Błędne ścieżki niepowodzeń, czyli jak czerpać z doświadczeń?

Na temat Otwarty dostęp

Ktoś, kto zawsze idzie słuszną drogą i nigdy nie popełnia błędów, przypomina antylopę, która zamiast cieszyć się wolnością życia na sawannie, wybiera bezpieczną zagrodę w ogrodzie zoologicznym. Czy chcemy tak żyć, rezygnując z wyzwań, twórczych poszukiwań i radosnego odkrywania nowych ścieżek? Czy uniknięcie ryzyka i bólu związanego z ewentualnym niepowodzeniem nam to wszystko zrekompensuje?

Zanim jakikolwiek samochód zostanie wprowadzony do produkcji, jest poddawany testom zderzeniowym (crash-test). Wytrzymałość pojazdów sprawdza się w wywrotkach, zderzeniach czołowych czy bocznych, z imitacjami słupów, łosi, a na rynku afrykańskim nawet słoni. Oczywiście nie chodzi o to, żeby udowadniać omylność konstruktorów. Celem jest identyfikacja słabych punktów konstrukcji, których wzmocnienie zwiększy szansę na wyjście podróżujących z kraksy bez szwanku. 

Jak wpływają na nas doświadczenia

Doświadczenia życiowe, i te dobre, i te trudne, możemy traktować właśnie jak opisane testy zderzeniowe. Istotne są tu oba człony tego określenia. „Zderzenie” to każda mocna konfrontacja z okolicznościami – istotna, ponieważ sprzeczna z oczekiwaniami, chwilowo pogarszająca dobrostan i wymagająca działań zaradczych. Z kolei „test” to wskazówka dotycząca sposobu pojmowania tej sytuacji. Dzięki niej uświadamiamy sobie, że trudny los nas nie definiuje, nie wyklucza, lecz jedynie poddaje próbie. Rezultaty tego doświadczenia zależą już od nas. Finalnie to my decydujemy o tym, czy mamy do czynienia ze sromotną porażką, czy z obfitym źródłem samowiedzy i ważną lekcją – jeśli tylko zdecydujemy się z tej cytryny wycisnąć lemoniadę. Taki właśnie podtytuł miała moja książka Pozytywna psychologia porażki. Jej pierwsze wydanie ukazało się dekadę temu. Pisałem ją w atmosferze zadziwienia tematyką i przyjętą perspektywą. Mimo to została dobrze przyjęta, zarówno przez naukowców, studentów, jak i praktyków codziennego zmagania się z przeciwnościami losu. Teraz łatwiej rozmawia się na temat niepowodzeń, organizowanych jest wiele konferencji i debat. Pozytywne podejście do niepowodzeń nie ma na celu zbliżenia nas do ideału człowieka sukcesu, lecz należy traktować porażkę jako szansę wzmocnienia naszego wciąż nieodkrytego człowieczeństwa. A sukces? Jest bardzo ważny, ale, jak to pięknie napisał Viktor Frankl, powinien być raczej niezamierzonym skutkiem ubocznym zajmowania się czymś ważniejszym niż ubolewanie nad własnym losem. Idąc za tym głosem, odważnie spoglądajmy więc porażkom w oczy, pamiętając, że najważniejsze jest w nich odbicie nas samych: ludzi zdolnych do twórczości, pokory, wdzięczności, a przede wszystkim nadziei.

POLECAMY

Nie prenumerujesz jeszcze naszego czasopisma, a zainteresował Cię ten artykuł? Zobacz całe wydanie - pobierz za darmo.

Motywacja w drodze do sukcesu

Pozostając w metaforyce wielośladów, wyobraźmy sobie piękny powóz, którym zmierzamy do celu, niezależnie od tego, czy chodzi o życie rodzinne, karierę zawodową, czy o rozwój zainteresowań. Powóz, tak jak cała nasza egzystencja, jest jedyny i niepowtarzalny, ma nieprzeliczalną na pieniądze wartość, ale także (nie zapominajmy o tym!) ograniczony czasem przebieg. Niech w zaproponowanej mentalnej symulacji znajdą się w zaprzęgu dwa szlachetne rumaki. W optymalnej sytuacji oba powinny być równie silne, zdeterminowane do działania i aktywne. Zazwyczaj jednak jeden z nich dominuje. Który? Odpowiedź jest prosta i intuicyjnie oczywista: ten, którym się lepiej opiekujemy, a więc i karmimy. Pierwszego odżywiamy nadzieją na sukces, a drugiego lękiem przed porażką. 

Posilony nadzieją rumak traktuje działanie ukierunkowane na cel przede wszystkim jako okazję do ujawnienia swoich kompetencji. Studentka okiem wyobraźni widzi dumę rodziców z obronionej pracy dyplomowej, muzyk słyszy aplauz publiczności, menedżerka marzy o uznaniu zarządu, a influencerka – o pozytywnych komentarzach followersów i wzrastającej liczbie subskrybentów. Te stany mentalne mają pociągającą moc, a ich urzeczywistnienie dostarcza przyjemności przez wielkie „P”. To niezwykłe, ale zwycięzca maratonu po przebiegnięciu całego dystansu ma jeszcze siłę, żeby okrążyć stadion i cieszyć się z wygranej, podczas gdy pozostali zawodnicy zazwyczaj starają się jakoś złapać oddech i wyczerpani wielogodzinnym wysiłkiem słaniają się za linią mety. Sukces daje siłę, wyzwala entuzjazm, stymuluje pojawienie się nowych marzeń, mobilizuje do wysiłku i w konsekwencji daje szansę na kolejną wygraną. Nadzieja jest ważna, ponieważ niczym płomień rozgrzewa nasz system motywacyjny, mobilizuje do eksperymentowania, radzenia sobie z wątpliwościami, chwilowym rozczarowaniem i pokonywania nieoczekiwanych przeszkód, których na życiowym szlaku nigdy nie brakuje. 

Ktoś spyta: skoro nadzieja na sukces jest tak pozytywną siłą, skąd się w zaprzęgu motywacji osiągnięć wziął rumak karmiony lękiem przed porażką? Jest potrzebny, choćby z tego powodu, żeby jego zaślepiony wizją sukcesu towarzysz nie poniósł i nie...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI