Kobiety szczęśliwe, alternatywne i inne

Wstęp

O radości i trudnościach bycia kobietą rozmawiają: IRENA NAMYSŁOWSKA, ZOFIA MILSKA-WRZOSIŃSKA, ZUZANNA STADNICKA-DMITRIEW, ANNA OTFFINOWSKA i DOROTA KRZEMIONKA-BRÓZDA.

O radości i trudnościach bycia kobietą rozmawiają: prof. Irena Namysłowska – lekarz psychiatra, terapeuta rodziny, kieruje Kliniką Psychiatrii Dzieci i Młodzieży w Instytucie Psychiatrii i Neurologii, mama dwojga dorosłych już dzieci i babcia Jasia; Zofia Milska-Wrzosińska – psycholog i terapeuta, dyrektor Laboratorium Psychoeduakcji w Warszawie, mama czworga dzieci (najstarsza córka ma 25 lat, najmłodsza 11); Anna Otffinowska – psycholog, pracuje w Fundacji „Rodzić po ludzku”, mama dwojga nastolatków; Zuzanna Stadnicka-Dmitriew – psycholog, zajmuje się terapią analityczną, pracuje w Ośrodku Terapii Psychoanalitycznej OTP.

Dorota Krzemionka-Brózda: – Fransois Mauriac powiedział, że kobiety „tak czy owak, są nieszczęśliwe. To ich powołanie”. Czy Panie są nieszczęśliwe?
Irena Namysłowska: – Jesteśmy w innej sytuacji niż większość kobiet. Mówiąc słowami Julii Hartwig: „¸ut szczęścia na zbiegu okoliczności i talentu pozwolił nam cudem zdobyć dostęp do miejsc zajętych przez mężczyzn”. Jestem szczęśliwa. Kobiecość daje mi możliwości spełniania się w różnych sferach. Gdy jedna z nich kuleje, mam jeszcze inne sfery.
Anna Otffinowska: – Moje pragnienie do zajmowania się ciężarnymi kobietami wzięło się z tego, że sama urodziłam dzieci i wychowałam je. Uważam to za głębokie, kobiece doświadczenie i jestem szczęśliwa, że mogłam je przeżyć. Nigdy nie pomyślałam: „Dobrze by było, gdybym była facetem”.
Zofia Milska-Wrzosińska: – Czuję się zadowolona z tego, że jestem kobietą, ale nie mam pewności, czy bycie kobietą jest czymś lepszym. Urodziłam się jako kobieta, to dla mnie coś oczywistego. Ale gdy mówię, że jestem zadowolona, to słyszę zarzut, że nie jestem solidarna ze sprawą kobiecą. Bo większość kobiet cierpi, a mnie się udało – dzięki temu, że kiedyś feministki walczyły i cierpiały.
Zuzanna Stadnicka-Dmitriew: – Jest w naszym kraju rodzaj lojalności kobiet, polegającej na wspieraniu się w tym, że nie jesteśmy szczęśliwe. Pokutuje obraz Matki-Polki, czyli kobiety, która oddaje się rodzinie. Mało jest przyzwolenia na to, że kobieta może być niezależna i szczęśliwa.

D.K.B.: – Mówi się o kobiecym masochizmie. Czy jest w nas skłonność do cierpienia, bycia ofiarą?
Z.S.D.: – Masochizm kobiet może wiązać się z biologią. Jesteśmy inaczej zbudowane. Mamy większą niż mężczyźni skłonność do udostępniania swojego wnętrza innym i większy problem z wyrażeniem agresji. Już z natury samego aktu seksualnego wynika, że kobieta jest miękka i przyjmująca, a mężczyzna twardy i „atakujący”.
Z.M.W.: – U kobiet widzę większą gotowość do brania na siebie wielu, często zbyt wielu spraw, w nie zawsze świadomej nadziei, że dostaną za to miłość, akceptację i uznanie. A potem są rozczarowane, bo ich poświęcenie traktowane jest jako coś oczywistego, a nawet rodzi złość czy niechęć.

D.K.B.: – Sławomira Walczewska w „Matce gastronomicznej” pisze o codziennym despotyzmie domowym umęczonej matki. Kobieta poświęca się dla męża i dzieci, a w zamian za opiekę i czułość oczekuje wdzięczności... Jak wygląda ten podział ról i obowiązków w domu?
Z.M.W.: – Jeśli chcemy mieć rodzinę i dzieci, to niezbędna jest postać „tradycyjnej kobiety”, rozumianej jako zestaw zachowań: towarzyszenie dzieciom, tworzenie dla nich ciepłego, bezpiecznego miejsca. Tylko pytanie, kto ma nią być. Mam czworo dzieci. Kiedyś tą „tradycyjną kobietą” byłam przede wszystkim ja, potem bywaliśmy nią z mężem na zmianę, a od paru lat raczej mąż pełni tę funkcję. Ale zdaję sobie sprawę, że to nie jest oferta dla każdego. Mąż akurat nie ma oporów przed pełnieniem tej roli. Może dlatego, że spełnił się w „męskim” zawodzie.
A.O.: – Gdy kobieta robi karierę, słyszy potem, że jest niedobrą matką. Kiedy dziecko ma trudności, źle się uczy, to zarzuca się matce, że była nadmiernie z nim związana i nie miała własnego życia, albo że je opuściła, bo poszła do pracy. Dziś wymaga się od kobiet, by były perfekcyjne jako matki, gospodynie i pracowniczki.
Z.M.W.: – Ale jeśli mężczyzna nie zostanie zachęcony, albo wręcz zmuszony do tej roli na początku, to na kolejnym etapie będzie to dla niego trudne. I gdy dziecko jest starsze, on nadal jest z boku. Być może dlatego, że zbyt łatwo bierzemy wszystko na siebie.
I.N.: – Nasze postawy nie biorą się znikąd, są dziedziczone z pokolenia na pokolenie jako przekazy rodzinne.

D.K.B.: – Jakie przekazy dostały Panie w swoich rodzinach?
I.N.: – Przekaz o byciu niezależną. Cała moja rodzina zginęła jednego dnia w czasie wojny. Zostało poczucie, że skoro wszyscy mogą zginąć, to może lepiej być niezależną.
Z.S.D.: – Mam podobny przekaz. Moja prababka miała strasznie dużo dzieci. Babcia powiedziała: „Ja tak żyć nie chcę”. Uważała, że kobieta powinna się przede wszystkim kształcić, a potem dopiero myśleć o rodzinie. Myślę, że każdy przekaz, niezależnie od jego treści, coś umożliwia i coś utrudnia. Przekaz o niezależności może utrudniać cz...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI