Gdy runie świat

Wstęp

Marta Różycka wracała do domu tak zmęczona, że zasypiała niemal natychmiast i żadne koszmary senne nie miały do niej dostępu. Ksiądz Krzysztof Bąk nie mógł zasnąć, zdarzały mu się łzy. Krzysztofa Troczyńskiego coraz mocniej bolał krzyż, nie mógł skoncentrować się na pracy. Zbigniew Kukułka bał się nocy. Krzysztof Cepil szukał pomocy u przyjaciół, musiał wrócić do szpitala. Wszyscy uczestniczyli w katastrofie w Katowicach.

Wtedy

– Była cisza. Spodziewałam się krzyków, głośnego płaczu, rozmów. A tu nic – opowiada młodszy kapitan Marta Różycka, psycholog z Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Katowicach. – Ludzie szeptali, wielu cichutko szlochało. Dopiero po kilku godzinach jakaś dziewczyna zaczęła głośno płakać. I poczułam ulgę.
Marta Różycka dotarła do zawalonej hali około godziny dwudziestej drugiej. Była u przyjaciół w Opolu: – Ktoś mi powiedział, że coś się u mnie, w Katowicach, zawaliło. Pomyślałam, że to pewnie znowu jakaś pusta kamienica w Bytomiu. Dopiero po jakimś czasie wczytałam się w niebieski pasek na ekranie telewizora. Natychmiast zaczęłam pakować rzeczy. W tym momencie zadzwonił oficer dyżurny i powiedział, że mam natychmiast stawić się w komendzie.
Ksiądz Krzysztof Bąk, dyrektor Caritasu w Katowicach, był właśnie na rekolekcjach diecezjalnych. Dojechał na miejsce tragedii w sutannie i kurtce zarzuconych na pidżamę. Szykował się do kąpieli, gdy jego zastępca powiedział mu o tym, co się stało w Katowicach. – Gdy wysiadłem z samochodu, pomyślałem: „O Boże, gdybym umiał czynić cuda, to podniósłbym ten dach!” – wspomina. – Ale nie umiem czynić cudów. Poszedłem więc do ratowników.
Dla Krzysztofa Troczyńskiego, psychologa i członka Wydziału Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, była to bezsenna noc: – Dużo wiedziałem już w sobotę wieczorem. Z włączoną komórką w ręce czekałem na wezwanie od szefa wydziału. W niedzielę rano zadzwonił. Byłem w wydziale w ciągu paru minut.

Marta Różycka i ksiądz Bąk ruszyli najpierw do ratowników. – Nie byłam im jednak specjalnie potrzebna – opowiada pani Marta. – Każdy dokładnie wiedział, co ma robić, wszystko funkcjonowało jak w szwajcarskim zegarku. Kilka razy musieli błyskawicznie zadecydować, kto spośród dwóch, trzech ciężko rannych ma największe szanse przeżycia, i jego najpierw ratować. Robili to i pracowali dalej.

– Potrzebowali obecności księdza – uważa ksiądz Bąk. – Nie, nie chcieli się spowiadać, nie prosili o błogosławieństwo. Czułem jednak, że są mi wdzięczni za samą obecność. Chyba byłem dla nich świadectwem, że Bóg tu jest, że opiekuje się nimi.
Ksiądz Krzysztof Bąk aż rwał się do fizycznej pomocy ratownikom. Chciał odsuwać zwały cegieł i blachy, usuwać przeszkody, pomagać wydobywać ciała: – Wiedziałem jednak, że tylko bym tym bohaterom przeszkadzał. Dlatego byłem z boku, choć dręczyła mnie bezsilność, doskwierały smutek i rozpacz.
Ksiądz Bąk udzielił ostatniego namaszczenia dwóm ofiarom katastrofy, gdy dowiedział się, że proboszcz miejscowej parafii dał ogólne rozgrzeszenie. Do domu wrócił nad ranem. Nie mógł zasnąć. Pojawiły się łzy. Długo się modlił.

Przełożeni polecili Marcie Różyckiej pomóc ludziom czekającym na wiadomości o poszkodowanych. Bardziej jednak niż pomocy psychologicznej potrzebowali oni informacji. – Gdy widzieli mój mundur, pytali, czy coś wiem o ich mężach, dzieciach, rodzicach – wspomina pani Marta. – Mieli pretensje, że tych wieści jest tak niewiele, że muszą tak długo na nie czekać. Prosili o jakąkolwiek informację, byleby coś wiedzieć.

Kapitan Różycka widziała wielu ludzi trwających w nadziei wbrew wszystkiemu: – Jakiś policjant czekał na wiadomość o swoim chrześniaku. Właściwie nie miał złudzeń co do losu chłopaka, a mimo to wyczuwałam w nim oczekiwanie, że może jednak zdarzy się cud.
Pewna kobieta wydzwaniała na telefon komórkowy córki. Wreszcie ktoś odebrał, powiedział, że właściciel tego telefonu nie żyje, i rozłączył się. Kobieta jednak wciąż czekała. Jakiś mężczyzna przez kilka godzin chodził w koło. Powiedział Marcie Różyckiej, że ktoś mu bliski pewnie nie przeżył, ale że on jednak będzie czekał.

Ludzie czasem trwają w nadziei wbrew wszystkiemu. Psychologowie uznali to za bardzo ważny mechanizm obronny. P...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI