Dorota Krzemionka: – Czy w związkach zawsze powinna królować szczerość? Czy możliwe jest, by partnerzy nie mieli przed sobą sekretów? Czy zna Pan jakieś związki – o charakterze małżeńskim czy też przyjacielskim – w których strony wiedzą o sobie wszystko? Wydaje się, że takie rzeczy się zdarzają...
Bogdan de Barbaro: – To taka miła iluzja...
– Ale gdyby partnerzy dążyli do tego, by nie mieć tajemnic, chcieli to osiągnąć? Uda im się?
– To może się przydarzyć w sytuacji na przykład zespolenia miłosnego. Można powiedzieć, że wtedy pęka granica „ja”. Dwoje staje się jednym. Ale wtedy to pojęcie „nie mam przed drugim tajemnic” nie dotyczy tak naprawdę wiedzy... I dotyczy momentu...
– A gdy dwoje kochanków się rozchodzi...
– Granica jest przywrócona. I podkreślam, że tu mówimy o „magicznej tajemnicy”. Nie o tajemnicy wiedzy: że ja wiem wszystko o drugim. Chodzi o to, że ta bliskość sprawia, że mam poczucie, że jestem jednym z Tamtym. To tak, jak niekiedy nadopiekuńcza matka mówi o swoim małym dziecku: „Wie pan co? Ja wiem, co ono czuje w każdym momencie”. Ta matka mówi to z dumą, a ja jako terapeuta wiem, że to jest niebezpieczna sytuacja. Ta bliskość, ten brak tajemnicy – w magicznym tego słowa znaczeniu – jest niepokojący, bo właśnie powinna nie wiedzieć. Więc ja nie uważam, żeby brak tajemnic był jakąś szczególną cnotą. Istnienie tajemnicy tworzy granicę ja – reszta świata.
– Tajemnica tworzy granice. To znaczy: dzieli. A czy potrafi wiązać, zbliżać?
– Tajemnica tworzy granicę między tymi, którzy ją posiadają a resztą świata, czyli tymi, którzy są poza. Dzieli zatem, ale i wiąże. Ci, którzy są wewnątrz tej granicy tajemnicy, są ze sobą związani. Myślę więc, że tajemnica także zbliża.
– To znaczy jeśli my: dwoje, troje, rodzeństwo, nosimy jakiś sekret, to jest nam bliżej ku sobie?
– Tak. Ale to nie musi być związek, który dodaje szczęścia czy radości. To może być także związek w cierpieniu. Jest powiedzenie angielskie: „Rodzina moją twierdzą”. Gdyby z boku popatrzeć na tę sytuację, to zobaczylibyśmy kilka osób otoczonych grubym murem. A co się dzieje wewnątrz? Pierwsze, co się narzuca, to myśl, że tam może być „niehigienicznie”, nie ma świeżego powietrza. I jest z kolei takie powiedzenie polskie, żeby nie kalać własnego gniazda. Z tego wynikają głównie wątpliwości rodzin, które przychodzą na terapię: czy mamy prać brudy z obcymi, czy też musimy sobie sami poradzić? Ten mit rod...
Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.