MOWA BEZ MOWY

Wstęp

Trzymanie języka za zębami nie zawsze jest wynikiem naszego wyboru. O swych zmaganiach z niepełnosprawnością mowy pisze IWONA RUŚĆ.

Szczęście, jeżeli wierzyć Albertowi Einsteinowi, zależy jedynie od sumy trzech zmiennych: „s = x + y + z, gdzie x to praca, y – rozrywki, z – umiejętność trzymania języka za zębami”. Powinnam zatem być bardzo szczęśliwym człowiekiem, bowiem wszystkie zmienne tego równania zajmują w moim życiu dość ważne miejsce. Ale największą wartość ma zmienna „z”, czyli umiejętność trzymania języka za zębami. W tym jestem wręcz mistrzem! Niestety, nie jest to bynajmniej zasługa mojej dyplomacji, rozwagi i taktu, lecz wynik dyzartrii, czyli poważnych zaburzeń artykulacji mowy.

Kiedyś uważałam, że lepiej byłoby być osobą niewidomą niż niemową. Utrata wzroku bowiem, jak to zauważyła głucho-niewidoma pedagog Helen Keller, odgradza człowieka jedynie od świata. A utrata słuchu lub mowy – od ludzi. Na szczęście mój słuch nie jest upośledzony! Jednakże, jak na ironię, on właśnie sprawia, że tak dotkliwie odczuwam barierę w komunikacji z ludźmi. Słuch daje mi bowiem nieograniczoną możliwość odbierania przekazów werbalnych, wzmaga we mnie pragnienie uczestnictwa w obiegu informacji w roli nadawcy, a często jest to niemożliwe. Wówczas czuję się, jakbym dostała do ręki loda, ale zabroniono mi go zjeść.

Owszem, niby umiem werbalnie porozumieć się z otoczeniem. Moja mowa jest jednak tak bełkotliwa, że wymaga od rozmówców czasu na „osłuchanie”. Słuchająca mnie osoba musi także chcieć mnie zrozumieć. A z tym różnie bywa. Dlatego często muszę sięgać po inną formę przekazu – pisanie. Jednakże ten sposób komunikacji nie zawsze się sprawdza. Na przykład podczas rozmowy w większym gronie, zanim zdążę napisać swoją opinię na dany temat, dyskutanci zwykle omawiają już następne zagadnienie. A na ulicy? Spróbujcie podejść do kogoś z kartką – najczęściej przyśpieszy kroku i nawet na nią nie spojrzy.
Osoby zdrowe często boją się nawiązać kontakt z człowiekiem niepełnosprawnym. Zwykle to on musi zrobić pierwszy krok. A czy istnieje na to prostszy i skuteczniejszy sposób niż rozpoczęcie rozmowy? Niestety, ja nie mogę skorzystać z tego sposobu! Ponadto ludzie szybciej decydują się na kontakt z osobami z innym rodzajem niepełnosprawności niż wada mowy. Boją się bowiem, że nie będą w stanie zrozumieć tego, co mówię, i tym samym sprawią, że poczuję się zraniona. Przez myśl im nie przejdzie, że bardziej ranią mnie tym, że nawet nie chcą spróbować.

Często potrzebuję pomocy drugiego człowieka, a dokładniej – jego mowy: by w moim imieniu gdzieś zadzwonił, kogoś o czymś poinformował, o coś zapytał itp. Drażni mnie to, że jestem bezradna wobec czegoś tak prostego, jak rozmowa przez telefon. Kupiłam więc telefon komórkowy, ale przecież nie do każdego i nie wszędzie można wysłać SMS-a. Wciąż zatem muszę prosić o pomoc. To sprawia, że każda taka sytuacja jest dla...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI