Ignacego Loyoli sposób na trzeźwość

Wstęp

Ojciec Ignacy zdawał sobie doskonale sprawę, iż brak świadomości siebie jest jedną z zasadniczych przyczyn osobistego nieładu, zagubienia wewnętrznego, konfliktów wewnętrznych oraz krzywd wyrządzanych bliźnim.

„Stać się trzeźwym w sensie chrześcijańskim jest z pewnością rzeczą niezwykle trudną dla każdego człowieka”
 SNren Kierkegaard,„Dziennik”

Znany filozof, prekursor egzystencjalizmu, SNren Kierkegaard, który miał jak najgorsze zdanie o jezuitach, twierdził, że choć „sami żyli dość surowo”, to jednak innym głosili „moralność pobłażliwą”. Zasadniczym motywem takiego postępowania – zdaniem filozofa  – miała być żądza władzy, wpływów i panowania nad ludźmi. „Najpewniejszą drogą do osiągnięcia tego celu – pisał w „Dzienniku” –  jest samemu żyć bardziej surowo – inaczej bowiem traci się wszelki szacunek – i iść naprzód, demoralizować ludzi ułatwiając im życie”.

Były to obiegowe opinie o jezuitach środowiska protestanckiego, jakim uległ duński myśliciel, choć sam nie był wcale wrogo nastawiony do katolicyzmu. Kierkegaard grubo się jednak mylił, twierdząc, że jezuici traktują ludzi pobłażliwie. Duchowi synowie Loyoli, surowego Baska i żołnierza, mieli i nadal mają opinię raczej wymagających duszpasterzy: spowiedników, kaznodziei, kierowników duchowych czy też profesorów.

Kierkegaard nie mylił się natomiast, twierdząc, że jezuici szukają wpływów i panowania nad ludźmi. To prawda. Założyciel Towarzystwa Jezusowego w „Konstytucjach zakonnych”  zaleca swoim synom, by nieśli posługę duchową „osobom wysoko postawionym, sprawującym funkcje publiczne (książętom, magnatom, wysokim urzędnikom, sędziom, prałatom) oraz ludziom wybitnym w nauce i cieszącym się większą powagą (...) ze względu na bardziej powszechne dobro”. Z tego samego powodu Ignacy jako generał zakonu wysyłał najlepszych swoich ludzi do wielkich narodów, np. do Indii oraz w najbardziej prestiżowe miejsca, np. na znane europejskie uniwersytety. By dowiedzieć się jednak, o jakie wypływy chodziło jezuitom oraz w jaki sposób chcieli panować, trzeba poznać zasadnicze narzędzie ich władzy – sławne „Ćwiczenia duchowe”.

Geneza „Ćwiczeń duchowych”

Aż do dwudziestego szóstego roku życia  autor książeczki pt. „Ćwiczenia duchowe”  był człowiekiem „oddanym marnościom tego świata” i dążeniu do kariery na dworze hiszpańskim – jak wyznaje sam w autobiograficznej książce „Opowieści pielgrzyma”. Kariera ta załamała się jednak nagle w twierdzy w Pampelunie, kiedy to kula francuskiego działa zmiażdżyła mu nogę. W rodzinnym zamku Loyoli pośród cierpienia i osamotnienia, pod wpływem przypadkowej lektury Vita Christi i Flos San-ctorum (na zamku nie było bowiem innych książek) zrodziło się w nim pragnienie nowego życia. Najpierw kojarzył je niemal wyłącznie z bardzo surową pokutą. Szukał więc takiej formy życia, w której mógłby „swobodnie zaspokoić tę nienawiść do samego siebie, którą w sobie odczuwał. (...) Nasuwała mu się myśl, żeby się usunąć do klasztoru kartuzów w Sewilli lub też praktykować pokutę wędrując po świecie”.

Pogłębienie pierwszego nawrócenia miało się dokonać w czasie wielomiesięcznej modlitwy w Manreskiej grocie. Trwając w milczeniu, doznał najpierw gwałtownych udręk duchowych z powodu swojego grzesznego życia. Powtarzane spowiedzi, wielogodzinne modlitwy nie przynosiły mu żadnej ulgi. W tym czasie otarł się o rozpacz. Wyznaje, że udręczony  głośno wołał do Boga: „Pomóż mi, Panie, bo nie znajduję żadnego lekarstwa u ludzi. (...) Choćbym miał biegać...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI