Seks nie wisi w powietrzu

Psychologia i życie

Po co chodzimy ze sobą do łóżka? Czy seks wiąże trwale? Czy ona zawsze powinna chcieć, a on móc? Co zrobić, gdy namiętność mija?

O seksie w związku mówi Wiesław Sokoluk, pedagog i seksuolog. Przez wiele lat prowadził terapię czynnościowych zaburzeń seksualnych oraz terapię par. Specjalizuje się w seksuologii rozwojowej. Zajmował się problemem edukacji seksualnej i profilaktyką HIV/AIDS. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Razem z Ewą Klepacką napisał książkę „Seks czegoś smutny antyporadnik dla tych, którzy grają o miłość".

Dorota Krzemionka: – Czy udany seks może być probierzem dobrego związku?

Wiesław Sokoluk: – To złudzenie, któremu często ulegają młodzi ludzie. Bywa, że podejmują oni aktywność seksualną przed ślubem, traktując ją jako test, czy będą dobrym małżeństwem. Mogą być dla siebie szalenie atrakcyjni jako kochankowie, ale ich związek niekoniecznie musi okazać się równie świetny.

Czyli jeśli seks jest od początku udany, to może stanowić dobry punkt wyjścia dla stworzenia trwałego związku?

Tak może być. Seks spełnia dwie funkcje: prokreacyjną i więziotwórczą. U człowieka one się rozdzieliły. Szczególnie na początku związku udany seks wiąże ludzi, daje im dobrą energię i motywuje ich, by dbali też o inne obszary wzajemnych relacji.

Co takiego jest więziotwórczego w seksie?

POLECAMY

Gratyfikacja. Są dwie przyjemności, które można mieć szybko w życiu: narkotyki i seks. Z tym, że seks nas nie oszukuje, jeśli my go nie oszukujemy. Może dać nam frajdę do końca naszych dni. Natomiast narkotyki nas oszukują.

Czy ta gratyfikacja możliwa jest tylko wtedy, gdy jesteśmy ze sobą blisko?

Można ją mieć również bez związku uczuciowego. Ale w dobrych związkach seks daje nie tylko gratyfikację zmysłową, lecz także parę innych ważnych rzeczy: wzajemną troskę, czułość i opiekę, poczucie przynależności, rozwiązanie egzystencjalnego problemu samotności.

Poszukiwanie tego wszystkiego może nas prowadzić do łóżka...

I odwrotnie: to wszystko może być, a w seksie jest chłodno. Dobry związek i więź emocjonalna nie gwarantują dobrego seksu. Rządzą nim bowiem m.in. najstarsze mechanizmy biologiczne. Eksperymentalnie udowodniono, że kobiety w wyborze potencjalnego partnera kierują się jego zdrowiem. W jednym z badań panowie zostali przebadani pod kątem ich zdrowia, a potem przez kilka dni nie zdejmowali tiszertów. Następnie te koszulki położono na stole, a panie wąchały je i wskazywały koszulkę pana, który im najbardziej pasuje. I wybrały koszulkę tego, który był potencjalnie najlepszym reproduktorem.

Ludziom nie zawsze chodzi o seks. Chodzą też do łóżka, by być blisko.

Dla wielu seks jest erzacem bliskości, ale tak naprawdę w ich związkach jej nie ma. I odwrotnie: ludzie mogą być ze sobą bardzo blisko i nie uprawiać seksu. Mogą też iść do łóżka, żeby się odstresować albo z rozpaczy, albo „bo tak trzeba”, z zemsty lub żeby wzmocnić poczucie własnej wartości. Jest mnóstwo nieseksualnych powodów uprawiania seksu i nie służy mu to dobrze. Seks silnie wiąże ludzi, ale nie na długo, jeśli nic innego ich nie łączy. Dotyczy to zwłaszcza mężczyzn, ze względu na ich inną konstrukcję potrzeby seksualnej.

W jakim sensie ta potrzeba u mężczyzn jest inna?

Potrzeba seksualna zawiera „dwa w jednym”: potrzebę więzi i potrzebę rozładowania napięcia seksualnego. Dojrzałość seksualna polega na tym, że te dwa wymiary się integrują. Kobiety mają je zintegrowane od początku. Natomiast u mężczyzn początkowo funkcjonują one osobno. Dopiero pod koniec okresu dojrzewania powoli zaczynają się integrować, ale nie całkowicie.

Co to oznacza?

U mężczyzn kontakt seksualny jest mniej uwikłany w relację. Jeśli kobieta decyduje się na przygodę, prosi partnera: „Powiedz mi, że mnie kochasz, że nie tylko o to ci chodzi”. Trudno sobie wyobrazić, żeby facet po przygodzie seksualnej poprosił: „Powiedz mi, że mnie kochasz”. To tłumaczy pewne sytuacje, które są niezrozumiałe dla kobiet. Na przykład on jej tłumaczy, że choć zrobił skok w bok, to ją kocha i nie wyobraża sobie życia bez niej. A dla niej to jest nóż w serce. W społecznym odczuciu zdrada mężczyzny jest bardziej dopuszczalna, niż zdrada kobiety, bo u niej zazwyczaj to jest coś więcej, niż tylko seks i bardziej zagraża trwałości związku.

A przekonanie, że łóżko ich pogodzi?

To też wymyślili mężczyźni. Partnerzy pokłócili się. Jemu to nie przeszkadza. U mężczyzn bowiem konflikt nie narusza więzi. Natomiast ona po kłótni nie ma ochoty na seks. Najwyżej chce, żeby on ją przytulił, wziął za rękę, powiedział coś miłego.

A jeśli w seksie od początku się nie układa, czy to źle wróży związkowi?

Niekoniecznie. Warto zadać sobie pytanie, co się takiego dzieje, że się nie układa. Na przykład dla jednej z osób seks może być źródłem konfliktu. Chce być z partnerem, poślubić go, ale zarazem ma poczucie, że łamie jakieś normy. I wtedy idziemy do łóżka we trójkę: ja, partner i konflikt moralny. A poczucie winy i związany z tym lęk zazwyczaj silnie hamują reaktywność seksualną. Dlatego zdarza się, że przed ślubem seks się nie udaje, a potem moralne wątpliwości mijają i zaczyna się układać.

Niektórzy twierdzą, że w łóżku zawsze jest sześć osób: ja, partner, jego i moi rodzice...

Wtedy jest fatalnie. W języku psychoanalizy mówi się, że jeżeli córeczka ładnie uwiodła swojego tatusia, potem się z nim ślicznie rozwiodła i przeskoczyła swoją mamusię jako kobietę, to do łóżka pójdzie tylko ona, a nie jej mamusia. Jest podobnie, gdy chłopak ładnie uwiódł swoją mamusię, potem się z nią rozwiódł i przeskoczył swojego tatusia jako facet, to pójdzie do łóżka sam. Oczywiście, jednym z czynników, które decydują o wyborze partnera, jest postać rodzica płci przeciwnej. Ale to nie oznacza, że symbolicznie idziemy z nim do łóżka. Jeśli facet idzie do łóżka z mamusią, to jest impotentem. Żebyśmy byli zdolni stworzyć udany związek, musimy się emocjonalnie rozejść z własną rodziną.

Co to znaczy?

Trzeba najpierw umieć żyć samemu, zanim się zacznie żyć z kimś. Wielu ludzi jeszcze dobrze nie wypadnie z objęć rodziny, a już wpada w objęcia związku. Jeśli nie potrafię żyć na własny rachunek ekonomiczny i emocjonalny, jeśli nie umiem się uporać z samotnością, to nie będę umiał żyć z kimś. Bo na przykład mogę się nadmiernie bać, że partner odejdzie. Dobrze, jeśli partner jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie, ale nie jest mi niezbędny. Jak mnie zostawi, to nie będzie końca świata. Rozwód z rodzicami jest trudny dla obydwu stron, dla rodziców też. Kochamy nasze dzieci po to, żeby je stracić. Jak się z tym nie pogodzimy, to wychowamy kalekę, maminsynka. Bywa, że mamusia pudruje psipsiaczka swojemu półrocznemu synkowi i mówi: „Już dziś tej dziwki nienawidzę”.

Wiele mówi się o pogoni za orgazmem. Czy orgazm jest miarą udanego seksu?

Seks nie lubi zadaniowego podejścia. Na jednym z rysunków Mleczki ona mówi podczas stosunku: „Stefan, czy mam już zacząć udawać orgazm?”. Czasami ludzie się przygotowują, wyjadą gdzieś razem... i nic. A czasami ni stąd ni zowąd czują, że muszą natychmiast, bo „seksiki” ich oblazły. Pożądania nie da się wyregulować. Zależy od naszej kondycji, stresu, zmęczenia. Poza ostrym zespołem zakochania, gdy wciąż mamy na siebie ochotę, nasze pożądanie poddaje się pewnym rytmom. Na przykład u mężczyzn największy wyrzut testosteronu u jest o 5 rano. Górale mają specjalną nazwę na stosunek poranny – „świtaniec”. On ma ochotę na świtaniec, a ona miałaby ochotę jeszcze pospać.

I pojawiają się problemy w łóżku. Czy warto o nich rozmawiać?

Zdecydowanie tak. Panuje mit, że jeśli partner mnie kocha, to się domyśli, czego od niego chcę, a ilość tych domyślań jest miarą miłości. Nie chodzi o to, czy rozmawiać, ale jak rozmawiać. Często ludzie porozumiewają się poprzez wymianę aktów oskarżenia. A to jest zabójcze, zwłaszcza w seksie. Jeśli nie mówię, czego chcę, to mój partner pieści mnie nie tak, jak tego potrzebuję, ale jak na to pozwalam. Nie zawsze muszę mówić, wystarczy, że pokieruję dłonią partnera. To się nazywa milczące porozumienie.

Czasem wykorzystujemy seks, by zatrzymać partnera przy sobie...

Temu złudzeniu częściej ulegają kobiety. Nie mają ochoty, ale idą do łóżka, bo tak trzeba albo – bo się boją, że on pójdzie do innej. Z tego wynikają problemy. Ginekolog rzadko kiedy się domyśli, że częste stany zapalne u kobiety są spowodowane nieudanym życiem seksualnym. Kobiety godzą się na niechciany seks, bo nasza kultura nakłada na nie odpowiedzialność za seksualność mężczyzn. „Jak go nie będzie prowokowała, to jej nie zgwałci”. „Jak mu nie da, to on pójdzie do innej”. Jedno z pism zaproponowało mi kiedyś, żebym napisał, co mogą robić kobiety, by nie prowokować mężczyzn. To tak, jakby w gazecie handlowej radzić, jak kupcy mają układać wystawy, żeby zachęcić klientów i odstraszyć złodziei. Dziewczyny słyszą: „Przynieś mi dziecko do domu, to ci łeb urwę”. A chłopcy: „Tylko sobie kłopotów nie narób, bo ta dziwka chce cię uwieść”. Jeśli nie ma innych sił wiążących między partnerami, to kobieta na długo seksem mężczyzny nie zatrzyma.

Czy zdarza się, że mężczyzna też próbuje ratować związek poprzez seks?

Raczej nie. Natomiast mężczyznom często wydaje się, że kobiety odchodzą, bo ich seksualnie nie zaspokoili. A nie z tego powodu, jacy byli dla partnerki.

Z czasem namiętność w związku nieuchronnie opada...

I całe szczęście. Gdybyśmy tkwili w ostrym zespole zakochania przez całe życie, nie moglibyśmy funkcjonować. Problem w tym, w jakim kierunku opada i co pozostaje. Czasem starsi ludzie patrzą na siebie ciągle z takim światełkiem w oczach. I czule się dotykają. Lata mijają, a oni nadal są dla siebie atrakcyjni. Nasze ciało jest zmysłowe od urodzenia do śmierci. Jeśli dbamy o nie, dajemy mu różne przyjemności: wspólny masaż, wspólną kąpiel – to intymność trwa. Miłość nie zginie wtedy w szmatach i w brudnych garnkach.

Ale czasem jednak namiętność gaśnie. Czemu?

A bo to wiadomo! Czasem zasługujemy na to, by zgasła. Początkowo dajemy sobie masę wzmocnień pozytywnych, ale potem pojawiają się trudne chwile. Nagle ten uroczy człowiek robi mi masę przykrości, dotknie jakiegoś bolącego strupa. W codziennym młynie jesteśmy coraz bardziej zmęczeni, nie chce nam się. Czasem zaś namiętność gaśnie bez niczyjej winy. Tak bywa. Jeśli znika pewien rodzaj cielesnej zażyłości, to wpływa to na inne części związku. Seks nie wisi w powietrzu. Wiąże się z tym, że lubię zapach partnera, jego dotyk, obecność, krzątanie się. I to wszystko jakoś mija. 

Czy jest tak, że jeśli namiętność zgaśnie, to nie ma sensu trwać w związku?

Tego nie powiedziałem. Są inne rzeczy, które łączą partnerów – na przykład przyjaźń. Pytanie, czy oboje mają w sobie zgodę na to, że ich pożądanie wygasa. Może wygasnąć tu, w tym związku, ale tęsknoty pozostają. Była u mnie pięćdziesięcioparoletnia pani. Mówiła, że szanuje swojego męża, ma dzieci odchowane, a w seksie, jak to w seksie – nic specjalnego. Aż wyjechała do sanatorium. Tam poznała pana, poczuła się w jego oczach atrakcyjna. Przeżyła krótki romans i nagle odkryła, że jest kobietą. Przyszła do mnie z pytaniem: „Co mam robić? Jak współżyję z mężem, mam ochotę mu powiedzieć: »Kochany, to wszystko ma być inaczej«. Przecież on zawału dostanie”. Są pewne rzeczy, które przychodzą nie w porę. Powiedziałem jej: „Przypuśćmy, że czas by się cofnął i pani by tego nie zaznała...”. Ona na to: „Za nic nie cofnęłabym tego”. Zawsze jest coś za coś.

Może warto by było, żeby jej mąż sięgnął po jakieś pismo. Co pan sądzi o edukacji seksualnej w mediach?

Ona jest często merytorycznie niepoprawna. Na początku lat 90. pojawiły się w mediach pierwsze informacje o tym, że kobieta posiada tzw. punkt G, czyli przestrzeń Grafenberga. Do tej pory cała Polska szuka punktu G. Coś takiego istnieje, ale nie trzeba tego szukać, samo się znajdzie w pewnym momencie. Natura już o to zadbała. Ale ten sposób informowania jest przykładem ideologii, że perfekcja techniczna doprowadza do seksualnej rozkoszy. Wystarczy nacisnąć guzik, a kobieta będzie wiecznie napalona. Albo opisuje się różne sposoby zadawania rozkoszy. Studentka przyniosła mi kiedyś takie pismo. Proponowano tam, żeby partnerowi owinąć jądra aluminiową folią, przyłożyć usta i zrobić „uuuu”. Folia zacznie wibrować i on wpadnie w ekstazę. Można, tylko to jest gwarantowany przepis na wesoły wieczór, bynajmniej nie seksualny. A ludzie czytają takie rady bez dystansu.

Może im to ożywić wyobraźnię...

Owszem, temu mogą służyć te opowiadania, ale nie można ich traktować jak przepisów, które trzeba ściśle wykonać. Często nasze reakcje nie pasują do tych opisów. Na przykład kobieta przeżywa orgazm w ciszy i spokoju, a nie wyje i nie gryzie poduszki jak pani na filmie.

A on się martwi, dlaczego ona nie wyje. Warto utrzymywać aktywność seksualną do późnych lat?

Warto. Jest się życzliwszym dla świata. Jest taki dowcip: „Facet idzie do burdelu, po drodze widzi kotka, daje mu kopa. Wychodzi z burdelu, spotyka tego samego kotka, głaszcze go i mówi: »kicia, kicia«”. Jeśli mamy dobry seks, to łatwiej nam żyć, człowiek jest pogodniejszy, łagodniejszy, politykiem nie zostaje.

Czy to znaczy, że politykami zostają frustraci seksualni?

Bez wątpienia niektórzy tak, ale obowiązuje mnie tajemnica zawodowa.

 

 

 

 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI