Podaruj dziecku „być”

Laboratorium rodzina

Coraz silniejsze jest przekonanie, że tylko bogactwo, sława i atrakcyjność fizyczna dają szczęście. Jak wychować dziecko w świecie, w którym „mieć” stało się najwyższą wartością?

„Jeżeli mówicie dorosłym: «Widziałem piękny dom z czerwonej cegły, z geranium w oknach i gołębiami na dachu» – nie potrafią sobie wyobrazić tego domu. Trzeba im powiedzieć: «Widziałem dom za sto tysięcy złotych». Wtedy krzykną: «Jaki to piękny dom!»”– taki obraz przesiąkniętych materializmem dorosłych wyłania się z kart Małego Księcia Antoine’a Saint-Exupéry’ego. Jednak dziś i dzieci coraz łatwiej ulegają pokusom społeczeństwa konsumpcyjnego, w którym „mieć” stało się najwyższą wartością.

Mam, więc jestem
Materializm wyrasta z przekonania, że jedynie gromadzenie dóbr i bogacenie się prowadzi do szczęścia oraz zapewnia sukces w życiu. Wystarczy sięgnąć do klasyki literatury, by przekonać się, że taka postawa nie jest zjawiskiem zupełnie nowym. Harpagon, bohater Molierowskiego Skąpca, dla pieniędzy gotów był poświęć wszystko i wszystkich – nieustannie odczuwał gniew, niepokój lub rozpacz. A Ebenezer Scrooge z Opowieści wigilijnej Dickensa przez całe życie troszczył się jedynie o pomnażanie majątku – jego starość naznaczona jest samotnością i lękiem przed śmiercią. Choć oba utwory powstały w minionych stuleciach, to ich bohaterowie wydają się podobni do niektórych współczesnych: mają dużo pieniędzy i mało szczęścia.

Dlaczego ulegamy materialistycznym tendencjom? Na ogół osoby, które w dzieciństwie doświadczyły biedy, w dorosłym życiu w większym stopniu skupiają się na gromadzeniu dóbr niż osoby, które nie doświadczyły niedostatku. Przede wszystkim jednak naukowcy w szeregu badań dowiedli, że dążenie do posiadania wzmaga się, kiedy ludzie czują się zagrożeni, a zatem nie mają zaspokojonych podstawowych potrzeb psychologicznych, a zwłaszcza potrzeby bezpieczeństwa. I tak na przykład osoby, u których aktywizowano lęk przed śmiercią, pragnęły luksusowych dóbr i wysoko oceniały znaczenie przyszłych zarobków, oszczędności i stanu posiadania. Podobne zjawisko obserwuje się u osób, które doświadczają zagrożenia pozytywnego obrazu własnej osoby – przypominają sobie, że kogoś skrzywdziły albo okłamały.

Nawet kryzysy, które na moment wstrząsają całym społeczeństwem, nie przynoszą zmian w podejściu do życia i nie kierują myśli ludzi ku temu, co jest ważne. Jak się okazuje, jest wręcz odwrotnie. Doskonale ilustruje to rada, jakiej tuż po zamachu 11 września udzielił Amerykanom ówczesny prezydent George W. Bush: „Idźcie na zakupy!”. Współcześnie mamy wprost nieograniczony dostęp do informacji – niestety na ogół przygnębiających lub zatrważających, umacniających w nas przekonanie, że świat jest miejscem złym, a nieszczęście tylko czeka za rogiem, by się człowiekowi przydarzyć. Środki masowego przekazu codziennymi doniesieniami wzmacniają poczucie niepewności, a zarazem proponują zakupy jako antidotum na wszelkie nieszczęścia i problemy.

Niedawno wraz dr hab. Małgorzatą Niesiobędzką, profesor psychologii z Uniwersytetu Gdańskiego, przeprowadziłam badania dotyczące aktywizowania myśli o kryzysie i dobrobycie gospodarczym. Ich wyniki pokazują, że koncentracja na recesji – wbrew oczekiwaniom – nie uruchamia tzw. perspektywy prewencyjnej. Oznacza ona myślenie w kategoriach powinności i obowiązków, a zatem w obliczu możliwego pogorszenia się naszej sytuacji materialnej chroni nas przed nabywaniem kolejnych dóbr. Co więcej, badacze stwierdzili, że zarówno wyobrażenie sobie recesji, jak i dobro­bytu sprzyja gromadzeniu dóbr – choć odmiennego rodzaju. Ludzie, którzy koncentrowali się na kryzysie, chętnie sięgali po praktyczne i funkcjonalne produkty. Natomiast osoby, które zachęcono do myśle...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI