Dorota Krzemionka-Brózda: – Czy pisząc kolejny tekst, grając kolejny koncert, zastanawia się Pan, jak to, o czym Pan śpiewa, wpłynie na wielu młodych ludzi?
Kazik Staszewski: – Nie. Generalnie moje piosenki to różne moje przemyślenia na temat świata, czasu i rzeczywistości, w której żyję. Nie mogę na samym starcie zastanawiać się, jak takie albo inne refleksje wpłyną na kogoś, bo to kastruje wymianę różnych bytów w interakcji. Właśnie po to coś mówię, by potem zobaczyć, jak te słowa wpłynęły na interlokutora, czy szerzej – na audytorium. Sam tego na starcie nie wiem.
– Już kolejne pokolenie mówi „Kazikiem”, mówi „Kultem”. Staje się Pan autorytetem...
– Nie bardzo kojarzę, czym takie mówienie „Kultem” czy mną miałoby realnie być. Natomiast autorytety są ze wszech miar potrzebne. Bo nikt nie jest na tyle mądry, by móc sobie samemu wszystko wymyślić. Moimi autorytetami są moja żona, Piotrek Wieteska – to z bliskich, a także Gustaw Herling-Grudziński, Jerzy Giedroyc i Rafał Ziemkiewicz. Trochę też Tomasz Wołek – tylko nie do końca rozumiem tę jego fascynację piłkarzami Argentyny.
– Mówi się, że rock może wyrosnąć tylko z buntu. Czy Kazik Staszewski jest bun...
Dołącz do 50 000+ czytelników, którzy dbają o swoje zdrowie psychiczne
Otrzymuj co miesiąc sprawdzone narzędzia psychologiczne od ekspertów-praktyków. Buduj odporność psychiczną, lepsze relacje i poczucie spełnienia.