KAŻDY JEST SAMOTNĄ WYSPĄ

Wstęp

Samotność jest jak silnie działająca substancja. Może być lecznicza – daje okazję do odkrywania siebie. Bywa trująca, szczególnie dla ludzi ściganych przez cień przeszłości, traumę przeżytą w dzieciństwie lub skrywaną głęboko tajemnicę – twierdzi JOANNA HEIDTMAN.

Samotność jest jak silnie działająca substancja. Może być lecznicza – daje okazję do rozwoju i odkrywania siebie. Bywa trująca, szczególnie dla ludzi ściganych przez „cień przeszłości”, traumę przeżytą w dzieciństwie lub skrywaną głęboko tajemnicę.

Potrzebujemy innych ludzi, by żyć. Wzrastamy w związkach z innymi. A jednak poczucie samotności, odrębności i alienacji towarzyszy nam w różnych momentach życia. Egzystencjaliści twierdzili, że większość z nas doświadcza dojmującego uczucia samotności, nawet, a może zwłaszcza wtedy, kiedy przebywamy wśród ludzi. Każdy miewa czasem poczucie, że został pozostawiony sam ze swoimi sprawami i że nikt nie może mu pomóc. Zdarza się tak, kiedy dokonujemy trudnych, indywidualnych życiowych wyborów, kiedy konfrontujemy się z własnym „ja”, z własną śmiertelnością. Lęk egzystencjalny rodzi się ze świadomości, że nie możemy dotrzeć do odmiennego świata drugiego człowieka. „Żyjemy na archipelagach” – mówi Fortynbras do Hamleta w wierszu Zbigniewa Herberta, podkreślając bolesną i nieprzekraczalną granicę pomiędzy ludźmi. Nawet tymi, którzy wydają się sobie bliscy. Szczególnie boleśnie doświadczają tej samotności egzystencjalnej ludzie ścigani przez „cień przeszłości”, traumę przeżytą w dzieciństwie lub w młodości, skrywaną głęboko „tajemnicę” strasznych przeżyć, które zmusiły ich do oddzielenia części siebie i nieujawniania jej wobec innych, czasem także wobec samego siebie. Takie osoby żyją wśród ludzi, ale mają poczucie, że oddziela ich od bliskich szklana szyba, za którą jest cisza i samotność. Samotność, choć przez niektórych „oswojona” lub wykorzystywana do różnych celów (odosobnienie towarzyszące modlitwie, medytacji, odkrywaniu siebie), rzadko rodzi uczucie szczęścia – na ogół ciężko się z nią uporać.
Jeszcze na początku XX wieku psychologowie uważali, że potrzeba afiliacji – czyli potrzeba, by inni byli blisko nas – jest wrodzonym instynktem człowieka. W 1916 roku W. Trotter pisał: „Âwiadoma jednostka doznaje nie poddającego się analizie, pierwotnego poczucia przyjemności w obecności swoich towarzyszy, zaś równie pierwotnego poczucia przykrości, gdy są oni nieobecni. Jest dla niej oczywistą prawdą, że samotność jest czymś niedobrym dla człowieka”.

Niewidoczna sieć bezpieczeństwa

Z badań psychologa społecznego Stanleya Schachtera wynika, że potrzeba bycia z innymi nasila się wtedy, gdy osoba jest zaniepokojona, gdy sytuacja staje się niejasna czy zagrażająca. Schachter wzbudzał emocje silnego lęku u osób badanych, wspominając im o czekających je wstrząsach elektrycznych. Następnie osoby te miały dokonać wyboru: czy spędzić kilkunastominutowy czas oczekiwania w samotności, czy też w towarzystwie innych. Okazało się, że niemal 70 proc. badanych wolało przebywać z innymi ludźmi. Najciekawsze jest to, że chcieli, aby były to osoby, które także czkały na niemiłe badanie. Chodziło więc nie o bycie po prostu z innymi ludźmi, ale z takimi, których sytuacja jest podobna.

W chwilach niepokoju i lęku dzieci zwracają się do rodziców, a ci pocieszają je i łagodzą nieprzyjemne emocje. Od najwcześniejszych lat uczymy się kojarzyć obecność innych ze zmniejszeniem obaw i stresu. Stąd między innymi tendencja do łączenia się w grupy tych ludzi, którzy poszukują wsparcia emocjonalnego, na przykład osób chorych na raka, żon i mężów alkoholików czy rodziców dzieci upośledzonych.

Badania w dziedzinie psychologii zdrowia wykazały, że głębokie kontakty z ludźmi wiążą się z lepszym zdrowiem, mniejszą podatnością na infekcje, z dłuższym i szczęśliwszym życiem, zaś samotność związana jest z obniżoną odpornością organizmu. Badano na przykład osoby, które przeszły zawał serca. Okazało się, że drugi zawał nastąpił u 16 proc. z tych, którzy mieszkali samotnie, i tylko u 9 proc. mieszkających z drugą osobą. To i podobne badania wskazują oczywiście jedynie na korelacje między odpornością na stres a wsparciem społecznym. Jednak Bolger i Eckenrode, którzy kontrolowali takie cechy, jak neurotyczność czy ekstrawersja, wykazali, że osoby utrzymujące silne więzi z innymi lepiej radzą sobie ze stresem i z trudnymi sytuacjami życiowymi. Uczestnikami badań byli studenci. Miesiąc przed egzaminem psychologowie badali u nich poziom stresu i kontakty z innymi. Zaobserwowali, że studenci nawiązujący więcej kontaktów społecznych byli mniej zestresowani przed sprawdzianem wiedzy. Co istotne, chodziło tu jedynie o kontakty dobrowolne i osobiste – samo przebywanie w grupie podczas zajęć nie miało takiego oddziaływania.

Można powiedzieć, że kontakty z ludźmi stają się tarczą chroniącą przed niepokojem, frustracją i negatywnymi odczuciami. Tworzą one niewidoczną „sieć bezpieczeństwa”, o której nie myślimy, ale świadomość, że jest, daje nam lepsze samopoczucie. Staje się ona szczególnie ważna, gdy jesteśmy słabi – przeżywamy stres, kryzys, sytuację trudną. Wtedy najczęściej zdarza nam się powiedzieć: „Dobrze, że jesteś”.

Psychologowie społeczni w latach 80. i 90. minionego stulecia badali relacje pomiędzy samotnością, depresją i wsparciem społecznym. Nie wynika z tych ba...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI