Niewłaściwi ludzie w niewłaściwym miejscu

Wstęp

Większość nauczycieli dobrze wypełnia swoje obowiązki, uczniów traktuje życzliwie i stwarza im optymalne warunki rozwoju. Jednakże są i tacy, którzy ranią uczniów i zniechęcają do nauki. Ignorują osiągnięcia podopiecznych, za to widzą i komentują wszystkie ich błędy i potknięcia. Wprawdzie to margines współczesnej szkoły, ale nie powinien w ogóle istnieć.

Agresja nauczycieli, rozumiana jako gotowość do atakowania uczniów, to poważny problem systemu szkolnictwa. Często się o nim mówi, ale nie doczekał się jeszcze poważnych naukowych opracowań. Zapewne dlatego, że jest to temat wstydliwy i obciążający szkołę. Bardzo trudno go wykryć, jeszcze trudniej badać, a zupełnie nie wiadomo jak wyeliminować. To także problem poważny, choć szkoły go ignorują, alarmując przede wszystkim o agresji uczniów. Tymczasem agresja jest zjawiskiem społecznym. W sposób naturalny wiąże się ze szkołą, generującą różnorodne formy niepożądanych zachowań zarówno u uczniów, jak i ich wychowawców. Zainteresowanie nią nie może ograniczać się do czystych aktów agresji, łatwo poddających się obserwacji, lecz wymaga uwzględnienia ich uwarunkowań społeczno-kulturowych oraz właściwości grupy ludzi, wśród których się pojawia.

Z wielu propozycji definicji agresji na uwagę zasługują te, które uwzględniają intencje, jakimi kieruje się sprawca niepożądanego zachowania. Zatem agresja to czynności mające na celu wyrządzenie szkody i spowodowanie utraty cenionych społecznie wartości, zadanie bólu fizycznego lub spowodowanie cierpienia moralnego innej osoby. Agresor przejawia chęć szkodzenia, niszczenia, wyrządzenia krzywdy, a towarzyszą temu negatywne emocje: złość, gniew, wrogość. Nie wyczerpuje to jednak problemu, bowiem zachowanie agresywne przebiegać może w dwóch kierunkach. Po pierwsze – może być skierowane na zewnątrz, przeciwko przedmiotom lub osobom. Po drugie – może mieć charakter wewnętrzny, wówczas jest skierowane przeciwko sobie samemu. Taka agresja jest równie groźna i zakłóca wyraźnie relacje agresora z otoczeniem społecznym.

Nauczyciele często odwracają się od własnych błędów, nie przyznają się do nieprawidłowych zachowań, którymi krzywdzą uczniów. Nieliczne próby publicznego podnoszenia tematu wywołują ich sprzeciw i obronę – czują się atakowani i pokrzywdzeni, protestują przeciwko traktowaniu ich jako zagrażających innym. Rzecz jest jednak poważna. Niedostrzeganie problemu, zamazywanie go czy wręcz lekceważenie jest groźne. Ogranicza dostęp do istotnych faktów i usprawiedliwia ich nieobecność w działaniach profilaktycznych. Jeżeli ktoś nie przyjmuje do wiadomości, że jego zachowanie jest niewłaściwe, to nie może podjąć działań korygujących.

Zapewne wśród nauczycieli spotyka się podobną liczbę wysoko agresywnych osób, jak wśród reprezentantów innych zawodów. Jeśli jednak jest ich więcej, to być może dlatego, że szkoła jest miejscem wyjątkowo sprzyjającym pojawieniu się agresji. Rodzi konflikty, frustracje, wiele negatywnych emocji, a te w naturalny sposób wyzwalają agresję. Udawanie, że sprawy nie ma, jest chowaniem głowy w piasek. Usprawiedliwia też brak podejmowania jakichkolwiek działań na rzecz socjalizacji agresji. A na tym polu jest na pewno wiele do zrobienia. Zacznijmy jednak od faktów.

Uczniowie o agresji nauczycieli


Rzetelne dane o agresji nauczycieli pozyskuje się z dwóch źródeł. Pierwszym są opinie samych uczniów na ten temat. Pokazuje je tabela i wykres poniżej. Wyniki te (z dwóch dużych projektów badawczych, realizowanych w szkołach województwa łódzkiego na grupie ponad 29 tys. badanych) były już prezentowane na łamach czasopisma, ale teraz można zatrzymać się nad nimi nieco dłużej i pokusić o bardziej wnikliwą analizę i interpretację.

Pierwszy wniosek, jaki nasuwa się przy analizie danych z tabeli, dotyczy wyraźnego wzrostu zachowań niepożądanych u nauczycieli na kolejnych etapach kształcenia. W szkołach podstawowych zaledwie 4 proc. uczniów klas VI z losowo wybranych szkół województwa łódzkiego doświadczyło agresji ze strony wychowawców. Istotnie częściej dotyczyło to chłopców niż dziewcząt. Za tymi liczbami kryją się jednak rzadkie, ale drastyczne sytuacje. Choć anonimowa ankieta, która posłużyła do zbierania informacji, nie wymagała od uczniów opisywania sytuacji agresywnych zachowań nauczycieli, takie opisy się pojawiły. Uczniowie pisali między innymi: „Pan od wychowania fizycznego rzucił mnie na ścianę”; „Oberwałem od polonistki dziennikiem po głowie”, „Nauczyciel uderzył mnie w twarz”. Trudno podważyć wiarygodność tych opisów. Nie było ich wiele, zaledwie 20, wszystkie jednak opisywały przejawy fizycznej agresji dorosłych.

Można sądzić, że tak właśnie uczniowie rozumieją agresję nauczycieli. Nie mają świadomości, że jej przejawy daleko wykraczają poza zewnętrzną przemoc. Na poziomie gimnazjum wskaźniki agresji nauczycieli wobec uczniów istotnie wzrosły, aż do 19 proc. Nadal dwukrotnie częściej agresji ze strony nauczycieli doświadczali chłopcy niż dziewczęta. W szkołach ponadgimnazjalnych z kolei widać dalszy, choć niewielki, wzrost wskaźnika opisującego agresywne zachowanie nauczycieli, ale „dzięki” wynikom dziewcząt. Brak w prezentowanych badaniach informacji, jakie zachowania niepożądane prezentują nauczyciele wobec swoich prawie dorosłych wychowanków; można jednak przypuszczać, że raczej nie przybierają już form fizycznych ataków. Wystarczy publiczna krytyka, wyśmiewanie za brak postępów, ośmieszanie wobec bardzo ważnych w tym wieku rówieśników. Wachlarz jest bardzo bogaty.

Opisane wskaźniki nie są wysokie, ale muszą niepokoić, gdyż opisują niewłaściwe zachowanie osób, których misją jest wychowywanie i stymulowanie rozwoju uczniów, a nie ich krzywdzenie. Popularyzowanie takich informacji wywołuje często dyskusje i protesty nauczycieli. Niektórzy wątpią w ich prawdziwość. Inni jeszcze uważają, że badania uczniów są mało wiarygodne i mogą być tendencyjne. Zwykle bowiem źle o nauczycielach wypowiadają się uczniowie trudni wychowawczo, osiągający słabe wyniki w nauce lub pozbawieni jakichkolwiek szans na sukces w edukacji. Negatywna ocena nauczyciela to zemsta za niepowodzenia w szkole. Jednak opinie te można zweryfikować przy pomocy badań syndromu agresji u samych nauczycieli.

Nauczyciele o agresji nauczycieli

Zachęcenie nauczycieli do udziału w badaniach nad syndromem agresji było i jest bardzo trudnym zadaniem. Nie znaczy to jednak, że nie trzeba próbować. Pierwsze takie zadanie badawcze, podjęte przez mnie pod koniec lat 90., skończyło się niepowodzeniem. Nauczyciele rezygnowali, gdy tylko zostali poinformowani o celu badań. Jednak kilkakrotne próby, gwarancja anonimowości i dobrowolności udziału w badaniach przyniosły wreszcie rezultaty. Na początku 2000 roku udało się zrealizować poważny projekt badawczy o uwarunkowaniach i poziomie agresji u nauczycieli. Zebraliśmy od badanych ponad dwieście zestawów testowych, z których znaczna część nie nadawała się do analizy, ponieważ była niekompletna. W niektórych z nich pojawiły się, pisane czerwonym długopisem, korekty sformułowań twierdzeń testowych. Były także krytyczne komentarze na temat samych testów i niektórych problemów w nich poruszanych, dla przykładu: „Nie będę odpowiadała na głupie pytania”, „Ten test jest bez sensu”, „A kto to wymyślił?”, „Nie wypełniam, pytania poniżej krytyki, szkoda mojego czasu”. Niektórzy nauczyciele byli oburzeni, że badania dotyczą właśnie agresji.

Taki stosunek do badań nad tym właśnie problemem trwa nadal. Oto list, jaki dwa miesiące temu napisała nauczycielka na niewypełnionym przez siebie teście syndromu agresji (IPSA Zbigniewa Gasia), w nowym projekcie badawczym poświęconym uwarunkowaniom wypalenia zawodowego wśród pracowników szkoły: „Powyższą ankietę przeczytałam i dochodzę do wniosku, że służy ona do diagnozowania osobowości psychopatycznych i agresywnych, a nie do badania stopnia wypalenia zawodowego nauczycieli. Z tego też powodu sądzę, że powinna być skierowana do pensjonariuszy psychiatrycznych zakładów zamkniętych, więźniów zakładów...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI