Przepraszam cię, mamo!

Wstęp

Andrzej, co z tobą? - Chcę jechać na grób mojej matki! - Ty? Na jej grób? Przecież to ty ją zabiłeś! - Zabiłem, zabiłem! Ale chcę jechać! - Po co? - Chcę jej powiedzieć... Przeeepraszam cię, maaamo! Andrzej na chwilę przestał walić głową w żelazną kratę zabezpieczającą drzwi izolatki i spojrzał na mnie niesamowicie smutnym i wylęknionym wzrokiem. Tego dnia o nic więcej go nie pytałem.

W zakładzie poprawczym w Laskowcu pracowałem już wiele lat, od początku jego istnienia. Nauczyłem się tu psychicznej odporności i trudnej sztuki sterowania swoimi emocjami. W poprawczaku nie ma miejsca dla mięczaków i ja zapewne nigdy nim nie byłem. Jednak ta absolutnie niespodziewana prośba Andrzeja, wypowiedziana z wielkim trudem i niesamowitą intonacją, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. W wyobraźni ujrzałem nagle dwie jakże różne i wręcz wykluczające się sceny. W pierwszej widzę wyraźnie, jak mizernej postury chłopak z pończochą na głowie bez opamiętania dziobie długim nożem swoją matkę, i wiem, że jest ona w ciąży. Siedemnaście głębokich ran! Podwójne, okrutne zabójstwo! Drugą scenę oglądam jak przez mgłę: mały, wiejski cmentarz i skromna, świeża mogiła. Słyszę szarpiący, gardłowy jęk. Widzę tego samego, mizernego chłopaka, leżącego na grobie. I czuję, że matka także go widzi i słyszy. Czy mu przebaczy? Nie wiem. Myślę jednak, że to dramatyczne spotkanie, z dala od sędziów, od ludzi, przy grobie, jest dla obojga czymś niesłychanie ważnym – jest im potrzebne.

Bez słowa wróciłem do gabinetu. Jak rozwiązać ten problem? Bo problem był i nie mogłem od niego uciec. Kilka lat wcześniej mieliśmy wychowanka, który zabił swojego ojca. Początkowo o tym tragicznym i bestialskim wydarzeniu opowiadał z zimnym uśmiechem na ustach. Drwił sobie z życia i ze śmierci. Jednak, ku zaskoczeniu nas wszystkich, jego też dopadło sumienie. Zaczęły go dręczyć koszmary, przerażające sny, próbował się zabić. Trafił wreszcie do zamkniętego zakładu psychiatrycznego, w którym pozostanie być może do końca życia. Z Andrzejem zaczęło się dziać to samo: podobnie rozbiegane oczy, te same rozpaczliwe gesty, ciągłe kręcenie się w kółko, walenie głową w kraty i w mur. Był na prostej, stromej drodze do samobójstwa albo obłędu. Jednak takie rozwiązanie problemu było dla mnie nie do przyjęcia.

Można powiedzieć: zasłużył sobie przecież na taką udrękę i tak podły los. Zasłużył na obłęd, a może i na śmierć. Wielu ludzi, którym zbrodniarze zabili kogoś najbliższego, tak właśnie uważa – i nie wolno tego ani lekceważyć, ani zbyt pochopnie potępiać. Proszę wczuć się w rolę ojca, któremu zamordowano ukochane dziecko. Czy możemy oczekiwać od niego litoś...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI