Każdy z nas ma wynikające z charakteru predyspozycje do specyficznego radzenia sobie z konfliktem. Jedni wolą go unikać, inni mają skłonność do wzniecania kłótni, bo dopiero w ogniu sporu czują, że w pełni wyrażają siebie. Zdarza się też, że potrafimy wyrażać się szczerze i dosadnie, ale równocześnie odnosimy się do siebie z szacunkiem. Tak czy owak konflikt ma złą reputację. I słusznie, bo kojarzy się najczęściej z krzywdą i cierpieniem. Jednak to nie sam konflikt jest kłopotem, nie nasze uczucia złości czy niechęci, ale to, w jak destrukcyjny sposób je wyrażamy.
Moja racja lepsza
Konflikt nie wynika z faktu, że mamy inne stanowisko, ale z tego, że nie ma w nas zgody na to, aby ktoś miał inny pogląd. Nasz punkt widzenia uważamy za jedyny właściwy i za wszelką cenę próbujemy przekonać drugą stronę, że nie ma racji. Ewentualnie obawiamy się, że jedyną opcją jest podporządkowanie się innym. Nasze potrzeby nie są zaspokojone, pojawiają się niechęć, złość. Jesteśmy sfrustrowani i tracimy kontakt z innymi i ze sobą. Wtedy łatwo zrobić coś, czego będziemy żałować.
Ostatnio w debacie publicznej słychać tak dużo słów krytyki, ocen, osądów moralnych, wzajemnego obrażania. Jedną z przyczyn jest to, że uważamy, że to my mamy rację, że jeśli jesteśmy po właściwej stronie, to po drugiej są ci, którzy myślą niewłaściwie. I wydaje nam się wtedy, że możemy więcej, bo przecież... my mamy rację.
Proponuję jednak, aby na konflikt popatrzeć jak na okazję do nawiązania kontaktu. Jeśli ktoś się z nami kłóci, jest zły, to najpewniej dlatego, że coś ważnego próbuje wyrazić i nie czuje się zrozumiany. Za wszelką cen...