Dorota Krzemionka-Brózda: – Czasem zastanawiam się, czy jestem normalna...
Bogdan de Barbaro: – Jeśli ktoś zadaje sobie takie pytanie, jest to już pewien przejaw zdrowia. W psychozach brak jest krytycyzmu: osoba chora uważa się za zdrową. Natomiast obawy co do zdrowia psychicznego mogą pojawiać się w zaburzeniach nerwicowych.
– Co to znaczy być zdrowym psychicznie?
– Psychiatrze łatwiej mówić o tym, co jest objawem. O zdrowiu mógłby raczej powiedzieć antropolog kultury czy filozof medycyny. Życie pokazuje, że definicje zdrowia mają społeczne i kulturowe pochodzenie. Na przykład homoseksualizm do niedawna traktowany był jako zaburzenie, a dziś jest to preferencja seksualna, „wyjęta” z diagnostyki psychiatrycznej. Na diagnozę składa się między innymi to, jak się ktoś ubiera, jak się zachowuje, na ile przestrzega wzorców kulturowych. Jeżeli urzędnik bankowy przyjdzie ubrany w garnitur i krawat, będzie to coś naturalnego. Jeśli tak samo ubierze się student ASP, da mi to do myślenia. Podobnie będzie, gdy zobaczę księgowego z różowym czubem.
– Nasuwa się wtedy Panu wniosek...
– Nie, to zaledwie trop. Diagnoza wymaga pełnego badania psychiatrycznego. Zdarza się, że słysząc polityka, myślę sobie: zwariował. Ale jako psychiatra nie mogę tak powiedzieć. Przed laty amerykańskim psychiatrom rozesłano pytanie, czy Barry Gold-water – ówczesny kandydat na prezydenta, prawicowy polityk z Południa o ekstremalnych poglądach – jest zdrowy psychicznie. Część psychiatrów odpowiedziała na ankietę. A nie badała go. Wykazano im, że przekroczyli swoje kompetencje.
– W jaki sposób zatem stawia Pan diagnozę?
– Opieram się na wywiadzie klinicznym, czyli rozeznaję się w czyjejś biografii: w historii biologicznej, psychologicznej, społecznej i rodzinnej. To tworzy wielowymiarowy portret osoby. Ponadto badam, czy ktoś ma prawidłowe spostrzeganie, myślenie, pamięć, orientację w czasie i przestrzeni. Jeśli to konieczne, możliwe jest także wykonanie badań dodatkowych, pozwalających ocenić funkcjonowanie układu nerwowego.
– W słynnym eksperymencie Davida Rosenhana jego współpracownicy dzwonili do szpitali psychiatrycznych i mówili, że słyszą głosy. Potem zachowywali się już normalnie. A jednak postawiono im diagnozy i hospitalizowano. Czy dziś, w Pana klinice mogłoby się to zdarzyć?
– Być może był u mnie ktoś, kto mnie zwiódł. Sądzę jednak, że w większości przypadków kompetentny psychiatra ma możliwość postawienia trafnej diagnozy. Pozostaje jednak pewien margines. Po pierwsze, obejmuje on tzw. trudne przypadki diagnostyczne. Wtedy psychiatrzy wolą poczekać i poprzestać na diagnozie opisowej. Jeśli stwierdzą zespół urojeniowy, nie rozstrzygają, czy to jest schizofrenia, czy zespół z pogranicza, czy na przykład reakcja urojeniowa. Po drugie, zmiana psychopatologiczna bywa dyskretna i może ujść uwadze zmęczonego czy nie dość doświadczonego psychiatry. Podobnie jak piłkarze, są lepsi i gorsi psychiatrzy. Wreszcie zdarza się, że ktoś symuluje, bo ma w tym jakiś interes. Stara się o rentę, obniżenie kary czy zwolnienie z wojska.
– Czy psychiatra potrafi odróżnić prawdziwe objawy od udawanych?
– Kusi mnie, by powiedzieć, że przeciętny psychiatra przeciętnego symulanta jest w stanie zidentyfikować. Można mówić o obrazie psychopatologicznym, pewnej postaci zaburzeń. Symulanci często biorą objawy z różnych parafii i ich psychopatologia jest niespójna. Nawet chaos musi być spójny. Błąd psychiatry może iść w obu kierunkach: może rozpoznać zdrowie tam, gdzie jest początek choroby, lub rozpoznać chorobę mimo jej braku.
– Który jest groźniejszy?
– Zależy dla kogo. Dla osoby chorej lepiej jest, żeby rozpoznanie nastąpiło rychło. Im później rozpoznane zaburzenie, tym trudniej je leczyć. W interesie symulanta jest, żeby psychiatra dokonał naddiagnozy.
– A przecież z badań psychologicznych wiadomo, że kierujemy się pierwszym wrażeniem, przywiązujemy do własnych hipotez...
– Terapeuta nie może zakochiwać się w swoich interpretacjach. Powinien umieć stawiać hipotezy i umieć je lekceważyć. Pomaga zespół, gdzie każdy ma własne spojrzenie. Dużo zależy od zaciekawienia. Im dłużej nie wiem, tym jest ciekawiej. Różni ludzie w różnym stopniu godzą się na nieokreśloność rzeczywistości. Niektórzy muszą mieć szybko coś n...
NAWET CHAOS MUSI BYĆ SPÓJNY
Terapeuta nie może zakochiwać się w swoich interpretacjach. Powinien umieć stawiać hipotezy i umieć je lekceważyć. Dr hab. med. Bogdan de Barbaro jest psychiatrą i psychoterapeutą, superwizorem Sekcji Psychoterapii i Sekcji Terapii Rodzin Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Kieruje Zakładem Terapii Rodzin Katedry Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest autorem między innymi prac z zakresu terapii rodzin oraz kompleksowego leczenia schizofrenii, w tym książek: „Możesz pomóc. Poradnik dla rodzin pacjentów chorych na schizofrenię i zespoły schizofrenopodobne” (współautor, 1992), „Brzemię rodziny w schizofrenii” (1992), „Pacjent w swojej rodzinie” (1997). Pod jego redakcją ukazały się również: „Wprowadzenie do systemowego rozumienia rodziny” (1994, 1997), „Schizofrenia w rodzinie (1999).