Codziennie rano robię prasówkę w Internecie i dowiaduję się, co powinienem, co muszę, co wypada. Najczęściej okazuje się, że coś wymaga zmiany, niekoniecznie wokół, ale we mnie. Gdyby traktować to poważnie, powinniśmy codziennie kupować nowe buty, raz w miesiącu zmieniać światopogląd, a co sześć miesięcy partnera. Potem przychodzi weekend, a z niedzielnych dodatków znów dowiaduję się, co jest dla mnie dobre. Tym razem jest to uważność i tylko uważność.
Co tydzień idę do księgarni, a tam zalew rekomendacji. Z jednej strony postulaty zmiany. Z drugiej strony zachęty, by zostać szczęśliwym człowiekiem – a do tego wystarczy uważność.
Ot, dyktatura potrzeby zmiany i dyktatura potrzeby uważności. Nie mogę się oprzeć pokusie i nie zapytać: po co tak to wszystko zmieniać? By mieć więcej? By być lepszym? Najczęściej okazuje się, że po to, aby być innym niż...
Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.