Krzysztof J. Szmidt jest profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Łódzkiego, kierownikiem Zakładu Pedagogiki Twórczości, wieloletnim prezesem Polskiego Stowarzyszenia Kreatywności. Od wielu lat prowadzi treningi twórczości. Autor wielu książek, m.in.: Szkice do pedagogiki twórczości, Elementarz twórczego życia, Pedagogika twórczości.
Jolanta Białek: – W mijającym właśnie Europejskim Roku Kreatywności wiele mówiło się na temat twórczości, kreatywności, zdolności, talentów. Czy twórczość jest domeną nielicznych, czy też wszyscy możemy być twórcami? Wydaje mi się, że w dalszym ciągu jest wiele nieporozumień dotyczących definicji tych pojęć.
Krzysztof J. Szmidt: – W Polsce powszechne jest rozumienie twórczości jako daru od Boga. „Duch Święty lata kędy chce i obdarza
talentami” – oto przykład takiego, pełnego mistycyzmu sformułowania, skierowanego do studentów, które padło z ust prezydenta Łodzi podczas inauguracji nowego roku akademickiego. To przykład mistycznego traktowania zdolności twórczych, których jakoby nie da się badać ani rozwijać. W takiej na przykład Japonii uporano się z tym kłopotem i postawa twórcza jest koniecznością, co przekłada się na liczby: jeden wynalazek przypada na 375 Japończyków, a u nas na 15 tysięcy Polaków, chociaż generalnie Polacy uważają się za bardzo kreatywnych. Mamy dobre samopoczucie na temat swojej kreatywności, ale to przekonanie nie przeradza się w dzieła.
– Czym to jest spowodowane? Dlaczego mamy dobre mniemanie o swojej kreatywności, a tak naprawdę powielamy schematy?
– Po pierwsze, chyba dlatego, że na ogół źle rozumiemy kreatywność – jako wszelkie kombinowanie. Profesor Andrzej Góralski, filozof i pedagog, podobnie definiował twórczość, odwołując się do tej zdolności, ale wskazywał na jej istotną cechę – jako działalność w sytuacji niedoboru. To sytuacja MacGyvera, który z każdej matni się wydostawał, bo potrafił z niczego zrobić coś, co ułatwiało mu ucieczkę. My nazywamy kreatywnymi tych, którzy dobrze radzą sobie w sytuacjach trudnych, ale jakoś zapominamy, że kreatywne jest to, co nie tylko jest nowe, ale i wartościowe, lepsze.
– No właśnie: lepsze i wartościowe. O tym trzeba pamiętać.
– Prowadziłem kiedyś szkolenie dla dyrektorów z sieci pewnego supermarketu. Kiedy sprawdzałem, jak oni rozumieją pojęcie kreatywności, jeden z uczestników powiedział, że spotkał kiedyś niezwykle kreatywnych złodziei. Tłumaczył, że przy włamaniu posłużyli się jakimś ekranem, który wyłączył cały system alarmowy. Stwierdził, że podziwia ich kreatywność i zastanawia się, czy ich nie zatrudnić, gdy wyjdą z więzienia. Rozgorzała dyskusja, czy można mówić o kreatywnym złodzieju. Zapytałem go więc, czy można Eichmanna uznać za kreatywnego – przecież wymyślił niezwykle skuteczny sposób likwidacji Żydów. „No tak” – odparł. Ten przykład pokazuje, jak niewłaściwie rozumiana jest kreatywność. Bo to nie jest wszelkie nowe działanie, wszelkie pomysły.
– Więc kreatywność jest czynieniem dobra?
– Tak, to po pierwsze. A po drugie, z tą naszą, polską kreatywnością jest tak, że my, owszem, całkiem nieźle wymyślamy, ale już z realizacją tych wymyślonych pomysłów jest gorzej. Proces twórczy dzieli się na trzy etapy: preparację, przygotowanie i potem wymyślanie oraz realizowanie. Nam starcza energii tylko na dwa pierwsze etapy. Potem niech przyjdą inni i za nas to zrealizują. Prowadzę wiele treningów dla nauczycieli czy menedżerów i proszę mi wierzyć, oni wpadają na naprawdę błyskotliwe pomysły, tylko nie chce im się ich dopracować. Kuleje coś, co nazywamy elaboracją – zdolnością szczegółowego kończenia i dopracowania dzieła.
– Z czego to wynika? Z braku motywacji?
– Tak, czynnik motywacyjny jest bardzo ważny. Ale jest to też kwestia pewnej postawy. Czasami ludzi twórczych dzieli się na pionierów i osadników. Pionierzy muszą walczyć z Indianami, wydrzeć im ziemię, ale nie starcza im sił i wytrwałości na założenie kościoła, sklepu czy saloonu. I wtedy wkraczają osadnicy. Myślę, że wśród Polaków więcej jest pionierów niż osadników. Prowadziłem kiedyś takie same zajęcia ze studentami niemieckimi i polskimi, mogłem więc porównać ich postawy. Nasi błyskotliwie, szybko wpadali na różne pomysły, natomiast Niemcy – wolno, siermiężnie. No, ale Polacy poprzestawali na wymyślaniu – i niech inni to zrobią. A Niemcy wymyślili i za chwilę wprowadzili pomysł w życie.
– Wszędzie znajdą się i pionierzy, i osadnicy. Ale może różnica polega na tym, że u nas nie uczy się kreatywności i my po prostu nie wiemy, jak wprowadzać w życie pomysły.
– To prawda, że się nie uczy, chociaż oczywiście jaskółki zmian widać. Są szkoły, w których rzeczywiście rozwija się twórczość uczniów i postawy kreatywne, ale jest ich zdecydowanie za mało. Niestety, ciągle jeszcze w zbyt wielu szkołach naturalna kreatywność dziecka jest tłamszona.
– Dzieci w domu zamęczają rodziców mnóstwem pytań, wszystko je ciekawi. W szkole nagle przestają pytać. Dlaczego?
– Chyba dlatego, że w szkole to nauczyciel jest władcą pytań. Tak jest przygotowany do zawodu. W konspekcie formułuje pytania, jakie zada dzieciom, a czasami nawet ich odpowiedzi. Prowadząc lekcje, trzyma się konspektu i każde pytanie ucznia, którego nie przewidział, traktuje jako naruszenie porządku zajęć. Uczniowie bardzo szybko więc uczą się, że pytań nie należy stawiać, bo mogą zdenerwować nauczyciela, tego Władcę Pytań.
– Myślę, że też chodzi o to, że nauczyciele bardzo niechętnie mówią „nie wiem”. Że przyznanie się do swojej niewiedzy jest bardzo wstydliwe. A pr...
Dołącz do 50 000+ czytelników, którzy dbają o swoje zdrowie psychiczne
Otrzymuj co miesiąc sprawdzone narzędzia psychologiczne od ekspertów-praktyków. Buduj odporność psychiczną, lepsze relacje i poczucie spełnienia.