkał leniwiec. Nie był szybki, miał ogromne pazury i kły oraz kolor zielonkawy. Ktoś mi wyjaśnił, że to mchy c...