O odwadze i nadziei

Wstęp

Podstawowym wymiarem wiary jest powrót do radości, do akceptacji życia, do tego stwierdzenia, od którego się zaczęło stworzenie świata: „I dobre było” - mówi ksiądz Józef Tischner w niedrukowanej dotąd rozmowie, którą przeprowadziła Ewelina Puczek.

Ewelina Puczek:Mówi się, że do odważnych świat należy, że szczęście sprzyja śmiałym. W życiu jednak często bywa tak, że skuteczniejszy okazuje się koniunkturalizm, że sukces odnoszą ci, którzy się nie wychylają.
Ks. Józef Tischner: – Najpierw muszę zaznaczyć, że mnie fascynuje przede wszystkim odwaga myślenia – bardziej niż odwaga takiego czy innego czynu, do którego może dojść pod wpływem emocji, rozmaitych uczuć. Żeby zrozumieć istotę odwagi, trzeba przyjrzeć się naszym codziennym lękom. Bo odwaga zaczyna się od tego, że człowiek potrafi patrzeć w oczy własnym lękom. Jest ich w nas niemało, wypływają z mniej lub bardziej irracjonalnych zakazów. Czego uczą nas w szkole? Przede wszystkim lęków. Taki Jasio, który przychodzi do szkoły, w zasadzie niczego się nie boi. A potem każą mu się bać dwójki, nauczyciela, dyrektora. Niektórym pedagogom wydaje się, że im więcej strachów napuszczą w tę głębię, jaką jest człowiek, tym lepiej go wychowają.

– Czy można być odważnym, nie wystawiając swej odwagi na próbę, nie stając w obliczu zagrożenia, czy nawet nieszczęścia? Któż poznałby odwagę Hektora, gdyby Troja żyła w pokoju?
– Rzeczywiście, odwaga sprawdza się w jakimś niebezpieczeństwie. Istota, która nie odczuwa niebezpieczeństwa, jest co prawda odważna, ale o tym nie wie. Czym innym jest bowiem być odważnym, a czym innym – wiedzieć, że się jest odważnym. Myślę, że aby wiedzieć, trzeba stanąć oko w oko z jakimś niebezpieczeństwem. W filozofii pojawia się ciekawe pojęcie. Mówi się mianowicie o męstwie bycia. Samo to, że człowiek decyduje się być na tym świecie, wymaga męstwa. I można odnieść wrażenie, że to męstwo bycia leży u podstaw wszelkich innych aktów męstwa: na ulicy, w szkole, w zabawie. Męstwo bycia – czyli uznanie, że za moje istnienie, za to, kim jestem, przede wszystkim ja sam ponoszę odpowiedzialność.

– Czy to męstwo, o którym mówi Ksiądz Profesor, nie wynika w pewnym sensie z tchórzostwa? Pozostajemy na tym padole płaczu, bo nie mamy odwagi z niego odejść...
– Chciałbym tu zwrócić uwagę na nieco inny problem. Mianowicie na sytuację, w której zamiast męstwa bycia mamy do czynienia z szukaniem czegoś, a raczej kogoś, na kim można by się oprzeć. Kiedy człowiek jest jak fasola: aby się rozwijać, potrzebuje tyczki. Uciekam od siebie, żyję życiem tego, kto
we mnie podtrzyma ochotę życia, radość życia, miłość życia, przyjemność życia. Bardzo często mamy do czynienia z takimi przypadkami.

To ludzie bluszcze, istniejący dzięki silniejszym.
– Kiedy tyczka się złamie, bluszcz pada. I wtedy można powiedzieć, że ktoś taki z tchórzostwa nie popełnia samobójstwa. Ale w gruncie rzeczy on i tak umiera – jako samodzielna jednostka, jako osoba. To jest fundamentalna sprawa: nadzieja bycia, męstwo bycia. Małe męstwo przed pójściem do szkoły, większe przed maturą, ogromne przed małżeństwem czy pójściem na księdza. W tym męstwie człowieczy się człowiek.

– W jakich sytuacjach nasza odwaga okazuje się najbardziej krucha?

– Ja może, pani Ewo, jestem trochę skażony swoim fachem, ale uważam, że dzisiaj tchórzymy przede wszystkim właśnie na poziomie myślenia. To znaczy – uciekamy ze sfery myślenia. Mamy rozmaite kryjówki zrobione z emocji. To może być na przykład pogarda dla drugiego człowieka. Zamiast pomyśleć, kim ten drugi człowiek jest – i kim ja jestem – uciekam w pogardę. Dla wielu ludzi taką kryjówką jest także religia: „Ja ci przebaczę, ale czy w niebie ci przebaczą?”. I wtedy religia staje się narzędziem przemocy w stosunku do drugiego człowieka. Proszę zwrócić uwagę na fenomen polityki. Ilu polityków występuje w imieniu czegoś albo kogoś, bardzo często w imieniu samej Matki Boskiej... To jest niezwykle wygodna kryjówka, bo wtedy, kiedy kogoś takiego zaatakują, to on może powiedzieć, że to przecież nie jego, ale Matkę Boską... Tak więc odwaga myślenia – odwaga odsłaniania tych rozmaitych kryjówek – jest rzeczą niesłychanie potrzebną.

Nie każdego stać na odwagę. Pamiętam, jak w grudniu 1981 roku ktoś oświadczył, że wycofuje się z opozycyjnej działalności, bo zwyczajnie się boi. Miał odwagę publicznie przyznać się do braku odwagi.
– To sprawa niezwykle delikatna. Objawem tchórzostwa było wówczas również to, że niektórzy ludzie swoje zachowania w pierwszych dniach stanu wojennego uważali za wzorcowe i narzucali je innym. Ten człowiek, o którym pani mówi, uznał, że nas...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI