„Jestem pogodny i Wy bądźcie...”

Wstęp

Ojciec Święty był dla mnie znakiem tego, że niemożliwe staje się możliwym. Że dialog między dwoma na pozór skłóconymi stronami jest zawsze możliwy. Że warto spotykać się z tymi, u których nikt już nie szuka zrozumienia - to fragment bardzo osobistego świadectwa opisującego korespondencyjną, wieloletnią znajomość z Janem Pawłem II.

„Jestem pogodny i Wy bądźcie...”

Tymi słowami niemal dokładnie rok temu żegnał się z nami ukochany Ojciec Święty, Jan Paweł II. Przyjaciel dzieci, młodzieży, wszystkich.
Trudno było zmusić się wtedy do zachowania pogody ducha. W oczekiwaniu na cud uzdrowienia, wyciszeni, skupieni na modlitwie, towarzyszyliśmy Mu w przechodzeniu z życia do Życia. Kilka dni trwało Jego pokorne odchodzenie. Tak, jakby chciał nas z tym oswoić, jakby chciał się ze wszystkimi pożegnać, pokazać, że śmierć i życie są do siebie podobne – tak samo godne i potrzebne. Chciał też, byśmy byli pogodni...
Ojciec Święty był dla mnie znakiem tego, że niemożliwe staje się możliwym. Że dialog między dwoma na pozór skłóconymi stronami jest zawsze możliwy. Że warto spotykać się z tymi, u których nikt już nie szuka zrozumienia. Był znakiem tego, że to, co wydaje się trudne, jest osiągalne. Dzięki Jego wstawiennictwu, zwłaszcza modlitewnemu, doświadczyłam tego niejeden raz. Ojciec Święty swoją autentycznością, wytrwałością i wiernością – tak Bogu, jak i sobie – pokazywał, jak żyć, jak być, jak świadczyć.

Można powiedzieć, że z papieżem połączyła mnie filozofia. Studiowałam na Wydziale Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Kierunek ten, jak filozofowali niektórzy, był „mało kobiecy i niepraktyczny”. Jednak w moim przypadku przy wyborze filozofii dużą rolę odegrał fakt, że drogą umiłowania mądrości podążał wcześniej Karol Wojtyła. On też stał się później jednym z bohaterów mojej pracy magisterskiej, która wyjaśniała, dlaczego miłość może być „racją dynamizmu bytowania osoby ludzkiej”. Nic dziwnego, że podejmując tę tematykę zakochałam się w Ojcu Świętym. Na początku piątego roku studiów pomyślałam sobie, ku rozbawieniu pozostałych członków rodziny, że chciałabym Go bliżej poznać. Tylko jak to zrobić?

Najtańszym i najprostszym sposobem wydawało się napisanie listu do Watykanu, do Ojca Świętego, z prośbą o błogosławieństwo na czas, który był przede mną. Troszcząc się o to, by list trafił w odpowiednie ręce, celowo zaadresował...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI