„Nie wolno dać się złamać – nikomu ani niczemu”. Rozmowa z pisarką Elżbietą Wardęszkiewicz

Materiały PR

Z autorką „Kołysanki” rozmawiamy o wychodzeniu z traumy spowodowanej skomplikowanymi relacjami rodzinnymi, radzeniu sobie z negatywnymi emocjami i pisaniu, które bywa najskuteczniejszą terapią.

„Kołysanka” to trzecia powieść w Pani dorobku literackim, a zarazem kolejna, po „Kluczu” oraz „Bez czci i bez wiary” część perypetii życiowych Melanii – kobiety aktywnej zawodowo, żony i matki, która stara się dzielnie znosić wszelkie przeciwności losu. Proszę opowiedzieć, w jaki sposób narodził się pomysł na tę książkę?

Po dzieciństwie, młodości, wreszcie pierwszych doświadczeniach z życia młodej kobiety, lekarki w powieści „Klucz” akcja rozwinęła się w kolejnej książce „Bez czci i bez wiary”. Był to czas skutków katastrofy wywracającej plany naukowe i zawodowe lekarki, zarazem czas uwolnienia się z toksycznego związku małżeńskiego oraz miłości, która dodała skrzydeł skrzywdzonej kobiecie. „Kołysanka” jest logiczną kontynuacją przyczynowo-skutkowego następstwa zdarzeń.

Dominującym leitmotivem, który przewija się przez wszystkie Pani powieści, jest problem przemocy wobec najbliższych – zarówno tej psychicznej, jak i fizycznej. Domyślam się, że to dla Pani wyjątkowo ważny temat?

Rzeczywiście, ten motyw przewija się w każdej z moich powieści. Ale upływ czasu i codzienny trening odporności pozwala mi spojrzeć na przemoc nie tylko w kategoriach osobistej traumy. Życie społeczne dokłada mi wciąż nowych przykładów, form i rodzajów przemocy, która według mnie wzorcowo dominuje w naszym postmodernistycznym społeczeństwie. Przemoc zastępuje racje rozumu w interakcjach nie tylko zawodowych, ale także w stosunkach uczuciowych. Karen Horney upiera się, że stosunki międzyludzkie charakteryzują trzy relacje: „to/do”, „from/od” i „against/przeciw”. Innymi słowy – przyciąganie, ucieczka, walka. Moje powieści dostarczają wielu dowodów na trywialną rzeczywistość w/w „modelowego uproszczenia”.

Podczas lektury „Kołysanki” często zastanawiałam się, skąd w Joli, córce Melanii, tyle wrogości i oschłości w stosunku do matki. Jak to się stało, że ich relacje wypełniły się negatywnymi emocjami, które wydają się być nie do złagodzenia?

Sytuacje, które opisuję w „Kołysance” są odbiciem moich stosunków z córką i z rodzicami. W uczuciach zawsze stroną słabszą jest ktoś, kto zabiega o miłość. Mogę zatem jedynie prosić Czytelnika, żeby odpowiedział na to pytanie bez moich podpowiedzi. Proste recepty, w rodzaju „Joli było za dobrze”, nie mogą zastąpić braku wysokospecjalistycznej psychoanalizy, której nigdy nie zgodzi się poddać „dominator” – Jola.

W życiu Melanii problemów jest jednak znacznie więcej niż trudne stosunki z córką. Konflikty na tle zawodowym, walka z bezduszną biurokracją, trudności mieszkaniowe, rozmaite nieporozumienia rodzinne... Czasem można pomyśleć, że Melania to taki współczesny Hiob w spódnicy. Dlaczego postanowiła Pani zrzucić na barki swojej bohaterki aż tyle bolesnych doświadczeń?

Niemal 90-letni przyjaciel był pierwszą osobą, która nazwała mnie Hiobem. Jednak ani przez chwilę nie mam zamiaru swojego losu porównywać z tą postacią. Jako kobieta jestem zainteresowana konkretnym poszukiwaniem najlepszego wyjścia z opresji, a gdy takiego nie dostrzegam, swoje zainteresowanie przerzucam na sprzątanie, gotowanie i prace ogrodowe.

Wydaje mi się, że przykłada Pani dużą wagę do tego, by w jak najbardziej wiarygodny sposób opisać wszystkie perypetie bohaterów. Robi to Pani na tyle skutecznie, że zapewne część czytelników będzie skłonna utożsamiać z Panią główną bohaterkę. Ile zatem jest Elżbiety Wardęszkiewicz w Melanii?

Melania, moje alter ego, to nie jest biblijny Hiob w spódnicy, tylko kobieta pragnąca kochać i być kochaną. Dla dobra i powodzenia swojego potomstwa gotowa jest poświęcić swoje życie. Niestety, każda z tych potrzeb ulega deprywacji. Presja „złego losu” i obcość najbliższych stawia ją w sytuacji samotnej istoty, która do walki z przeciwnościami losu, musi szukać siły w samej sobie.
„Kołysanka” jest w dużej mierze apoteozą Prawdy, Dobra i Piękna. Taka wydaje się być Mela jako żona, matka i córka. Analogicznie, taka jest jako lekarz onkolog, jako dyrektor szpitala, szef poradni paliatywnej. Potrafi się cieszyć urokami życia, podróży, towarzyskich spotkań, ale też walczyć o życie ludzi i ukochanych czworonogów. Tęskni, aż do błagania o przychylność swoich dzieci. Jest kapłanką domowego ogniska i działa tak, by mąż czuł się kochany i niezbędny. Pielęgnuje go i leczy w przewlekłej chorobie. Pomimo nieustającej traumy absurdu odrzucenia przez swoje dziecko ponawia próby wyjścia z opresji, choć wątek nadziei w kontekście faktów wydaje się beznadziejny. Nie sposób nie przywołać tu wstrząsającego filmu Bondarczuka „Los człowieka”. Kiedy już o nic więcej nie chodzi, jak tylko o to, żeby zachować swoją godność jako istoty ludzkiej.

Jak wspomniałam na początku, „Kołysanka” to już trzecia część stworzonego przez Panią cyklu powieściowego. Czy jest szansa, że powstaną kolejne?

….Kora wyśpiewała „ Kto kocha naprawdę, będzie kochał zawsze”. Życie Melanii to nie tylko historia goryczy losu kobiety i matki. To również historia kobiety i mężczyzny, ich miłości oraz wzajemnym wspieraniu się w pokonywaniu trudności.
„Kołysanka” nie kończy żadnego z istotnych wątków powieści. Trauma odrzucenia nie wypełnia losu bohaterki. Będzie szukała pomocy u psychiatrów i psychologów.
Czy tam ją znajdzie?
Czy więź wnuczki z Melanią przejdzie próbę rozłąki?
Jak potoczy się konflikt Melanii z ojcem?
Czy uda się Melanii poprawić relacje z córką?
Jak potoczy się dalej praca zawodowa Melanii?
To tylko niektóre pytania, na które być może uda się odpowiedzieć w czwartym tomie.

POLECAMY

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI