„Zemsta pachnie wilkiem” to Pani debiut. Skąd pomysł na książkę i jak długo ona powstawała?
Na studiach zrozumiałam, że chcę napisać książkę. To była decyzja, która rozwijała się we mnie latami, podsycana książkami, które czytałam (i czytam nadal) cały czas od dzieciństwa. Uwielbiam czytać, kocham ten moment, kiedy zanurzam się w cudzych historiach. Najbardziej lubię takie, w których rzeczywistość i magia się przenikają. Do tego odpowiednia dawka zmysłowego romansu i mamy książkę, która porywa i wywołuje wypieki na twarzy. Zemsta pachnie wilkiem przyszła do mnie sama, pisałam ją spontanicznie. Historia ta powoli pojawiała się w mojej głowie. Fabuła tworzyła się scena po scenie. Przez to czasami utknęłam na dłuższy czas, gdy jeden wątek skończyłam pisać, a na kolejny nie miałam jeszcze pomysłu. Do tego praca i rodzina, więc napisanie całości zajęło około dwóch lat.
A co sprawiło, że zdecydowała się Pani pisać pod pseudonimem?
Bardzo dużo artystów na świecie tworzy pod pseudonimami artystycznymi. To zjawisko powszechne i akceptowane. Wymyślanie pseudonimu było dla mnie miłą zabawą. Wspólnie z mężem kombinowaliśmy różne opcje połączenia moich inicjałów z nowym artystycznym nazwiskiem. Gdy padło "Latte" od razu zrozumiałam, że będzie do mnie pasować! Uwielbiam pić kawę latte!
POLECAMY
Bohaterka Pani debiutanckiej książki, Marta, to silna i odważna kobieta, która, mimo traumatycznych przeżyć, pragnie walczyć o swoją godność i prawo do zemsty. Włożyła Pani w tę postać trochę swoich własnych cech?
Dałam jej trochę moich cech, to prawda - jest równie uparta jak ja i mamy dość silny charakter. Obie lubimy dobrą kawę i makaron podany na każdy sposób. Marta lubi prowadzić samochód, odpręża ją to i sprawia jej przyjemność - to kolejna nasza wspólna cecha. Zawsze cieszę się na długie trasy, ale tylko i wyłącznie jako kierowca. Dodam, że prowadzenie samochodu jest dla mnie wręcz terapeutyczne. Ten moment, gdy panuję nad maszyną, gdy czuję moc silnika i jestem świadoma, że mogę pojechać, dokąd chcę, jest wyzwalający. Za każdym razem, gdy wsiadam do samochodu i odpalam silnik, mam to przyjemne uczucie, delikatne, lecz wyczuwalne podniecenie, że teraz ja w pełni przejmuję stery, że mam możliwość wyrwać się i odjechać w dal... nawet jeśli jadę tylko po bułki na śniadanie! (śmiech) Dodam jeszcze, że podobnie jak u Marty, mój język wypowiedzi też czasem bywa ostrzejszy.
Z pewnością wiele czytelniczek zwróci uwagę podczas lektury na barwnie opisane postaci męskie, czyli wilkołaki. Są one wyjątkowo pociągające, seksowne i działające na wyobraźnię – skąd u Pani ta „wilkołacza” fascynacja?
Wilki są piękne. Dzikie, dumne, silne, a jednocześnie potrafiące żyć w stadzie i przestrzegać zasad tam panujących. Ze wszystkich postaci fantasy to wilkołaki lubię najbardziej. Przedstawiane jako ludzie o pięknej urodzie, silnej charyzmie i odwadze, a w postaci wilka jako bestie, które dają upust swej dzikości. Ten dualizm człowieka-bestii jest dla mnie bardzo fascynujący: z jednej strony mamy trzymającego swoje emocje w ryzach człowieka, a z drugiej zwierzę, które podąża za swym pierwotnym instynktem.
Postanowiłam przedstawić męskie postaci w taki właśnie sposób, bo tak je widzę w swojej wyobraźni. Zresztą, kto chciałby czytać o otyłych facetach z brzuszkiem i przerzedzonych włosach? (śmiech)
Ważnym elementem pani książki jest język – np. bardzo żywe dialogi, w których sporo jest dosadnych zwrotów i wulgaryzmów. Nie obawiała się Pani, że czytelniczkom taki niecenzuralny język się nie spodoba?
Główna bohaterka ma czasami ostrzejszy język wypowiedzi, wynika to jednak z sytuacji, w jakich się znajduje, a także z tego, że na co dzień pracuje z mężczyznami. Jest szefową firmy ochroniarskiej i - bądźmy uczciwi - w grupie mężczyzn wulgaryzmy są na porządku dziennym. Ona musi rozmawiać z nimi tak, by ją po prostu zrozumieli. Operowanie w takim towarzystwie przesłodzonym językiem jest według mnie całkowicie nierealne. Czytelniczkom, które nigdy nie używają tzw. niecenzuralnych słów, może taki język przeszkadzać, liczę się z tym. Jest to jednak zabieg celowy - powoduje, że postać Marty jest bardziej autentyczna.
Ja też od czasu do czasu używam ostrzejszego słownictwa, by dosadnie wyrazić swoje emocje. Kieruję się zasadą, że trzeba po prostu wiedzieć kiedy i z kim można używać przekleństw.
Na kartach „Zemsty” mnóstwo jest także erotyki. Tworząc swoją powieść, wychodziła Pani z założenia, że chce zafundować czytelniczkom niegrzeczną prozę, która podziała na ich wyobraźnię i rozpali zmysły?
W tej książce połączyłam dwa gatunki literackie, które sama bardzo lubię czytać: fantasy i romans z elementami erotyki. Przyznaję, że romans jest dla mnie bardzo ważny w książkach, dlatego również sama piszę w takim klimacie. Wiem, że wiele kobiet ceni sobie taką literaturę: lekką, pobudzającą wyobraźnię, trochę niegrzeczną - jednym słowem: relaksującą. Relaksującą od codzienności.
Czy ma Pani jakieś ulubione tytuły z gatunku paranormal romance? A może są autorzy, których książki kupuje pani w ciemno i chciałaby ich polecić?
Oczywiście, że są autorzy, których książki kupuję w ciemno, np. seria o Kate Daniels, autorstwa Ilony Andrews, czy chociażby książki Nalini Singh. Również typowe romanse goszczą na moich domowych półkach z książkami: Sylvia Day czy Vi Keeland. Ostatnio odnalazłam swoją "literacką siostrę" - Camillę Gale, polską pisarkę paranormal romance, która tak, jak ja debiutowała w tym roku. Obie napisałyśmy książki o wilkołakach, lubimy makaron i jesteśmy blondynkami! (śmiech)
Czy planuje Pani kolejne książki? Jeśli tak, to czego możemy się tym razem spodziewać?
Oczywiście, że planuję. Obecnie jestem w trakcie pisania drugiej powieści. Będzie to zupełnie coś innego od Zemsty pachnącej wilkiem. Nowa książka to połączenie romansu z elementami thrillera, tematyka kręci się wokół zjawiska świadomego, tzw. jasnego snu. Nie wykluczam również powrotu do świata Zemsty, z tym, że głównym bohaterem będzie jedna z postaci drugoplanowych - Aleksy. On dość mocno oberwał emocjonalnie w książce i myślę, że należy mu się osobna historia.