Mediacje - szansa dla szkoły

Wstęp

Mediacje szkolne mogą stać się nową metodą wychowawczą, alternatywą dla dotychczasowego systemu wychowawczego. Odciążają bowiem nauczyciela z niewdzięcznej roli sędziego i kata, a uczniom dają szansę prawdziwego zrozumienia przyczyn konfliktu i sprawiedliwej rekompensaty. Szkolne punkty mediacji dopiero wchodzą do szkół, ale ogromne zainteresowanie nimi każe myśleć z optymizmem o przyszłości tej formy radzenia sobie z konfliktami.

Pan Marek, nauczyciel chemii w gimnazjum, szedł właśnie na lekcję, aby rozjaśniać drugoklasistom tajniki związków chemicznych, pierwiastków i reakcji. Mina mu zrzedła, gdy tylko otworzył drzwi klasy. Tomek leżał na podłodze przygnieciony kolanami swojego (do wczoraj jeszcze najlepszego) kolegi Maćka i wierzgał na wszystkie strony, klnąc i pomstując w niebogłosy. Maciek, dopingowany przez kolegów, szarpał Tomka i okładał go pięściami. Dziewczyny, przywykłe do częstych kłótni, bójek i awantur między chłopcami, zupełnie nie zwracały na nich uwagi. Pan Marek westchnął ciężko, pomyślał, jak niewdzięczny jest los nauczyciela i zaczął: „Co się tutaj dzieje?...”

Gdy sytuacja nie chce się wyjaśnić

Konflikty w szkole, zarówno te na linii nauczyciel – uczeń, jak i uczeń – uczeń, to codzienność. Każdy nauczyciel czy wychowawca spotkał się z podobnymi sytuacjami. W jaki sposób najczęściej reagujemy na takie „niespodzianki”, zgotowane przez uczniów?

Metoda pierwsza: poświęcamy lekcję na wyjaśnienie sytuacji. Problemem, niestety, jest zwykle to, że sytuacja za żadne skarby nie chcę się wyjaśnić. Tyle wersji, ilu uczniów, tylu winnych, ile zaangażowanych osób. Uczniowie niechętnie współpracują, najwyżej przedstawiają swoje racje i szukają sprzymierzeńca. Nauczycielowi też często nie chodzi tak naprawdę o zrozumienie sytuacji, ale o znalezienie winnego. Ustawia się w roli przesłuchującego, śledczego szukającego winy, by wymierzyć sprawiedliwość.

Metoda druga: bez zagłębiania się w szczegóły wpisujemy obu chłopcom naganę z zachowania, albo każemy przyjść z rodzicami. Tutaj nauczyciel jest sędzią. I to sędzią, który zwykle zbyt pochopnie i niesprawiedliwie wymierza karę „wszystkim po równo”. W efekcie mamy dwóch pokrzywdzonych i obrażonych na nauczyciela uczniów i ryzyko powtarzalności tego typu sytuacji.

Trzeci sposób, to umyć, jak Piłat, ręce i wypowiedzieć znamienne: „Obaj do dyrektora. Natychmiast!”. Niestety, żadna z tych reakcji nie przybliży nas do prawdy. Nie zrozumiemy, dlaczego doszło do bójki między chłopcami, jakie motywy nimi kierowały, co czują. Przytoczone metody nie sprzyjają budowaniu poprawnych, opartych na zaufaniu i współpracy relacji z uczniami. Nauczyciel stawia się w roli sędziego i kata, wymierzającego sprawiedliwość w oparciu o system kar i nagród. Cel pozornie zostaje osiągnięty – bójka przerwana, sprawcy ukarani, być może nawet zostało zminimalizowane ryzyko ponownej bójki w klasie. jednak przyczyny nie są znane, a więc nie mogą być zlikwidowane. Samo usunięcie objawu trudności nie przynosi rozwiązania problemu. Następnym razem chłopcy, być może, zacisną zęby i nie pobiją się w klasie – zrobią to jednak w pobliskim lasku, w drodze do domu.

Ale kto ma być rozjemcą?

Być może wielu czytając te słowa, myśli „No dobrze. Ale czy ja mam być rozjemcą? Poświęcać swój czas i energię na rozwiązywanie konfliktów między uczniami? Angażować się w zrozumienie ich motywacji i naprawianie relacji? Kiedy? Jak? A kto za mnie poprowadzi lekcję?”. Oczywiście, że nie. I tu właśnie jest pole i ogromny potencjał do wykorzystania dla mediacji szkolnych. Wyobraźcie sobie sytuację, w której podczas kłótni, bójki, nieporozumienia możecie po prostu powiedzieć: „Aniu i Kasiu. Ja nie jestem od tego, żeby rozstrzygać waszą kłótnię. Idźcie teraz do pokoju mediatora, który pomoże wam ze sobą porozmawiać i rozstrzygnąć ten spór. Macie 40 minut na to, żeby się dogadać.

Potem przyjdźcie do mnie i powiedzcie tylko, czy się udało”. Trudno sobie taką sytuację wyobrazić, bo natychmiast pojawia się pytanie: a skąd szkoła ma wziąć pieniądze na dodatkowy etat dla szkolnego mediatora? Otóż, taki etat nie jest potrzebny. Mediatorami są sami uczniowie, społeczni liderzy, którzy po przejściu kursu z zakresu mediacji, świetnie sprawdzają się w rolach rówieśniczych pomagających. Aby działać skutecznie, muszą nauczyć się określonego podejścia do konfliktu i zdobyć niezbędne umiejętności związane z procedurą prowadzenia spotkania mediacyjnego. Zadania te spełnia program „Mediacje szkolne”, realizowany od dwóch lat na terenie Krakowa, a obecnie także w innych miastach w Polsce. Łączy on aktywność psychologów – trenerów, studentów – wolontariuszy, uczniów i pracowników szkolnictwa.

Czym są mediacje szkolne

Mediacje szkolne czy rówieśnicze są skutecznym sposobem łagodzenia szkolnych konfliktów, stosowanym na Zachodzie od wielu lat. Ich celem jest wypracowanie takiego rozwiązania, które będzie satysfakcjonujące dla skonfliktowanych stron. To rodzaj pertraktacji, w których osoba trzecia, przeszkolony mediator, pomaga znaleźć rozwiązanie w sytuacji, w której przynajmniej dwie strony nie umieją bądź nie chcą dokonać tego we własnym zakresie. Celem mediacji jest wspólne wypracowanie takiego rozwiązania konfliktu, w którym mamy do czynienia z dwoma (lub więcej) zwycięzcami. Nie ma przegranych, obie strony powinny odnieść korzyści z rozwiązania. Korzyścią mogą być zarówno „uzdrowione” relacje między uczniami, słowne zadośćuczynienie, jak i konkretne, wymierne korzyści, jak: pomoc przy odrabianiu lekcji, koszeniu trawnika, by wynagrodzić koledze obelżywe uwagi itp.

Najważniejsze, aby żaden z uczniów nie opuścił pokoju mediacyjnego napiętnowany winą i uznany za „tego złego”. Nie ma jednoznacznych sytuacji. Nawet jeśli ewidentnie mamy do czynienia z sytuacją agre...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI