Iluzja prawdy

Wstęp

Powtórzone tysiąc razy kłamstwo staje się prawdą - na tej zasadzie Goebbels budował propagandę III Rzeszy. Bo rzeczywiście jest tak, że zasłyszane gdzieś kiedyś informacje zwykle bez refleksji uznajemy za prawdziwe.

Jesteśmy na przyjęciu. Przechadzamy się między rozmawiającymi grupami. Wymieniamy pozdrowienia i zdawkowe komentarze. I oto mimochodem słyszymy, że rząd planuje wprowadzenie ustawy skracającej tydzień pracy do czterech dni. Przez moment skupiamy się na tej kwestii, lecz rozmowa znów przeskakuje na inny temat, jak to na takich imprezach bywa. Opuszczając przyjęcie, nie pamiętamy już, o czym tego wieczoru rozmawialiśmy. Ale gdy za jakiś czas słyszymy, jak jeden z naszych pracowników mówi komuś o skróceniu tygodnia pracy do czterech dni, mamy nieodparte wrażenie, że gdzieś już o tym słyszeliśmy. Dochodzimy więc do wniosku, że coś w tym musi być. Informacja zapewne jest prawdziwa. Nie dlatego, że skrócenie tygodnia pracy jest dla nas korzystne, ani też z powodu sympatii do rządu (możemy bowiem w obu kwestiach mieć przeciwne odczucia), ale dlatego, że informacja słyszana kilka razy wydaje nam się bardziej rzetelna i prawdziwa niż ta, którą słyszeliśmy tylko raz. Dzieje się tak nawet wówczas, gdy nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie kiedy, w jakich okolicznościach i kto nam o tym powiedział.

Kłamstwo po tysiąckroć

Minister propagandy III Rzeszy, Joseph Goebells, twierdził, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Badania potwierdzają jego intuicję. Zjawisko to zaobserwowano także w laboratoriach psychologicznych i nazwano efektem iluzji prawdy (Begg, Anas i Farinacci, 1992).
Polega ono na tym, że powtórzenie informacji czyni ją w ocenie odbiorcy bardziej prawdziwą i wiarygodną. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy nie mamy żadnych realnych podstaw, by przyjąć tę informację. Co więcej, możemy nawet nie pamiętać, od kogo pierwszy raz ją usłyszeliśmy. Nie potrzebujemy żadnych dowodów na jej prawdziwość. Wystarcza nam poczucie zaznajomienia się z zasłyszaną informacją. Uwierzymy więc komuś, kto powtarza opinię, z którą już wcześniej się zetknęliśmy. Za bardziej wiarygodny uznamy ten argument, który wydaje nam się znajomy. Bardziej ufamy politykowi, o którym wcześniej już coś słyszeliśmy. Co więcej, przekłada się to na nasze zachowanie – jeżeli kilka razy słyszymy o zaletach jakiegoś produktu, najprawdopodobniej kupimy go z większym przekonaniem niż wtedy, gdy usłyszymy te argumenty tylko raz.

Lubię to, co znam

Psychologowie od dawna doceniają znaczenie „oswojenia” kogoś z informacją. Jak dowodzą eksperymenty Roberta Zajonca i odkryty przez niego efekt samej ekspozycji (mere exposure effect), każdy z nas, nie tylko inżynier Mamoń, lubi to, co już zna. Potwierdza to także praktyka marketingowa. Ludzie bardziej lubią utwory muzyczne, reklamy czy znaki graficzne (nawet jeżeli będą to bezsensowne zbitki wyrazów lub litery alfabetu chińskiego) wtedy, gdy już wcześniej się z nimi zetknęli.

Wiemy więc, że im częściej się z czymś stykamy, tym bardziej coś lubimy. Co innego jednak sympatia, a co innego ocena prawdziwości informacji lub argumentu. Nie muszą one iść w parze. Jeśli podoba nam się jakaś reklama, czy to oznacza, że jej zaufamy? Czy żywiąc sympatię do jakiejś osoby, jednocześnie uznamy ją za wiarygodne źródło informacji? Nie zawsze tak jest. A...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI