Wołające ciała

Wstęp

50-letni mężczyzna, nałogowy palacz z nadciśnieniem, miażdżycą, nadwagą, często cukrzycą - taki jest stereotyp człowieka chorego na serce. To - jak wskazują wyniki badań - obraz nieprawdziwy. Wśród pacjentów kardiologicznych coraz więcej jest „młodych, pięknych i bogatych”. Bardzo aktywnych zawodowo ludzi, których chore ciała wołają o pomoc dla zmęczonych dusz.

Grzegorz (28 lat) jest menedżerem działu handlowego jednej z największych na polskim rynku firm motoryzacyjnych. Pracę zaczął jeszcze na studiach, na początku czwartego roku. – Potem na uczelni bywałem już rzadko. Sprawy zawodowe pochłonęły cały mój czas – wspomina. Pracę zaczyna codziennie o 8. rano, a kończy o 20. lub 21. – Jak czasem się zdarzy, że jestem w domu przed 19., to przychodzę, patrzę tępym wzrokiem w telewizor i zaraz włączam laptopa, żeby znowu popatrzeć w tabelki. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić kiedy wracam wcześniej – opowiada. Twierdzi, że u niego w firmie wszyscy tak długo pracują. – Do tego dochodzą częste delegacje, również zagraniczne, no i co drugą sobotę też trzeba spędzić w firmie. Jak się komuś nie podoba, to do widzenia. Szef przy każdym najmniejszym poślizgu w terminach powtarza mi, że co najmniej 10 kandydatów czeka już na moje miejsce, a bezrobocie w Polsce wciąż jest duże – mówi. Grzegorz studiował historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. – Marzyła mi się praca na uczelni, może doktorat. Miałem na studiach dziewczynę. Wszystko się posypało, gdy zacząłem widywać się z nią ledwie raz w tygodniu, bo tyle czasu spędzałem w pracy. Znalazła kogoś, kto miał dla niej więcej czasu – zwierza się.

Po jednej z kolejnych gróźb szefa Grzegorz poczuł palący ucisk w klatce piersiowej. Miał trudności z oddychaniem. Czuł się bardzo źle, był zlany potem, miał zawroty głowy. Zaraz po pracy zgłosił się do lekarza, ten skierował go na kardiologię...

Zbyt młodzi na kardiologię

„Pan Bóg przebacza zawsze, człowiek czasami, a natura nigdy” – brzmi jedna z sentencji, które wzbudzają emocje i prowokują dyskusje pacjentów Oddziału Kardiologii Szpitala Miejskiego im. G. Naruto­wicza w Krakowie. Jadwiga Berezowska-Pogoń pracuje tu jako psycholog już 10 lat. Twierdzi, że pacjenci w typie Grzegorza trafiają na kardiologię coraz częściej: – W ciągu ostatniego roku poddano diagnostyce i terapii na kardiologii 18 pacjentów z podobnymi objawami: 13 mężczyzn i 5 kobiet. Wszystkich do szpitala doprowadziły dolegliwości odczytywane przez nich samych, a także przez lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, jako kardiologiczne. Wśród nich: przyspieszony, nierówny rytm serca, bóle w klatce piersiowej, zawroty głowy, odczucie podwyższonego ciśnienia tętniczego krwi, czerwienienie skóry, pocenie się, duszności i trudności w oddychaniu – połączone z uczuciem narastającego lęku.
– Na podstawie naszych obserwacji nakreślić można obraz nowego rodzaju pacjenta kardiologicznego – mówi pani Jadwiga. – To człowiek między 25. a 40. rokiem życia, niesamowicie zaangażowany w pracę zawodową i równocześnie niezadowolony z jej wykonywania. Pacjenci ci nie deklarowali żadnych pozazawodowych zainteresowań lub nie mieli czasu na ich realizację. Bardzo obawiali się utraty pracy, czego konsekwencją był pobyt w szpitalu w ramach urlopu i wywieranie presji na tempo diagnostyki. Pobyt w szpitalu utrzymywali w tajemnicy. Do tego stopnia, że swoje obowiązki służbowe wykonywali ze szpitalnych łóżek. Były to osoby samotne – kawalerowie, panny i rozwiedzeni, nieutrzymujące bliskich kontaktów towarzyskich.

Zestresowane serce

Małgosia (lat 34) pracuje jako dziennikarka w dużej gazecie codziennej. – Już przyzwyczaiłam się do tego, że wracam do pustej wynajętej kawalerki codziennie około 22. Żywię się drożdżówkami i kawą. Żyję w ciągłym napięciu, w redakcji wszystko jest zawsze do zrobienia „na wczoraj”. Od rana do wieczora ślęczę przed komputerem, wiszę na telefonie albo biegam po mieście. Każdą informację muszę wyrwać, wyprosić, wynegocjować. Praca wypełnia całe moje życie, a i tak zawsze coś jest nie tak. Jak coś mi się nie uda, to jest wielka awantura, a jak wszystko zrobię dobrze, to nie zasługuję nawet na dobre słowo. Atmosfera w redakcji jest fatalna. Każdy kopie pod każdym dołki. Nie można liczyć na niczyją pomoc – opowiada Małgosia. – To chyba nie jest praca dla mnie. Jestem zbyt nerwowa, za bardzo się wszystkim przejmuję. Nawet we śnie cały czas telefonuję albo piszę e-maile.

Małgosia była już wcześniej na oddziale kardiologii. Kiedyś wzięła dzień urlopu, bo zrobiło jej się słabo po kolejnej popołudniowej kawie. – Poczułam, że serce bije mi tak szybko, jakby miało wyskoczyć z piersi. Ręce mi drżały i zakręciło mi się w głowie – wspomina. Lekarz w przychodni po zmierzeniu ciśnienia natychmiast skierował ją do szpitala. Teraz było podobnie.

Małgosia doskonale pasuje do opisywanej przez Jadwigę Berezowską-Pogoń grupy „młodych sercowców”. Przedstawicieli tej grupy można bez trudu wyłowić z szarości szpitalnych korytarzy. – Zarówno kobiety, jak i mężczyźni „obrośnięci” są papierami. Nagminnie korzystają z telefonów komórkowych. Niejednokrotnie całymi godzinami patrzą w ekran laptopa. Starają się nie nawiązywać kontaktów towarzyskich wśród towarzyszy niedoli – opowiada psycholog.
Co ciekawe, z czysto medyc...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI