„Ja” w świata stronach

Wstęp

Wyraź siebie, miej własne zdanie - słyszymy zewsząd - i bądź sobą. No dobrze, czyli kim? Zależy, w jakiej stronie świata - wschodniej czy zachodniej - żyjesz. „Zawsze wraca się do siebie - napisała przed laty Agnieszka Osiecka - tylko niech mi ktoś odpowie - gdzie to jest?”. Dla przeciętnego Amerykanina „być sobą” to znaczy być kimś odrębnym, kto jest w opozycji wobec innych. A w Chinach czy Japonii „ja” jest zawsze częścią większej całości, powiązaną na stałe z ludźmi wokół.

Wrzucam w wyszukiwarkę internetową hasło: „jak być sobą”. W odpowiedzi dostaję możliwość uczestniczenia w warsztacie asertywności. Dowiem się na nim (między innymi): jak mówić „nie”, stawiać na swoim, wyrażać własne zdanie i pozytywnie myśleć o sobie. Liczba miejsc ograniczona! Mogę też wziąć udział w warsztacie, który nauczy mnie sztuki autoprezentacji. Od tej pory inni będą widzieli mnie tak, jak ja tego chcę. Jest jeszcze warsztat: „»Ja« w relacjach z przełożonymi” – tu zdobędę niezależność w rolach zawodowych. Nauczę się rozpoznawać sytuacje, w których inni nie respektują moich granic i dowiem się, jak sobie z tym radzić.     W literaturze (mniej lub bardziej naukowej) dominuje następujący przepis na zdrową osobę: duża doza niezależności, pewność siebie i przebojowość. Taka osoba posiada unikatowy zestaw atrybutów – cech, umiejętności, motywów i wartości – którymi kieruje się w postępowaniu. Stoi ona zazwyczaj w opozycji do innych, przed zakusami których musi się bronić, by zachować swoją integralność. Zdrowa jednostka ciągle walczy o swą odrębność i możność bycia sobą.

Obawia się, iż grupa społeczna ją wchłonie i ubezwłasnowolni. Czyhają na nią konformizm, myślenie grupowe i rozproszenie odpowiedzialności.

Recepta na zdrową osobę powstała w specyficznym miejscu. Ojczyzną znanego nam „ja” jest krąg kultury zachodniej, szczególnie Stany Zjednoczone. Gdy wychylimy się poza ten obszar, napotykamy całkiem inne „ja”. W Japonii, Chinach, Afryce, Indiach oraz krajach Ameryki Łacińskiej dominuje „ja współzależne”. Tam osoba odbiera siebie jako cząstkę większej całości – swojej grupy społecznej. Bycie w pełni sobą jest możliwe poprzez odnalezienie się w relacjach z bliskimi osobami, nie zaś w opozycji do nich. Osoby o „ja współzależnym” są zmotywowane do pozostawania w bliskich relacjach z innymi ludźmi. Bowiem te relacje określają ich „ja”. Moją wartość określa sposób, w jaki odnoszę się do innych, jak sobie radzę w rozmaitych sytuacjach społecznych, na ile potrafię dopasować się do nich.

Dla przeciętnego Amerykanina tragedią bywa niemożność oddzielenia się od innych – amerykańskie dzieci szybko stają się samodzielne i opuszczają gniazdo rodzinne. Dla Japończyka koszmarem byłoby wykluczenie z grupy społecznej i odrzucenie przez swoich. Jedna z naczelnych zasad chińskiego systemu wartości – jen – nakazuje uprzejme zachowanie w stosunku do innych. Latynosi kierują się simpatico – regułą respektu i współodczuwania z innymi ludźmi. W Japonii zaś istotne jest, by nie naruszyć wa, czyli harmonijnych relacji między ludźmi, oraz by spokojnie żyć w swoim jibun – przypisanym jednostce fragmencie wspólnej przestrzeni życiowej. Tak istotna dla Amerykanina czy Europejczyka asertywność, dla przeciętnego Japończyka jest zachowaniem niedojrzałym. Liczy się nastawienie na potrzeby, cele i pragnienia innych, dopasowanie siebie do otoczenia.

Nie oznacza to, że „ja współzależne” polega na bezrefleksyjnym podporządkowaniu się innym, zupełnej rezygnacji z własnych celów i rozpłynięciu się w szerszym kontekście. Rezultatem dostrojenia się do innych jest poczucie własnej wyjątkowości i zadowolenie z wypełnienia nakaz...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI