Biografia milczenia

Ja i mój rozwój Praktycznie

Trwajmy w milczeniu i spokoju przynajmniej przez kilka minut dziennie. Jeśli każdego dnia zatrzymamy się na moment, wszystko zacznie się zmieniać. Nadejście tej zmiany zależy wyłącznie od naszego pragnienia, by nadeszła.

 

Tekst jest fragmentem książki "Biografia milczenia" - wielkiego międzynarodowego przeboju wydawniczego. W samej Hiszpanii ukazało się już kilkanaście wznowień w łącznym nakładzie ponad 100 tysięcy egzemplarzy. Nic dziwnego – do tej pory nikt w tak osobisty, zaskakujący, a nawet nieco przewrotny sposób nie pisał o roli milczenia, uważności, medytacji w codziennym życiu.

 

Rozdział 7

Zaskoczenie obecnością

Aby przemienić się w kogoś, kto medytuje, właściwie nie musiałem nic robić poza siadaniem raz, dwa lub trzy razy dziennie na 20-25 minut. Wszystko polegało jedynie na byciu tym, kim byłem dotąd, ale tym razem w sposób świadomy i z całą możliwą uwagą. Cały mój wysiłek ograniczał się do kontrolowania poruszeń umysłu, do uwolnienia się od przymusu osiągania celów, do zrzucenia jarzma wyobraźni, które sprawiało, że przez wiele lat byłem niewolnikiem, biegnącym na każde jej skinienie. A skoro już byłem panem samego siebie, dlaczego miałbym zachowywać się jak niewolnik?

Krok po kroku uwaga prowadziła mnie do zachwytu. W rzeczywistości o tyle wzrastamy jako osoby, o ile pozwalamy sobie na zachwyt tym, co się wydarza, czyli o ile jesteśmy dziećmi. Medytacja – co bardzo mi się podoba – pomaga w odzyskaniu utraconego dzieciństwa. Jeśli nic z tego, co przeżywam lub widzę, już mnie nie zaskakuje i nie zachwyca, oznacza to, że poddałem się tyranii uprzedzenia lub zamknąłem się w jakimś schemacie mentalnym, uniemożliwiając potencjałowi rzeczywistości pełny rozkwit przed moimi oczyma.

POLECAMY

Fakt, czymś dziwnym może wydać się zdolność do zachwytu czynnością, którą powtarzamy codziennie, czasami nawet kilka razy. Dlatego trzeba praktykować. Wszystko zależy od naszego spostrzegania. Zrozumiemy ten zachwyt, jeśli praktykujemy stale i rzetelnie. Ostatecznie dociera do nas, że możemy być szczęśliwi jedynie wtedy, gdy obcujemy z tym, co rzeczywiste. Sięgnę po przykład.

Jeden dzień w miesiącu poświęcam na intensywne rekolekcje medytacyjne. Pewnego razu na ich zakończenie wybrałem się na wędrówkę po górach. Przez jakiś czas – być może nawet przez godzinę – odczuwałem niezwykłe szczęście, głębokie i niecodzienne. Wszystko wydawało mi się piękne, promieniujące światłem. Doznawałem trudnego do opisania wrażenia, że to nie ja byłem tym, który był w górach, ale że to one – góry – były mną. Słońce, ledwo widoczne zza chmur, już zachodziło za horyzont; mnie jednak właśnie tak zachmurzone niebo wydawało się wtedy doskonale piękne. Ze względu na dużą liczbę posiedzeń, jakie odbyłem tamtego dnia, bolało mnie trochę prawe kolano, ale – o dziwo! – ból ten nie przeszkadzał mi. Co więcej, wydawał mi się nieco zabawny i całkowicie go akceptowałem, nie stawiając mu żadnego oporu.

Laska (Pablo d’Ors nazwał tak swojego psa, inspirując się językiem czeskim, w którym słowo laska oznacza miłość. Nie przeszkadzało mu, że jego pies jest samcem i będzie nosił imię rodzaju żeńskiego, przyp. tłum....

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI