Pod jednym dachem

Wstęp

Szkoły integracyjne, klasy integracyjne – mają więcej wad czy zalet? Przynoszą dzieciom korzyści czy utrudniają im życie? Jak zwykle w takich spornych kwestiach, przeciwników jest tyle samo co zwolenników. Kto jednak ma rację?

Adam Krasnosielski jest psychologiem i pedagogiem, doktorantem Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Zawodowo interesuje się m.in. kształceniem integracyjnym, problematyką przemocy w szkole oraz pomocą psychologiczno-pedagogiczną dzieciom z różnymi trudnościami rozwojowymi.

Kształcenie niepełnosprawnych uczniów wraz z ich pełnosprawnymi rówieśnikami ma już długą historię. Mimo że w Polsce oficjalna możliwość przenoszenia uczniów ze szkół specjalnych do placówek integracyjnych istnieje od lat 90., kiedy w Warszawie utworzono pierwsze tego typu przedszkole, to dzieci z niepełnosprawnością uczęszczały do „normalnych” szkół od zawsze. Powodem był brak specjalistycznych placówek, dostosowanych do ich potrzeb. Jeśli rodzice dziecka z niepełnosprawnością chcieli zapewnić mu odpowiednią edukację, mogli je posłać tylko do zwykłej szkoły. Czasami robili to bez wiedzy nauczycieli, kiedy niepełnosprawność była niewidoczna, a czasami z ich wiedzą, ale bez przychylności, kiedy niepełnosprawności nie dało się ukryć.
Utrzymujący się przez wiele dziesięcioleci brak szkolnictwa integracyjnego i specjalnego uniemożliwiał lub utrudniał edukację
dziecka ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Z czasem sytuacja zaczęła się zmieniać. Troska o niepełnosprawne dzieci, zapoczątkowana przez Marię Grzegorzewską (twórczyni pedagogiki specjalnej w Polsce; konsekwentnie kierowała się hasłem: „Nie ma kaleki – jest człowiek”), przyczyniła się do rozwoju szkolnictwa specjalnego, dostosowanego do potrzeb i możliwości dzieci niepełnosprawnych.

Niedobry podział
Jednym z głównych problemów związanych z obecnością dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych w szkołach powszechnych była niechęć nauczycieli do ich nauczania. Wynikała ona z tego,
że patrzono na te dzieci przede wszystkim przez pryzmat deficytów utrudniających edukację. W jaki sposób nauczyć dziecko czytać, jeśli ono nie widzi, a nauczyciel nie zna pisma Braille’a? W jaki sposób dziecko z niepełnosprawnością intelektualną ma przyswoić wiedzę z matematyki na takim samym poziomie, co jego sprawni rówieśnicy? Podobne pytania można stawiać w nieskończoność. Dlatego rodzice zapisywali swoje niesłyszące czy niewidzące dzieci do szkół, które były wyspecjalizowane w metodach nauczania dostosowanych do konkretnej niepełnosprawności.
Niestety, taki podział szkolnictwa – na „normalne” i „specjalne” – przyczynił się w pewnym sensie do wykluczenia osób niepełnosprawnych z ogólnego życia społecznego. Przykładem są np. środki komunikacji oraz budynki życia kulturalnego (kina, teatry), urzędy, a przede wszystkim szkoły. Choć wiele z nich zostało już dostosowanych do potrzeb ludzi poruszających się na wózkach c...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI