Krzysztof Jedliński: – Jest Pan postrzegany jako dyrygent bardzo emocjonalny.
Jerzy Maksymiuk: – Wie pan, kiedy tworzyłem Polską Orkiestrę Kameralną za wskazaniem Bohdana Wodiczki, dyrygenta, który robił niezwykłe spektakle, odrzuciłem emocjonalność. Dlaczego? Bo emocjonalność przeszkadzała w tworzeniu techniki. Ja wierzyłem, że technika, umiejętności, czyli najwyższy profesjonalizm, stworzy wartość emocjonalną.
– A jednak Pan do emocjonalności wrócił.
– Nie tyle wróciłem, co taki po prostu jestem.
– Nie udało się Panu od emocjonalności odejść?
– Odejść nie, ale jednak kiedy pracowałem nad utworem, nie obchodziła mnie emocjonalność. Mnie obchodziło, jak ma smyczek przylegać do struny, żeby wydobyć całą paletę dźwięków. Na przykład strasznie trudno o jeden element: piano – cicho. Głośno zagrać jest łatwo, cicho – trzeba nad tym pracować mniej więcej trzy lata.
– Ale w samym dyrygowaniu orkiestrą ujawnia się Pana emocjonalność. To trochę przypomina prowadzenie grupy przez psychologa. Prowadzący musi być jednocześnie w przestrzeni intelektu i w przestrzeni emocji, a także oglądać swoje emocje z boku. Czy to dobra analogia?
– Tak, dokładnie. Bo sama emocja może doprowadzić do strasznych banałów, emocja czasami rujnuje – trzeba dokładnie się nauczyć, dokładnie wiedzieć. Czyli następuje tutaj jak gdyby współdziałanie intelektu z wyobraźnią, z intuicją. Kiedy pracuje intelekt? Kiedy wiem, że gram dobrze. Ale kiedy „wiem”, to w tym momencie przestaje działać intuicja. Mój sposób pracy jest taki, że zaczynam nie od intuicji, zaczynam od porządku, od wielkiego porządku, ale za chwilę ulegam emocji, czuję, że coś jest najlepsze, po chwili znów komórki się zamieniają i zastanawiam się, czy to, co zrobiłem, było dobre.
– Taki dialog miedzy emocją a intelektem?
– Byłoby najlepiej, żeby te dwa elementy były jednoczesne i równorzędne, ale one nie są jednoczesne, tak jak kobieta nie może jednocześnie kochać dwóch mężczyzn, choć niektórzy mówią, że to jest możliwe.
– Dyryguje Pan bardzo żywiołowo.
– Moje gesty są krytykowane, bo ja się czasami ruszam w niesympatyczny sposób. Człowiek powinien się ruszać elegancko, na scenie jakoś wyglądać. Ja nie jestem w ogóle takim człowiekiem.
– W psychologii mówi się o przekazie niewerbalnym i mowie ciała. Praca dyrygenta polega przede wszystkim właśnie na mowie ciała, ale w Pana przypadku jest to bodaj jeszcze silniej zaakcentowane.
– Zaakcentowane i przerysowane. Nawet podjęcie orkiestry – to bardzo dla mnie trudne, bo ja jestem raczej porywisty – robię taki gest, proszę zobaczyć, miękki gest: „Wyróżniam państwa”. Miękki gest.
– Takie gesty, jakie Pan mi przed chwilą pokazał, w alfabecie niewerbalnym określa się jako gesty otwarcia, przyjęcia.
– Otwarcia, tak, o, o! Gesty otwarcia, otwarcia, a nie zamykania. Gesty otwarcia, bardzo piękne zdanie.
– Kiedy zobaczyłem, jak Pan ten gest wykonał, pomyślałem sobie, że Pan lubi ludzi.
– Lubię. Lubię ludzi, ale też boję się ich. Ale jednak lubię. Lubię ludzi.
– Pana gesty są też bardzo zindywidualizowane.
– Tak. Czasami klękam na kolana, żeby wydobyć dźwięk. To taka prośba do muzyka lub wymaganie.
– A co Pan robi, jak muzyk nie słucha? Zdarza się tak?
– Ja proszę o jedną...
POD BATUTĄ EMOCJI
Muzycy bali się mnie bardziej niż Stalina. Na początku zwolniłem dwóch najwybitniejszych muzyków. Padł taki strach na ludzi, że nawet nie mówili do mnie, ale grali. I zrobiła się orkiestra światowej sławy. O swoim dekalogu i metodach pracy opowiada JERZY MAKSYMIUK. Jerzy Maksymiuk jest jednym z najwybitniejszych polskich dyrygentów. Był twórcą i szefem znanej w świecie Polskiej Orkiestry Kameralnej. Od 1983 r. jest dyrygentem BBC Scottish Symphony Orchestra. Współpracuje z licznymi orkiestrami i zespołami: English National Opera, London Symphony Orchestra, Orchestre National de France, Los Angeles Chamber Orchestra, Sinfonia Varsovia, Sinfonietta Cracovia. Jerzy Maksymiuk dokonał prawykonań ok. 200 współczesnych utworów, nagrał ok. 50 płyt. Poza dyrygenturą również komponuje utwory kameralne, balet i muzykę filmową.