Jak się dogadać w cyklonie kłótni

Trening psychologiczny

„Bo ty zawsze…”, „Bo ty nigdy…” – takie słowa to stały element niemal każdej kłótni. Mają zdecydowanie atakujący charakter, więc już po chwili okładamy się nawzajem słowami i decybelami. A gdyby tak podejść w inny sposób? Nie traktować słów jako ciosów, przed którymi trzeba się bronić? Uznać je za nieumiejętny sposób wyrazu frustracji oraz niezaspokojonych potrzeb i wspólnie poszukać rozwiązań?

Czym charakteryzuje się zdrowa relacja? Znalezienie odpowiedzi na to pytanie stanowi spore wyzwanie. Dużo łatwiej wskazać, co w relacji nie działa. To efekt zakorzenionego głęboko w naszych mózgach pierwotnego odruchu, by szybko zbierać i zapamiętywać negatywne doświadczenia. Przed tysiącami lat decydował on o przetrwaniu. Pozwalał szybciej identyfikować potencjalne niebezpieczeństwo i zapobiegać mu – omijać zagrażające miejsca, unikać drapieżników czy szybko zapamiętywać szkodliwe pokarmy. Teraz ten sam mechanizm sprzyja erozji relacji. Zamiast bowiem koncentrować się na tym, co dobre i pożądane, wyłapujemy niedostatki w relacji i pielęgnujemy krzywdy. 
Naprawianie tego, co nie działa, ma oczywiście głęboki sens. Ale żeby zbudować trwały, zdrowy i silny związek, potrzebujemy jeszcze dobrego spoiwa. Filarów, na których możemy budować dobrą relację. Poszukajmy ich, zaczynając od zrozumienia potrzeb drugiej strony. Wykorzystamy do tego energię płynącą z kłótni.

O co te wszystkie kłótnie?

„Bo ty zawsze…”, „Bo ty nigdy…” – prawdopodobnie każda z osób czytających ten artykuł usłyszała kiedyś takie słowa. I niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto sam ich nie użył. Ja nie rzucę. Padają zwykle podczas kłótni i mają zdecydowanie atakujący charakter. W ogniu walki łatwo odpowiedzieć kontratakiem. I już po chwili okładamy się nawzajem słowami i decybelami, aż w końcu energia burzy wypala się i zostają zgliszcza do posprzątania. 
A gdyby tak podejść w inny sposób? Nie traktować słów jako ciosów, przed którymi trzeba się bronić? Uznać je za nieumiejętny sposób wyrazu frustracji i niezaspokojonych potrzeb? Już słyszę odpowiedź: „A dlaczego mam skupiać się na jego/jej potrzebach?! A co z moimi?!”. W zdrowej relacji potrzeby obu stron są tak samo ważne. Przeciągając linę i licytując się na krzywdy, nie dotrzemy do nich, a jedynie poranimy się nawzajem. Zatem jeszcze raz: głęboki oddech: 10, 9, 8, 7…
Większość kłótni jest wyrazem nadmiernej frustracji. Mamy względem drugiej strony oczekiwania, których nie spełnia. Frustracja wzbiera – niekiedy dyskretnie i stopniowo, niekiedy szybko narastającą falą – aż w końcu emocje biorą górę. Poczucie krzywdy staje się tak duże, że całkowicie wyłącza się trzeźwe myślenie. Tym samym gwałtownie maleją szanse na dogadanie się i wypracowanie zdrowego kompromisu. Jak w takim razie dogadać się, usłyszeć siebie nawzajem? Możliwości są dwie: reagować, zanim frustracja stanie się zbyt silna, lub umówić się z partnerem(-ką) na powrót do rozmowy, gdy emocje po kłótni opadną. Która droga jest tą właściwą? To zależy od dwóch rzeczy: temperamentu i wzorców wyniesionych z domu.

Czym skorupka za młodu nasiąknie…

Wyobraźmy sobie, że nasz mózg to komputer, a temperament to procesor, który decyduje o jego pracy – o tym, jak szybko uruchamiają się różne programy (np. „złość” albo „potrzeby”), jak łatwo możemy je wyłączać czy też przełączać się między nimi oraz jak łatwo nasza „maszyna” może się przegrzewać. Tą maszynerią zarządza system operacyjny, czyli osobowość. Mamy w nim zarówno interfejs użytkownika (czyli widoczne przejawy zachowania oraz nasze świadome przemyślenia), jak i niewidoczne dla użytkownika (nieświadome i odruchowe) wewnętrzne procesy kierowania np. uwagą czy pamięcią.
Temperament to coś, z czym przychodzimy na świat. Osobowość jest wypadkową naszej biologicznej charakterystyki oraz „instalowanych” w interakcjach z otoczeniem (szczególnie z ważnymi osobami) instrukcji, jak kierować swymi emocjami, zachowaniem, jak wyjaśniać sobie różne wewnętrzne i zewnętrzne zdarzenia. Im czegoś częściej czy silniej doświadczamy w dzieciństwie (np. krytyki czy poczucia winy), tym większy ślad pozostawia to w wewnętrznych procesach. Im bardziej coś się sprawdza w działaniu, tym mocniej wpływa na interfejs użytkownika. Brzmi abstrakcyjnie? Zbudujmy zatem model i puśćmy go w ruch. Niech główną postacią będzie energiczny chłopiec.
Maciek jest bardzo żywym sześciolatkiem (cecha temperamentu). Dużo się rusza i prawie cały czas mówi. Czę...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI