Odgrać, a zyskasz

Ja i mój rozwój Praktycznie

Dzięki minimalizmowi jestem spokojniejsza, bardziej świadoma siebie. Zrozumiałam, jaka chcę – a nie jaka powinnam – być. Pozbyłam się różnych nagromadzonych przez lata przekonań na własny temat. Zobaczyłam to, co jest pod spodem.

JOANNA PIEKARSKA: Wielu osobom minimalizm kojarzy się z pustymi, przestronnymi, pomalowanymi na biało wnętrzami, z prostym stolikiem, dwoma krzesłami, bez bibelotów...
KATARZYNA KĘDZIERSKA: Minimalizm jest czymś znacznie szerszym – to narzędzie pozwalające żyć w taki sposób, w jaki chcę, skupić się na tym, co istotne. Chodzi nie o to, żeby mieć w domu najwyżej sto przedmiotów, ale o to, żeby potraktować minimalizm jako sposób na uczynienie życia prostszym. Po to, by móc robić rzeczy, na które mamy ochotę i które są dla nas ważne. Dla każdego to będzie co innego: dzieci, rodzina, przyjaźnie, zdrowie, praca.
Lata temu podczas przeprowadzki pakowałam swoje książki. Zajęły kilkanaście kartonów, które trzeba było znieść po schodach, wpakować do samochodu, przewieźć na nowe miejsce, wnieść po schodach i wypakować. Uświadomiłam sobie wtedy, że nie chcę nadmiaru.

Przeprowadzki rzeczywiście są okazją do refleksji: ile z tych wszystkich rzeczy naprawdę potrzebuję?
Można też skorzystać z innej metody, i to bez konieczności przeprowadzania się. Jest to proste liczenie przedmiotów. Dzięki temu uświadomimy sobie, jak wiele posiadamy. Kiedy policzymy książki na półkach albo skarpetki w szufladzie z bielizną, okaże się, że mamy ich bardzo dużo. Często za dużo.

Marie Kondo, japońska guru od sprzątania, proponuje, by zebrać wszystkie rzeczy z jednej kategorii i zobaczyć, jak dużo ich jest. Myślę, że to zmniejsza obawę, że będziemy mieć za mało i czegoś nam zabraknie.
Często nie mamy świadomości nadmiaru, który nas przytłacza. Nie czujemy się komfortowo u siebie w domu i nie wiemy dlaczego. Gdy zbierzemy rzeczy razem i je policzymy, uświadomimy sobie, jak dużo ich mamy i jak wielu z nich w ogóle nie używamy.

Kiedy życie nas przytłacza, instynktownie szukamy ładu wokół, zaczynamy sprzątać, myć okna.
Oba te obszary wpływają na siebie. Gdy posprzątamy, zadbamy o harmonię w przestrzeni, w której żyjemy, to mamy wrażenie, że nagle zaczyna się też nam porządkować w głowie. To nie magia, tylko naturalny proces. Kiedy sprzątamy, jesteśmy w ruchu, skupieni na tym, co robimy. Zwiększa się nasza uważność.
Ja dzięki minimalizmowi jestem spokojniejsza, bardziej świadoma siebie, mam silniejsze poczucie wpływu na własne życie. Zrozumiałam, jaka chcę – a nie jaka powinnam – być. Pozbyłam się różnych nagromadzonych przez lata przekonań na własny temat. Zobaczyłam to, co jest pod spodem. Nie było to łatwe doświadczenie – przedrzeć się przez wierzchnią warstwę „śmieci” i znaleźć ukrytą pod nimi prawdziwą mnie, ze wszystkimi zaletami i wadami. Właśnie do tego cennego momentu dochodzą minimaliści na całym świecie. Ostatnio czytałam książkę o minimalizmie japońskiego autora. Zafascynowało mnie to, że mężczyzna żyjący kilkaset tysięcy kilometrów ode mnie i wychowany w zupełnie innej kulturze dzięki narzędziu, jakim jest minimalizm, zyskuje dokładnie to samo. Poznaje siebie. To pokazuje, jak uniwersalne i skuteczne jest to narzędzie. Może być pomocne na każdym etapie życia. Korzystają z niego 20-, 30-latkowie, ale i osoby po sześćdziesiątce.

Jak minimalizm przekłada się na Pani wybory zawodowe? Prowadzi Pani dwie firmy,...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI