Powrót do siebie

Wstęp

Pamiętam dzień, gdy usłyszałem: "Tatusiu, tam w środku jesteś najmocniejszym z ludzi, których znam".

Jestem niegodny ciebie i twojej miłości – mówiłem kolejnej dziewczynie i odchodziłem. Nie wierzyłem, że ktoś może mnie naprawdę pokochać. Poza tym miałem wątpliwości, czy potrafię cokolwiek dać. Ta, która pierwsza powiedziała: „Kocham cię” – została moją żoną. A ja? Mówiłem te słowa przez zaciśnięte gardło, bojąc się, że są puste. Wraz z przemijaniem fascynacji, wątpliwości rosły. Coraz częściej zastanawiałem się, co czuję. Czy w ogóle cokolwiek czuję? Kiedy urodził się syn, wpadłem w panikę. Wydawało mi się, że zupełnie nic nie łączy mnie z tą małą, nieporadną istotą. To było zbyt wiele. Poczułem się niepotrzebny, nieważny, odsunięty na bok. Ani na moment nie opuszczało mnie napięcie. Pozbywałem się go tylko w jednej sytuacji. Gdy się napiłem.

Budzę się niechętnie, w ponurym nastroju. Leżę z zamkniętymi oczami. Czekam, aż ona zacznie szykować małego. Podnoszę się z łóżka dopiero wtedy, gdy pozostaje czas tylko na szybkie umycie się, ubranie i wyjście z domu. Mały do przedszkola, ja do sklepu. Pierwsze dwa, trzy piwa w samochodzie poprawiają samopoczucie. Potem w ciągu dnia jeszcze kilka, może kilkanaście. Wieczorem wracam wstawiony. Ostatnie piwo w garażu, czasem dwa. Wchodzę do mieszkania. Ona siedzi w kącie pokoju przy biurku, mały bawi się na podłodze klockami. Jeśli język mi się plącze, nie odzywam się wcale.
Zjawiam się wtedy, gdy pozostaje czas tylko na położenie małego do łóżka i niecierpliwe przeczytanie krótkiej bajki. Na zjedzenie kolacji w towarzystwie telewizora i jej, wpatrzonej w ekran laptopa. Na wycofanie się do kuchni, obłożenie się papierami i udawanie, że ma się coś ważnego do zrobienia. Jedyna ważna rzecz, to otworzyć neseser z zamkiem szyfrowym, wyjąć setkę lub ćwiartkę i zmieszać ją z mlekiem. Lubię wódkę z mlekiem. Nawet, gdy ona niespodziewanie wejdzie do mojej jaskini, niczego się nie domyśli. Potem niecierpliwe oczekiwanie na chwilę, gdy zamknie się w łazience. Wtedy otwieram szafkę pod zlewozmywakiem, wyjmuję worek. Nieważne, czy pełny – śmieci trzeba wyrzucić. W sklepie nocnym zaopatruję się w zestaw finałowy. Wracam, sącząc piwo. Zatrzymuję się pod drzwiami klatki. Piję, palę i myślę. Jakie to beznadziejne.
Powinienem coś zrobić ze swoim życiem. Przecież nic się nie dzieje, absolutnie nic. Spoglądam na faceta wysiadającego z taksówki. Podchodzi do domofonu klatki schodowej naprzeciw. W oknach mieszkania na czwartym piętrze przyciemnione światła. Agencja towarzyska. Stać mnie na to. Ale po co? To niczego nie zmieni. Więc co zmieni?! Zrezygnowany wchodzę cicho do mieszka...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI