Widowiska śmierci

Wstęp

Dziesiątki tysięcy ludzi towarzyszących misterium śmierci. Ojcowie wraz z żonami i dziećmi oglądający publiczne egzekucje więźniów. Ograbianie wisielców z butów, powrozy zrywane z szyi - żeby szczęścia w życiu nie brakowało! To nie fragment scenariusza makabrycznego filmu. To słabo znany fragment naszej historii. Historii Polski, Polaków, ludzi…

60 lat temu w powojennej Polsce ówczesne władze organizowały publiczne egzekucje niemieckich więźniów skazanych w procesach w Lublinie, Poznaniu i Gdańsku. „Widowiska śmierci” – jak nazywa je medioznawca, prof. Wiesław Godzic – przyciągały tłumy. W Lublinie 15 tysięcy ludzi, w Poznaniu dwa razy większa rzesza oglądała powieszenie gauleitera Kraju Warty Arthura Geisera. Jednak absolutnie największym widowiskiem było powieszenie 11 osób z załogi obozu koncentracyjnego KL Stutthof. Według różnych źródeł, egzekucję oglądało od 50 do 200 tysięcy osób. – Ludzie lubią oglądać agresję – mówi profesor Bogdan Wojciszke, psycholog społeczny. Profesor Wojciech Poznaniak, psycholog sądowy i ekspert od badania agresji uważa, że również w 2007 roku egzekucja zgromadziłaby rzesze widzów.

Słońce nad szafotem

4 lipca 1946 roku był piękny i słoneczny. Wymarzony dzień na letnią kanikułę, w końcu był to początek lata. W popołudniowym słońcu, na Wielkiej Górze w Gdańsku – jeszcze niedawno obowiązującą nazwą tego miejsca był Stolzenberg – zebrał się gigantyczny tłum. Ludzie przyjechali ze wszystkich dzielnic miasta, przybyli z Sopotu i Gdyni, z Wejherowa, Kartuz, Tczewa i Pruszcza Gdańskiego. Pomorskie zakłady pracy zorganizowały im dojazd, a nawet dały wolne od pracy. Mężczyźni towarzyszyli swym kobietom, te doglądały dzieci. Piknikową atmosferę pogłębiały zapowiedzi lokalnych mediów, które już od kilku dni trąbiły o tym, co będzie można zobaczyć w czwartkowe południe na Stolzenbergu. Takiej oprawy nie miały dotąd żadne wydarzenia kulturalne i towarzyskie w tym regionie. I nie ma się co dziwić, że wyznaczonego dnia na Wielka Górę ściągnęło aż 50, a jak twierdzą inni naoczni świadkowie, 200 tysięcy ludzi. Zjechali pod szafot, bo w pięknym letnim słońcu miano wieszać 11 zbrodniarzy z obozu koncentracyjnego Stutthof. Pięć kobiet i sześciu mężczyzn. W roli katów mieli wystąpić ubrani w obozowe pasiaki byli więźniowie pobliskiej niemieckiej fabryki śmierci. – Dużo strachu miałem. Bałem się, że każą mi powiesić kobietę – wspomina jeden z katów, były bydgoski bokser Antoni Szymankiewicz.

Szymankiewicz miał „szczęście”. Wieszał mężczyznę. Właściwie nawet nie wieszał. Nałożył mu „tylko” pętlę na szyję – tak zresztą działo się w dziesięciu przypadkach na jedenaście. Kaci wkładali pętlę i ciężarówka, na której stał skazaniec – wysoka m.in. po to, by zewsząd było go widać – ruszała. Skazany zawisał na szubienicy.
Tłum był usatysfakcjonowany.

Radość życia

Publiczne egzekucje wykonywane są w niektórych krajach do dziś i nadal cieszą się ogromną popularnością. – Wciąż odbywają się na przykład w Chinach, Iranie. Wielkie tłumy, wśród nich całe rodziny z dziećmi, gromadzą się na nich dobrowolnie – twierdzi medioznawca ze Szkoły Głównej Psychologii Społecznej Wiesław Godzic, członek Psychoanalytic Forum for Cinema Studies w USA. – Dla widzów uczestnictwo w tych egzekucjach jest wyrazem jakiegoś rodzaju ulgi: „to nie jesteśmy my”. Jest to zrozumiałe w krajach, gdzie władza jest tyranią – tłumaczy Godzic. – Jest w tym również pewien element przeżywania radości życia w kontraście do jego miałkości, tego, jak łatwo zostać straconym nawet za błahe przewinienia... – dodaje. Zwraca też uwagę, że w dzisiejszym znaczeniu słowo „publiczna egzekucja” znaczy to samo, co egzekucja „medialna”. A w tym kontekście, jak podkreśla prof. Wojciech Poznaniak, psycholog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, staje się ona już zwykłym towarem. – Jak każda inna sensacja – mówi profesor Poznaniak. – Proszę sobie przypomnieć, jak olbrzymi był nakład „Faktu”, który jako jedyna gazeta w Polsce zamieścił zdjęcie Waldemara Milewicza przeszytego serią z karabinu maszynowego – dowodzi naukowiec. Przypomina, że wystarczy wpisać słowo „murder” lub „torture” w przeglądarkę największego światowego serwisu multimedialnego YouTube, a natychmiast...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI