Sama. Rozmowy o samotnym macierzyństwie

Materiały PR

Sama przygotowuje posiłki, sama przyprowadza dzieci i odbiera je ze szkoły, sama wyciera nosy i zakleja plastrami otarte kolana, sama składa meble… Sama też siedzi wieczorem w pokoju, przygotowując się na wyzwania kolejnego dnia. Samotne matki to prawie 20 procent wszystkich rodzin w Polsce. Samotność oznacza zawsze 100 procent – obecności, siły i determinacji. A może 100 procent samotności to także wolność? Świat oparty na fundamencie własnych zasad i reguł? Bycie sobą? Nastawienie na własne, wyznaczone sobie cele. 

„Sama. Rozmowy o samotnym macierzyństwie” Anity Sobczak wydana przez Mando Inside to opowieść o samotnych matkach – postaciach znanych i rozpoznawalnych z telewizji, ale także o nieznanych bohaterkach z sąsiedztwa. Przeczytamy o doświadczeniach Pauliny Filipowicz, Alicji Węgorzewskiej, Pauliny Młynarskiej, Danuty Zawadzkiej, Joanny Jaskółki, Renaty Przemyk, Joanny Nowak, Katarzyny Ginki, Katarzyny Kurickiej-Wałach oraz Katarzyny Pakosińskiej. To samotne matki, które odeszły od ojców swoich dzieci, które nigdy nie stworzyły związków lub których partnerzy zmarli.

POLECAMY

Samotność we dwoje

Samotność to nie tylko doświadczenie kobiet, które wychowują dzieci samodzielnie. Wiele kobiet, nawet będąc w związku, przeżywa macierzyństwo w izolacji. Rozmówczynie opisując swoją drogę do decyzji o rozstaniu, mówią o samotności, która paradoksalnie zrodziła się w związku. Mimo obecności partnera, często brakuje  podstawowego elementu – prawdziwej rozmowy. W końcu przychodzi zrozumienie, że samotność, której kobieta doświadcza, wynika z relacji, w której tkwi. To zrozumienie staje się często katalizatorem do podjęcia decyzji o odejściu. Ta decyzja nie jest impulsem, ale długim, świadomym procesem, zrodzonym z potrzeby ratowania siebie i swoich dzieci. O samotności w związku mówi Paulina Filipowicz:

„Wchodziłam w rodzicielstwo z przekonaniem, że nasza relacja będzie domem mieszczącym i dzieci, i nas, że to my będziemy podstawą wszystkiego. Szybko przekonałam się, że jesteśmy tylko rodzicami, a nie parą, że nie umiemy rozmawiać i dbać o siebie. Mierzenie się z rzeczywistością z małymi dziećmi rodziło w  mojej głowie wiele pytań. Nie miałam partnera w poszukiwaniu odpowiedzi, nie miał mnie kto wysłuchać, choć często to wystarcza. Zaczęłam się orientować, że jestem bardzo sama. Jak rozkładam swoją decyzję na czynniki pierwsze, to widzę, że najważniejsze było uwolnienie się od samotności we dwoje – nie chciałam jej, ona mnie powoli zabijała i powodowała, że dzień za dniem byłam coraz bardziej nieszczęśliwa. Uświadomienie sobie, że samotność wnosiła do życia osoba, z którą żyłam, było jak pęknięcie.

Co to znaczy, że była pani samotna?

Brakowało mi zupełnie bazowej kwestii – rozmowy. Mój partner po prostu ze mną nie rozmawiał. Oczywiście coś do siebie mówiliśmy, to nie był cichy dom, natomiast nie było żadnej prawdziwej rozmowy. A ja potrzebuję tego jak powietrza. Bez niej czułam się nieszczęśliwa, w  pewnym sensie również unieszczęśliwiałam tę drugą osobę. Do tego pod koniec naszego związku okazało się, że mój partner ma problem z uzależnieniem od alkoholu. I to była kropla, która przelała czarę goryczy”.

Sama, czyli samotna?

Mimo trudności, samotne matki często podkreślają znaczenie sieci wsparcia, którą udaje się stworzyć z przyjaciółkami i sąsiadami. O wsparciu oraz odciążeniu w wyczerpaniu i frustracji mówi Paulina Młynarska:

Powiedziała pani kiedyś, że dla większości kobiet macierzyństwo jest doświadczeniem, z którym mierzą się w samotności – nawet jeśli są w związkach. Dlaczego pani tak uważa?

Ja przeżywałam swoje macierzyństwo w samotności. Ale to nie jest tak, że próbuję uogólnić własne doświadczenie. To raczej efekt lat obserwacji kobiet, bliższych – moich przyjaciółek – i dalszych, z którymi pracowałam. Ich historie skłoniły mnie do spojrzenia na macierzyństwo w kontekście zaniku wielopokoleniowej rodziny. Od razu chcę zastrzec, że nie idealizuję jej, wiem, że ma ciemne strony. Niemniej moment, kiedy kobieta zostaje sama w mieszkaniu z nowo narodzonym dzieckiem, to doświadczenie cholernie samotne. Ojciec wychodzi do pracy, bo skończył już tacierzyński (jeżeli go w ogóle wziął), a dalsza rodzina jest daleko. W blokowiskach więzi między ludźmi są dość nikłe, raczej nie można liczyć na sąsiadów. Dla młodej kobiety oznacza to długie godziny w roli jedynej osoby przy dziecku, czyli ogrom pracy. Nie tylko fizycznej, mam też na myśli ciężką pracę emocjonalną, z której znaczenia dopiero pomalutku zaczynamy sobie zdawać sprawę.

Dzięki ogromnemu postępowi w neuronauce wiemy, że aby emocja została odczuta przez dziecko, najpierw musi doświadczyć jej osoba, która się nim opiekuje. I nie zawsze jest to matka. Różnica między naszą szerokością geograficzną a Azją, po której wiele podróżowałam, jest taka, że tam 46 Matka składana wielopokoleniowa rodzina istnieje. Dziecko wędruje z rąk do rąk. I matka, choć czasem przytłoczona tym, że jej się wtrącają, jest też jednocześnie odciążona. Gdy moja córka była mała, stworzyłam namiastkę takiej opieki razem z moją przyjaciółką Moniką. Obie byłyśmy samotnymi mamami, dzieliłyśmy między siebie obowiązki. Nasze dzieci urodziły się w odstępie kilku miesięcy. Bycie razem w samotnym macierzyństwie to była ogromna ulga. Jestem pewna, że kobieta będąca w związku z ojcem dziecka też takiej samotności może doświadczyć.

Bardzo wierzę w sieć. Oczywiście duża społeczność to czasem nieunikniona kontrola, ale ma też dobre strony – może i matka potruje ci głowę, ale ugotuje rosół, weźmie na chwilę dziecko, żebyś się mogła przespać. Brak sieci wokół młodej mamy postrzegam jako pierwszy powód samotności. Drugi jest taki, że macierzyństwo wciąż jest idealizowane. A w istocie jest obciążone dużą liczbą zagadnień, o których sama młoda mama nawet nie śmie pomyśleć”.

Sama, czyli samodzielna

Rozstanie z partnerem staje się momentem przełomowym, ale nie końcem, a raczej początkiem nowego etapu. Punktem wyjścia jest zrozumienie, że obowiązkiem nie jest trwanie w niesatysfakcjonującym związku dla dobra dzieci, ale raczej bycie silną i zdrową matką, która potrafi dać swoim dzieciom stabilność i miłość, nawet jeśli ich rodzice żyją oddzielnie.

W samotnym rodzicielstwie pojawić się może problem nierówności, z jaką borykają się samotne matki. Po rozstaniu z ojcem, matki często muszą same zająć się wychowaniem dziecka, pracą i wszystkimi codziennymi obowiązkami, podczas gdy partner wraca do życia studenckiego, nie przejmując się swoimi obowiązkami rodzicielskimi. To doświadczenie uświadomiło Paulinie Młynarskiej, jak niesprawiedliwy jest świat wobec samotnych matek i jak małe jest społeczne przyzwolenie na to, by mężczyźni unikali odpowiedzialności za swoje dzieci.

