Niewidzialni, obcy, wykluczeni – jak odmawiamy innym ludziom człowieczeństwa

Psychologia i życie

Nie trzeba ekstremistycznej propagandy, byśmy przestali widzieć w ludziach ludzi. Choć trudno nam to przyjąć, w każdym z nas tkwi tendencja, by na różne sposoby wykluczać innych ze wspólnoty ludzkiej. Tylko dlatego, że są inni niż my.

„Tylko co ludzkie potrafi być prawdziwie obce” – kończy swój Psalm Wisława Szymborska. Przesada? Przypomnij sobie, jak często, gdy mijasz na ulicy bezdomnego lub narkomana, myślisz o nim jak o człowieku mającym głębsze uczucia, z trudną osobistą historią, jak o kimś być może poturbowanym przez los lub innych ludzi? Większość z nas wolałaby nie odpowiadać na to pytanie… 
Spędziłem kiedyś tydzień w San Francisco, gdzie jest jedno z największych w Stanach Zjednoczonych skupisk bezdomnych… a raczej OSÓB bezdomnych. Już w praktyce językowej, w stosowaniu form bezosobowych widać tendencję do uprzedmiotawiania takich ludzi! Osób bezdomnych jest w San Francisco blisko 10 tys., wiele z nich żyje w centrum miasta, często zaczepiając turystów i prosząc o datki. Przez pierwsze trzy dni pobytu bardzo się przejmowałem ich losem, a potem… przestałem ich dostrzegać. 
 


Nie w pełni ludzie

Niestety ten mechanizm dotyczy ogromnej większości z nas, ludzi przeżywających „kolejny dzień w raju”. Lasana Harris i Susan Fiske w swoim badaniu pokazali, że bezdomni i narkomani – a raczej LUDZIE bezdomni i uzależnieni od narkotyków – postrzegani są nie tylko jako skrajnie niekompetentni i pozbawieni ciepła (co definiuje tzw. stereotyp pogardliwy, patrz ramka), ale też podczas przetwarzania informacji na ich temat nie aktywizuje się w naszym mózgu ośrodek mPFC, czyli przyśrodkowa kora przedczołowa, która jest aktywna przy przetwarzaniu informacji o niemal wszystkich innych grupach ludzi! Mamy twardy dowód, że już na poziomie mózgu nie wszyscy ludzie są dla nas w pełni ludźmi. W innych badaniach zespołu kierowanego przez Susan Fiske pokazano, że wśród grup dotkniętych wspomnianym stereotypem pogardliwym i traktowanych jako „mniej ludzkie”, pojawiają się także bezrobotni i imigranci. Nie dziwi zatem spokój, wręcz obojętność, z jaką część z nas odnosi się do sytuacji i losów przybyszy, np. tych, którzy wskutek różnych okoliczności znaleźli się na naszej wschodniej granicy, a nawet zakończyli tam życie.
Jeszcze w XX w. sądziliśmy, że dehumanizacja jest zjawiskiem skrajnym, powiązanym z wojnami i czystkami etnicznymi. Kojarzyła się nam z nazistowską propagandą skierowaną przeciwko Żydom albo sposobem, w jaki Hutu opisywali Tutsi (porównując ich np. do karaluchów), co doprowadziło do ludobójstwa w Rwandzie. Słynny psycholog społeczny Robert Zajonc pisa...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI