Zaprojektujmy sobie polskie hygge (straszna szkoda, że rymuje się z „rzyge”). Aż Duńczycy by przyjeżdżali z zazdrości...
Gdyby podłość była kruszcem, bylibyśmy bardzo bogatym państwem, bo produkujemy jej sporo. Podobnie z zawiścią – tutaj też wyniki mamy imponujące, fedrujemy tonami i ślemy bajtami.
Gdy znudzili się hipsterzy, bezglutenowcy, weganie i wyznawcy diety paleolitycznej, przyszedł czas na hygge.
POLECAMY
Hygge podobno pochodzi od norweskiego słowa oznaczającego dobre samopoczucie, ale zostało przejęte przez Duńczyków. Duńczycy zawsze byli wysoko w rankingach zadowolenia, więc może warto się temu przyjrzeć.
Zatem hygge – dowiedziałem się z bloga o hygge – najbardziej kojarzy się z przytulnością. Obrazek przykrytej pledem ładnej osoby na ładnej sofie z ładnym kubkiem i książką w ręku to wizerunek promocyjny.
A jednak hygge to przede wszystkim koncept, który wyrażać się może w pomieszczeniu, w przestrzeni, emocjami, poczuciem bliskości, przynależności i ciepła. Taka grupowa empatia.
Cóż, hygge nie jest do wykonania ni doświadczenia w wielu miejscach na świecie z rozlicznych wojenno-reżimowych powodów. Hygge to koncept raczej dla zamożnych społeczeństw. Polacy chcą o sobie myśleć jako o wzbogaconym społeczeństwie, zdolnym jednak do nagłego odwrotu w biedę, gdy trza wysupłać grosze na np. przyjęcie uchodźców.
Zaprojektujmy sobie polskie hygge (straszna szkoda, że rymuje się z „rzyge”). W Sejmie rezygnujemy z pozycji siedzącej, która parlamentarzystom wyraźnie nie służy. Stają się nerwowi, a ci spokojni, co przysypiają, też nie doświadczają przytulności.
A więc zacząć trzeba od wyrzucenia krzeseł i zastąpienia ich sofkami do spoczywania z hygge pledem i książką lub projektem ustawy w ręku.
Z racji ograniczonej kubatury pomieszczenia musielibyśmy z krzesłami wyrzucić n...
Ten artykuł dostępny jest tylko dla Prenumeratorów.
Sprawdź, co zyskasz, kupując prenumeratę.
Zobacz więcej