„Natomiast wzrastał we mnie wkurw na potworną niesprawiedliwość. Ja 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę miałam na głowie dziecko, musiałam zarobić, wszystkiego dopilnować i wszystko pogodzić. A ojciec dziecka po prostu wrócił do życia studenckiego. Wtedy do mnie dotarło, że świat jest potwornie niesprawiedliwy wobec samotnych matek. Obydwie rodziny uważały ten układ za rzecz naturalną. Okazało się, że facet może zostawić drugą osobę z tak ogromną ilością pracy i obowiązków i uchodzi mu to kompletnie na sucho. Nikt nie uważa, że to świństwo. I nie mówię o zostawieniu kobiety przez mężczyznę, nie mówię o kwestiach erotyczno-seksualno-miłosnych. Mówię o tym, że nikt takiemu facetowi nigdy nie powie: <<Ty się tu bawisz? Przecież masz obowiązki>>. Myślę, że wtedy narodziłam się jako wkurwiona feministka.

Sądzę, że do dziś młody mężczyzna ma o wiele większe przyzwolenie na niezajmowanie się swoim dzieckiem. <<On jest jeszcze głupolem>> – słyszałam od znajomych. Ja też byłam głupia. Dlaczego faceci mają mieć większe prawo do bycia głupolami niż młode matki? Ja musiałam zebrać dupę w troki, zarabiać. Ponad połowę pensji oddawałam niani. Jedną czwartą wydawałam na benzynę. W efekcie często nie miałam na rachunki. A ojciec mojego dziecka jeździł na fajne wakacje. Nie mogła pani liczyć na żadną pomoc z jego strony? Żadną opiekę weekendową? Mogę powiedzieć, że dziadkowie Ali ze strony ojca zachowywali się wobec mnie w porządku. Jeśli dostawałam pomoc przez pierwsze lata życia Ali, to właśnie od nich. Za pozytywną stronę uznaję za to fakt, że ojciec córki nigdy nie wkładał mi kija w szprychy, w niczym nie przeszkadzał, bez problemu mogłam na jakiś czas wyjechać z Alą do Francji. Dlatego uważam, że mogłam trafić znacznie gorzej. Dziś nie mam już w sobie żadnego żalu. Myślę raczej z niedowierzaniem o społecznym przyzwoleniu na to, by wszystkie obowiązki spadały wyłącznie na jednego z rodziców. Ile się we mnie nazbierało gniewu, to tylko ja wiem. Nie mogłam tego przeżyć. Widziałam to w wydaniu moich koleżanek, które zostawały po kolei ze swoimi dziećmi same, bo tatusiowie się nie poczuwali. I te dziewczyny, mimo przeciwności losu, wiele osiągnęły. Pani też dużo osiągnęła, samotnie wychowując dziecko. Tak, ale potężnym kosztem. Również materialnym. Pamiętam, że mimo dość dobrych zarobków na każdym urlopie wyliczałam kwoty na każdy dzień. Musiałam odmawiać Ali – a to lodów, a to różnych zabawek z deptaka. Potem miałyśmy zresztą wiele razy momenty trudniejsze materialnie, ale ostatecznie myślę, że to Ali dobrze zrobiło. Ona nigdy nie miała wielkich wymagań. Dziś jest artystką, performerką, choreografką. Nie jest to zawód, który przynosi porażające dochody. Ale ona jest wierna swojej ścieżce artystycznej także dzięki temu, że potrafi się obyć bez nadmiaru dóbr, potrafi skromnie żyć. Czasami wspominamy, jak spisywałyśmy na kartce, co możemy robić, i  zawsze dopisywałyśmy, co dobrego możemy sobie sprawić. I o tym się mówi bardzo mało. Ojcowie dzieci potrafią wyliczać nam alimenty. Ja na szczęście tego problemu nie miałam, ale jest on dość powszechny”.

Sama, czyli wystarczająca

To nie tylko opowieść o wychowywaniu dzieci w pojedynkę, ale przede wszystkim o kobietach, ich sile, odwadze i procesie odkrywania samych siebie. „Sama. Rozmowy o samotnym macierzyństwie” (wyd. Mando Inside) zawiera historie, które mają imiona, emocje, różne doświadczenia. Otrzymujemy obraz macierzyństwa takiego, jakim jest, bez lukru o rodzicielstwie dźwiganym na własnych barkach. Z historii pełnych emocji ukazują się zmagania, radości i trudności. To różne oblicza samotnego macierzyństwa, które łączy bezgraniczna miłość do własnych dzieci – najważniejsze uczucie, budujące i wspierające w samotnej codzienności. Dla wielu kobiet, które stoją przed podobnymi wyzwaniami, doświadczenie bohaterek może być wsparciem i źródłem inspiracji do podjęcia trudnych, ale koniecznych decyzji.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI