Magiczna moc dotyku

Wstęp

Latem bliżej nam do siebie. Odkryte i opalone ciała tulą się i obejmują. Wiedzą, co robią. Dotyk sygnalizujący miłość i przywiązanie jest naszą podstawową potrzebą, równie silną jak głód, a może nawet silniejszą.

Już w starożytności wierzono w leczniczą moc dotyku. Jeszcze w XVIII wieku niektórzy mieszkańcy Anglii uważali, że królewski dotyk monarchy może uleczyć skrofuły, czyli gruźlicę węzłów chłonnych. Przed ponad stu laty pewien amerykański lekarz podczas odwiedzin w domu dziecka w Niemczech zobaczył starszą kobietę noszącą na rękach chore dziecko. Jak mu powiedziano, kobietę tę wzywano, gdy lekarze nic już nie mogli zrobić. Personel zgodnie przyznał, iż za każdym razem noszenie dziecka na rękach przynosiło mu poprawę, a niekiedy dawało efekty graniczące z cudem.

Przytul mnie, bo ginę

Dzieci potrzebują dotyku od pierwszych chwil swojego życia. Pracownicy wydziału medycyny Uniwersytetu Miami w USA zaobserwowali, że dzięki stosowaniu masażu niemowlęta urodzone przedwcześnie szybciej dorastają i przybierają na wadze. Te, które mają kolkę, dzięki dotykowi lepiej śpią, wzrasta też ich odporność na choroby nowotworowe. Masowanie różnych części ciała ułatwia też kobietom poród oraz pomaga pokonać objawy depresji poporodowej. Niedawno ustalono, że wcześniaki w inkubatorach szybciej przybierają na wadze, gdy pielęgniarki głaszczą je chociaż trzy razy dziennie przez kwadrans. Podobny efekt daje umieszczanie wcześniaków na materacach wodnych, których ruch imituje kołysanie w ramionach matki. W tzw. fazie oralnej, przypadającej zdaniem Freuda na pierwszych osiemnaście miesięcy życia, dziecko poznaje świat poprzez dotyk, a ściślej poprzez wkładanie wszystkiego do buzi. Większość niemowląt zaczyna ssać tuż po urodzeniu – ten odruch umożliwia im przeżycie. Ale niemowlęta ssą również między posiłkami i najwyraźniej sprawia im to przyjemność.

Pozbawione troskliwego dotyku dziecko nie przetrwa. Na początku XX wieku amerykańscy pediatrzy dostrzegli, że niemowlęta umieszczane w sierocińcach umierały, chociaż były karmione i otoczone fachową opieką medyczną. Kiedy zaczęto je częściej przytulać, liczba zgonów radykalnie spadła. Rene Spitz, psycholog dziecięcy, w latach 40. minionego wieku opisał poważne zaburzenia u niemowląt, które w pierwszym roku życia odłączono od matek i dano pod opiekę innym osobom, które wprawdzie zaspokajały podstawowe potrzeby biologiczne dziecka, lecz nie zapewniały mu miłości poprzez tulenie i dotykanie. Zaburzenia te określił terminami „choroba sieroca” oraz „hospitalizm”.

Wolę miękką matkę

Harry Harlow, psycholog rozwojowy, odkrył, że młode rezusy (małpki, pod względem biologicznym bardzo podobne do ludzi) oprócz zaspokojenia podstawowych potrzeb biologicznych, takich jak głód i pragnienie, potrzebują bliskiego kontaktu z czymś miękkim i przyjemnym w dotyku. Jego zdaniem na bazie tego „kojącego dotyku” – a nie, jak twierdzili behawioryści, na bazie zaspokajania przez matkę podstawowych potrzeb dziecka, kształtują się przywiązanie i miłość do matki. Umieścił on nowo narodzone małpki w osobnych klatkach. W każdej z nich znajdowały się dwie sztuczne „matki”. Jedna z nich, wykonana z gołego drutu, dawała mleko. Druga nie miała mleka, lecz była pokryta miękkim materiałem, dzięki czemu można się było do niej przy...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI