Wychodzą temu również naprzeciw współczesne trendy – rośnie popyt na kursy z kreowania wizerunku w sieci, przemyślanego używania mowy ciała na randce czy w biznesie, a my coraz chętniej dzielimy się sobą w mediach społecznościowych. Uczymy się w ten sposób zakładać maski, które pozwalają roztaczać blask wokół tego, co chcemy światu pokazać, i ukryć pod maskami to, co naszym zdaniem niewygodne i niegodne publicznego obnażenia.
O tym pisał już Jung, nazywając maski Personami. Maski skrywają trudne dla nas impulsy, emocje i reakcje. Stanowią narzędzia autokontroli potrzebne w naszej cywilizowanej kulturze. Te „zdrowe” maski są spójne z nami i uruchamiają nasze prawdziwe zasoby, które mamy do zaoferowania światu. Wyrażają część naszej tożsamości i karmią nas nektarem zdrowej pewności siebie. Dopóki zarządzamy nimi świadomie, dopóty wszystko jest w porządku. Gorzej, gdy ubieramy maski sztucznych wersji siebie i pozwalamy im zawładnąć sobą. Wtedy maski nieświadomie zamieniamy w zbroję, która wysysa z nas soki życiowe.
Lepsza wersja siebie
Atrakcyjna sceneria, wystudiowana poza, żeby ukryć te fragmenty naszej sylwetki, których pokazać nie chcemy i można robić selfie! Miła dla oka stylizacja, dopracowany makijaż, uśmiech numer pięć i można wyjść do świata. Tak pracujemy na naszą publiczną wizytówkę. Ten mechanizm działa zarówno w wirtualnej sieci, jak i w realnych społecznych relacjach.
Chcemy pokazywać się od lepszej strony, bo po prostu bardziej się to opłaca. Jak potwierdzają badania, atrakcyjność, uśmiech czy głęboki głos są w cenie i pomagają nam efektywniej osiągać nasze cele. Podobnie jak inteligencja, przyjazna postawa czy cechy lidera to karty przetargowe do lepszej pozycji w pracy i poza nią.
A my pragniemy przecież jak najlepszego życia. Dlatego dążymy do tego, by być coraz bardziej dopracowani. Dobrze, gdy chcemy tego w zgodzie ze sobą i gdy rozwijamy się dzięki motywacji do zmian na lepsze. Wtedy maska staje się niewinnym flirtem z rzeczywistością, który ubarwia i ułatwia życie, a także służy naszemu dobremu samopoczuciu.
Bal maskowy
To my, konsumenci tworzymy popyt na superbohaterów w piękniejszym świecie. Podpatrywaliśmy lepszy świat od zarania dziejów. Starożytni zazdrościli mocy mitologicznym bogom na górze Olimpu, my zazdrościmy gwiazdom, naszym osobistym bohaterom i znajomym obecnym na arenie mediów społecznościowych. Szukaliśmy też od zawsze środków wyrazu dla własnej tożsamości, czego wyrazem były maski w starożytnym teatrze greckim czy weneckie w czasach średniowiecza.
Obecnie to media społecznościowe i wszechobecna kultura tworzenia własnego wizerunku umożliwiają upiększanie rzeczywistości ze sobą w roli głównej. Gdy ubieramy jedną z kolekcji naszych publicznych masek, znieczulamy własne kompleksy wizerunkiem lepszej wersji siebie. To jak wskoczenie do lepszej bajki pod tytułem „Nasze życie” i odegranie pierwszoplanowej roli według ciekawszego scenariusza niż ten realny. Można pokazać „Ja” uśmiechnięte, promienne, pomalowane, aktywne albo odwrotnie – mindfulness w bezruchu – w zależności od tego, co jest trendy!
A po co? Bo w tym realnym świecie dla wielu z nas je...