Jak można się cieszyć udanym seksem nawet po wielu latach związku?

Psychologia i życie Otwarty dostęp

Namiętność czy pasja seksualna same w sobie nie trwają wiecznie. I­­­m dłużej z kimś jesteśmy, tym bardziej gaśnie pożądanie. Po latach „ognia w łóżku nie będzie” – twierdzą niektórzy. Nie będzie? Czy to oznacza, że w dłuższym związku nieuchronnie mija nam apetyt na seks? Czy to jakieś fatum? A jeśli nie, to co można zrobić, by nawet po latach podtrzymać w parze namiętny płomień i pociąg?

Element namiętności, który bardzo często łączy się z elementem seksualnym, często ujawnia się i charakteryzuje początek relacji. Ale wiemy, że namiętność, pasja seksualna same w sobie nie trwają wiecznie, ponieważ są oparte o biochemię mózgu i element zakochania, zafascynowania kimś. Wiemy, że ten okres trwa 3–4 lata maksymalnie, patrząc z poziomu biochemii mózgu, czasami jeszcze krócej. Są pary, gdzie wysoki poziom pobudzenia można zaobserwować przez dwa pierwsze lata lub nawet mniej. Czy to oznacza, że musimy stracić nasze pobudzenie seksualne i pasję? Nie, ale uznajmy, że tak zwana miłość chemiczna, oparta na neurotransmiterach, nie będzie trwała w nieskończoność. Na samym seksie nie zbudujemy trwałej relacji. Przelotne kontakty? Tak, oczywiście. Krótkie romanse? Jak najbardziej. Nawet niektóre związki na jakiś czas mogą się na niej opierać. Ale im dłużej trwa związek, tym tendencja będzie spadkowa. Używam tu specjalnie określenia „tendencja”, a nie jakiś rodzaj fatum, że tak musi być i już się z tym nic nie da zrobić. Co w tym momencie zrobimy? Co się będzie działo? 

POLECAMY

Co nas kręci?

Po pierwsze, partnerzy, którzy siebie już dobrze poznali, wiedzą, jakie są wzorce relacji seksualnej. Czyli mówiąc krótko, ja wiem, co ją kręci i co mnie kręci. Ja już wiem, jak ją pocałować, dotknąć, jaka forma bodźca będzie pobudzająca, zwiększająca zdolność orgastyczną, przyspieszająca orgazm. Ponieważ na tym etapie wczesnej relacji uczymy się języka miłości i języka ciała, wiemy, które obszary erogenne działają. Może moja partnerka lubi bardziej całowanie w szyję, a ja wolę całowanie klatki piersiowej? Mapa ciała z obszarami erogennymi będzie już rozpoznana. Oczywiście mówimy o związkach, które chciały rozpoznać te obszary, a nie z góry założyły, że tylko penis i łechtaczka ich interesuje. Jeżeli para już zbudowała ten potencjał orgastyczny i rodzaj radości seksualnej, to nadal nie ma żadnej gwarancji, że tak będzie w nieskończoność. Co się dzieje dalej? Pojawia się powtarzalność, ponieważ seksualność w dużym stopniu jest zespołem umiejętności wyuczonych. Dlaczego? Ponieważ orgazm jest nagrodą, jest wzmocnieniem. Jest to przyjemność, więc dążenie do przyjemności nas motywuje. Jeżeli mam opracowaną drogę, już wiem, jak mój partner lub partnerka mogą być doprowadzeni do rozkoszy seksualnej. Im bardziej to wyuczyłem, opanowałem, przećwiczyłem, doprowadziłem wręcz do perfekcji, to co mi pozostaje? Tylko to powtarzać – skoro to działa, będę kontynuował. I tu pojawia się zjawisko tolerancji neuropsychologicznej opartej o element habituacji, kiedy po jakimś czasie ta sama droga bodźców i reakcji będzie miała trajektorię malejącą i nagroda stanie się mniej stymulująca. Analogicznie do smaków – nawet jeśli bardzo lubię jeść lody waniliowe czy czekoladę, to gdy codziennie będę je jadł, nawet jak bardzo je lubię, to po jakimś czasie mam już ich dosyć. A nawet jeśli mogę dalej je jeść, to już nie ma tej samej satysfakcji. Czyli, to że coś nam dzisiaj w seksie fajnie wychodzi, nie oznacza, że ta sama reakcja będzie występować za 10–15 lat. Wręcz odwrotnie, dojdzie do efektu nudy i rutyny. A jak pojawi się nuda i rutyna, to zamiast pobudzenia pojawi się rozczarowanie, zniechęcenie albo lęk. Kiedyś było fajne, jak mnie całowałaś czy całowałeś, kiedyś był ogień, to na mnie działało, a dzisiaj już nie wystarcza. I co dalej? Istnieje kilka scenariuszy.

Brak seksu? Odchodzę!

Pierwszy scenariusz – para nic z tym nie zrobi, przyjmie to jako naturalną kolej rzeczy. Wiadomo, że po dziesięciu latach „ognia w łóżku już nie będzie”, „jak się już było tak długo ze sobą, to co tam mamy jeszcze wymyśleć?”. Pojawia się jakiś rodzaj rezygnacji, wręcz poddania się, że jak się ma 
50 lat, to już seks nie będzie taki jak się miało 25 lat. Takich haseł jest wiele, gdzie nawet nie ma możliwości negocjowania, że coś z tym dalej można zrobić. I to będzie szło w kierunku raczej zanikania aktywności seksualnej, redukcji częstotliwości, ale też jakości. W najbardziej ekstremalnej formie pojawi się nawet związek bez seksu: „Ja już z moją partnerką nie sypiam” albo „Ja już bym go nawet nie pocałowała dzisiaj”. Nadal jest to małżeństwo, nadal są razem, łączą ich inne rzeczy, ale już nie ma seksualności między nimi. Jeżeli do tego dojdzie, mówimy o związku bez seksu. Są pary, które w tym momencie podejmują decyzję o rozstaniu. Powiedzą: „mam 50, 40 lat i ja nie będę żyła przez kolejne lata bez seksu”. I wtedy często para rozstaje się, nie zawsze jest to miłe, ale po prostu nie mają zgody w sobie na ten brak życia seksualnego. 

Seks – bezpieczeństwo i bliskość

Drugi wariant, gdzie ten moment pasji seksualnej już został wygaszony, już nie ma tego silnego pobudzenia, to zostaje wzmocniony rodzaj substytucji, gdzie para próbuje zastąpić tę energię seksualną czymś innym. Może w seksie już nie jest tak ekscytująco, ale nadal ten seks jest miły, nadal się można trochę poprzytulać, nadal jest jakiś rodzaj bliskości i relaksacji. Energia i siły w relacji rozkładają się wówczas na inne rzeczy – para będzie nadal budować intymność psychiczną, będzie razem się cieszyć tym, że sobie ufają, że są sobie wierni. Może już nie będzie „tego ognia”, ale będzie poczucie bezpieczeństwa i bliskości. Czyli przebudowujemy pasję i namiętność w intymność psychiczną. I ten element intymności psychicznej stanie się pierwszoplanowym aspektem budowania relacji, gdzie będzie nadal trochę fizyczności. Ale przede wszystkim będzie bliskość, bezpieczeństwo, poczucie spełnienia, że partner ze mną jest, chce być i mnie kocha. Tego typu relacja charakteryzuje się mniejszą częstotliwością seksu, ale może nadal relacjonować wysoki poziom satysfakcji partnerskiej.

Skuśmy się na coś nowego

Kolejny scenariusz – statystycznie bardzo częsty – to wprowadzenie czegoś nowego dla urozmaicenia i wybicia się ze zjawiska toleracji neuropychologicznej. Mamy tu znowu kilka podwariantów, jeżeli mówimy o parze, która nie wprowadza nowych partnerów do związku, wtedy często pojawia się masturbacja i pornografia. To są sposoby na seksualność w parze, gdzie doszło do rutyny i nudy. Dlaczego? Bo pornografia oferuje więcej różnorodności, może szybko dostarczyć nowe formy zachowań, fantazji i nawet eksponować na formy ekstremalne, na które sami byśmy tak szybko nie wpadli. Można coś nowego obejrzeć, można się pobudzić na nowy typ bodźca, można masturbować się, oglądając, uczestnicząc, konsumując pornografię, która może coś nowego wnieść do repertuaru seksualnego. A ponieważ masturbacja to jest sposób na gwarantowaną wręcz przyjemność, bo ja zawszę wiem, jak stymulować swoje ciało, bo wiem, co lubię, a czego nie. Wtedy pary mogą budować relację seksualną – gdzie będą inwestować w alternatywną ścieżkę w postaci masturbacji i pornografii. Nie zawsze masturbacja i pornografia muszą być połączone, ale często są. Może to być oczywiście uruchamianie wyobraźni, słuchanie sensualnej muzyki, czytanie erotycznych powieści albo seksowne rozmowy czy SMS-y. Nieważne, co będzie bodźcem, ale pojawi się alternatywny element, który pobudzi seksualnie parę. Nie zawsze pary nawet sobie o tym mówią, często to tabu komunikacji seksualnej, nawet nie wiedzą, że partner się masturbuje albo wyobraża sobie kogoś innego podczas seksu. Często w terapii par pojawiają się takie sytuacje, gdzie dopiero w gabinecie terapeutycznym pojawił się temat masturbacji. Nagle mąż czy żona byli wręcz w szoku: „To Ty się masturbujesz?”, „To Ty jeszcze tam masz jakieś wyobrażenia?”, „Nigdy bym nie pomyślała, nie pomyślał, że Tobie jeszcze w ogóle się chce”... To jest jedna całkiem typowa opcja. 
Kolejna, gdy będzie to związek, w którym jednak będą wprowadzani nowi partnerzy – czy to będzie zdrada, czy to będzie element skoku w bok, po cichu, w sekrecie. Statystycznie częsty wariant, gdzie jednak pojawiają się osoby trzecie, najczęściej w formie krótkich romansów. Może być też partner alternatywny, ten drugi. Ta kochanka, kochanek, którzy mogą być latami doskonałym urozmaiceniem seksu. Z jednej strony rutyna z mężem, żoną, z drugiej ten inny świat – kolorowy, pobudzający, bo zawsze można mieć kochanka, który coś nowego wniesie. Jaki jest jeszcze pomysł? Często może się pojawić temat związku otwartego, gdzie partnerzy, którzy są w rutynie seksualnej, stwierdzają: „No dobrze, jesteśmy uczciwi, nasz seks jest rutynowy, nudny. Nie za bardzo nam to wychodzi, ale jesteśmy zdrowi, chcemy się cieszyć seksem, to dlaczego by nie umówić się, że czasami pojawi się ktoś inny, na jedną noc, na kilka nocy. Nawet nie musimy sobie do końca mówić jasno, kiedy znikam, kiedy się pojawiam”. To oczywiście już będzie negocjacja w parze, ile tej informacji ma być ujawnianej, ale jasny powinien być sam fakt i zgoda drugiej osoby. Bardzo ważne – w związku otwartym musi być zgoda po obu stronach, że mogą się pojawić inni partnerzy seksualni. Budowanie związku otwartego jest coraz częstsze obecnie, ale wymaga bardzo jasnej umowy, negocjacji i głębokiej przebudowy definicji bliskości, sensualności, wyłączności i seksualności. Z praktyki klinicznej można łatwo wywnioskować, że wiele związków tylko pozornie jest otwarta, ponieważ nigdy nie doszło do sformułowania klarownej umowy, która jest satysfakcjonująca dla obu stron. Niestety czasami mówimy o pozornie związkach otwartych, kiedy jedna osoba raczej zgadza się na taki układ w poczuciu rezygnacji i desperacji, by nie stracić męża/żony.

Chcę z Tobą zostać – dajmy sobie pomóc

A jeżeli para chce być razem, chce budować relację seksualną i nie chce się poddać? To nie jest para, która mówi „nie”, „zgadzam się, że mam 45 lat, partnera znam 15 lat i seks już nie jest super. A co, jeżeli chcę, żeby był nadal fajny?”. Co wtedy terapeuci, seksuolodzy mogą zrobić, zaproponować? 
Seks często jest czubkiem góry lodowej, czyli 1/9 jest ponad wodą, a 8/9 poniżej powierzchni wody, której nie widać. Sprawdzamy najpierw, co jest poniżej powierzchni wody, czyli czy nuda i rutyna seksualna wynika z pewnych założeń, ograniczających od samego początku. Może partnerzy mieli wizję świata, że – na przykład – tylko orgazm pochwowy jest jedyną formą prawdziwego seksu. I żyli w takim przekonaniu, że jak ona nie doznaje orgazmu podczas penetracji pochwowej, to znaczy, że jest coś nie tak. Czy eksplorowali inne formy, czy w ogóle brali pod uwagę, że można przeżyć orgazm w inny sposób, czy w ogóle próbowali się tego nauczyć? Czyli z czym w ogóle wystartowali do relacji – to jest poziom wiedzy seksualnej, świadomości seksualnej, edukacji seksualnej, niekoniecznie opartej o bezpośrednią stymulacje ciała. A przede wszystkim seksualnej wizji świata. Może ona myślała, że jedyne, co trzeba zrobić z mężczyzną, to po prostu stymulować jego penisa. Może nawet jej nie przyszło do głowy, że są inne formy dawania przyjemności seksualnej. Czyli sprawdzamy punkt startowy, poziom wiedzy, umiejętności, wizji świata, ról kobiecych i męskich, przekonań seksualnych, mitów seksualnych. Sprawdzamy błędy poznawcze, stereotypy, mity seksualne, uprzedzenia i zachęcamy do korygowania, do budowania seksualności elastycznej, bardziej opartej o nowe skojarzenia i ścieżki neurologiczne.
 Kolejna rzecz, czy występują inne motywy pozaseksualne, na przykład jakieś konflikty, które wpływają na jakość życia seksualnego. Może tak naprawdę nie mają problemu z seksem, ale mają problem w ogóle z intymnością czy komunikacją. Może ta para nie ufa sobie na jakimś etapie, może doszło do jakiejś traumy. Może wcześniejsze urazy, jakiś rodzaj poczucia, że jestem skrzywdzony, skrzywdzona. Jak mam się cieszyć seksem z moim partnerem, jeżeli mam poczucie, że on mnie okłamuje, nie jest wobec mnie uczciwy? Dlaczego mam się cieszyć seksem z tym człowiekiem? I to samo oczywiście w dwie strony. Może po prostu jestem tak zmęczony, że nie mam nawet przestrzeni na cieszenie się swoją seksualnością? I wolę tak rutynowo, szybko, bo już nawet nie mam energii na to, by być kreatywnym człowiekiem w łóżku... Czyli sprawdzamy tło, które nie musi być bezpośrednio seksualne – to może być związane ze stresem zawodowym, kwestiami zdrowotnymi, stanami depresyjnymi czy lękowymi. 
Bardzo często pytam moich klientów: „Zanim porozmawiamy o dobrym seksie, to powiedz mi o śniadaniu, co Ty jesz na śniadanie, a może brakuje Ci pewnych witamin, a może Twoja gospodarka hormonalna nie jest dobra? A może trzeba popracować nad wagą ciała, może masz za dużo cholesterolu? A może po prostu coś się zadziało, że masz za dużo kortyzolu we krwi, czyli hormonu stresu, który w łóżku uszkadza funkcjonowanie seksualne?”. Czyli mamy element czynników, które są, działają dookoła seksualności. Jeżeli już to mamy przepracowane, zaczynamy pewną procedurę i to się nazywa trening intymności seksualnej. Po pierwsze pomóżmy tym partnerom w terapii zbudować pozytywną intencję, że budujemy coś fajnego, że cieszymy się czymś dobrym. To nie oznacza, że wrócimy do seksualności z naszego miesiąca miodowego. Nie, mamy zbudować coś ciekawego, dobrego, że możemy w ogóle budować.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI