Piękne trudy bycia mamą. Jak z uważnością towarzyszyć nastolatkowi i być dla niego oparciem w trudnych chwilach? Z Margaretą Perčić rozmawia Szymon Modelski

Czego nastolatek nie powie rodzicom

W 2019 r., podczas wakacji wybrałem się na skatepark ze znajomymi. Było bardzo upalnie. Jeździliśmy na desce, ale po pewnym czasie dopadło nas zmęczenie, więc postanowiliśmy usiąść w cieniu drzewa i chwilę odpocząć. Przyglądaliśmy się, jak inni skejci robią triki deskorolkowe, aż nagle dostrzegłem chłopca, który do złudzenia przypominał mojego kumpla z gimnazjum. Właśnie to przyciągnęło moją uwagę. Widać było, że swoją przygodę z deskorolką dopiero zaczynał.

Wyglądał na zagubionego i niepewnego pośród innych rówieśników jeżdżących na skateparku. Dostrzegłem, że był nieco wystraszony, aczkolwiek próbował zwalczyć strach. Jego pasja do deskorolki właśnie się w nim rodziła. Po kilku miesiącach od naszego pierwszego spotkania dotarło do mnie, że będziemy się widywać co najmniej kilka razy w tygodniu. Tony stał się stałym bywalcem parku Jordana. Z każdym tygodniem znajomość dojrzewała – zaczęliśmy się witać na skateparku, później rozmawiać, a po roku przyjaźnić. Zaczęliśmy spędzać ze sobą i innymi przyjaciółmi prawie każdą wolną chwilę. I tak trwała nasza przyjaźń.

W październiku 2022 r. dowiedziałem się, że u Tony’ego zdiagnozowano nowotwór serca. Na dokładną diagnozę jego rodzina i przyjaciele musieli trochę poczekać. Pierwsza biopsja operacyjna nie była jednoznaczna. Jak później się okazało, że był to bardzo rzadki, choć łagodny nowotwór wieku dziecięcego. Niestety bardzo pechowo, bo umiejscowiony w sercu. Wiadomość ta zmiotła mnie oraz jego bliskich. Podczas ferii zimowych dostałem kolejną tragiczną wiadomość. Tony miał wylew. Wraz z przyjaciółmi odwiedzaliśmy go w domu, kiedy był na leczeniu paliatywnym. Wtedy też poznałem się dużo lepiej z jego mamą Margaretą. Zrozumiałem, że nie spotkałem nigdy silniejszej kobiety od niej. Pomimo oblicza nadchodzącej śmierci syna trzymała fason. Teraz samotnie wychowuje młodszego brata Tony’ego, Niko. Po prawie roku od śmierci Tony’ego mogę powiedzieć, że przyjaźnię się z Margaretą. Ten niesłychanie ciężki czas dla niej i dla mnie zbliżył nas do siebie. Ukazał mi rolę mamy w nowym, innym dla mnie świetle, które wywarło na mnie kolosalne wrażenie. Z tego powodu postanowiłem zapytać się jej o kilka, moim zdaniem, istotnych spraw dla innych rodziców.

Szymon Modelski: Co to znaczy być mamą? Jaka jest jej rola w wychowaniu dzieci?

Margareta Perčić: Bycie mamą to dla mnie rola mentorki. Pomóc młodemu człowiekowi wyjść na prostą w zrozumieniu siebie – tak, aby prowadziło to do szczęśliwego i świadomego życia.

Czyli poczuwasz się do roli przewodniczki, która ma za zadanie pokazać świat dziecku?

Wydaje mi się, że każdy musi ten świat samodzielnie odkryć. Moją rolą jest nakierowanie dziecka, aby szukało swojego świata, oczywiście w bezpiecznych warunkach. Ja kierowałam się takimi podstawowymi wartościami, żeby dbać o swoje zdrowie i bezpieczeństwo. Kolejne wartości to te moralne. Nie robić nikomu krzywdy, być uprzejmym wobec ludzi. To są bardzo podstawowe wartości. Przy tym dbanie o bezpieczeństwo oznacza nieprzyjmowanie żadnych niebezpiecznych substancji dla organizmu.

Niewielu małoletnich buntowników chce się trzymać tych ram bezpieczeństwa. Większość chce się z nich wyrwać, aby zasmakować tego, co niedostępne lub zakazane. Co wtedy?

Przeczytałam bardzo dużo poradników rodzicielskich. Od świetnych i mądrych autorów czerpałam wiedzę. Wiedziałam, że mam tak naprawdę niewiele czasu jako mama, aby nauczyć dzieci pewnych podstawowych zasad. A gdy dzieciaki wchodzą w okres dojrzewania, to nie pozostaje mi wiele, oprócz bycia dla nich. Od czasu do czasu również przypominać im o pewnych zasadach, ale przede wszystkim wspierać je w ich wzlotach i upadkach. Nie można dać się tym sfrustrować, że będą mnie zaskakiwać w negatywny sposób. Jestem tylko mamą. Przeszkoliłam się w tej roli dla moich synów, aby być bardziej świadomą i kochającą mamą.

Mam zupełnie inne wrażenie. Nie jesteś tylko mamą, jesteś aż mamą. Choroba Tony’ego i niewyobrażalnie ciężkie dla Ciebie i rodziny miesiące zahartowały Cię jeszcze bardziej jako mamę. Właśnie w trakcie tych trudnych chwil przestałaś być tylko mamą.

U nas w rodzinie stało się coś takiego, że Tony zrobił się bardziej dojrzały. Zaczęliśmy się normalnie komunikować. On zaczął być dla mnie przez ten 2022 r. bardzo fajnym partnerem do rozmów. Czerpałam inspiracje do życia od niego oraz słuchałam jego opinii, które były zdumiewająco logiczne. Lubiłam z nim spędzać czas, posłuchać muzyki, pomilczeć, wygłupiać się. Więc on stał się dla mnie naprawdę bardzo fajnym towarzyszem. Wydaje mi się, że to, co ja mu dawałam wcześniej, dzięki wszechświatu, Bogu i czemukolwiek jeszcze, ale też dzięki książkom, które wpadły mi w ręce, to wszystko pozwoliło mi się ogarnąć. Dając jemu, później od niego wzięłam. On też był dla mnie źródłem siły, więc Tony nie był już dla mnie tylko synem, ale również partnerem.

Jeżeli chodzi o szpital, mam wrażenie, że bycie wspierającą matką w szpitalu, a nie w domu jest dużo bardziej „wypłukujące z sił”.

Pięknie to ująłeś. Dosłownie „wypłukuje z sił”. Na różnych ludzi się trafia, personel medyczny jest różny – od pielęgniarek, po lekarzy i salowe. Naprawdę dużo zależy od tego, na kogo się trafi, z kim się dzieli pokój, jacy rodzice są z jakim dzieckiem. Tony nie miał łatwego życia, bo lekarze ciągle mu wchodzili i coś od niego chcieli, więc nie miał ani jednej przespanej nocy. Podawanie leków itd. Od chwili, gdy trafił do szpitala, do momentu wypisania, cały czas się wokół niego coś działo albo wokół innego pacjenta obok. Więc to było bardzo intensywne i „wypłukujące z sił”. Kiedy trafiliśmy do szpitala, to zmiana była dość duża i ogromne obciążenie dla Tony’ego przede wszystkim. Bo to on w sercu miał niezidentyfikowany nowotwór. Wiadomo, że coś ma, ale nawet biopsja operacyjna nie postawiła jednoznacznej diagnozy. Więc będąc w szpitalu, nie był leczony, tylko regulowane były sprawy krążenia krwi. Natomiast on miał taką wielką siłę, hart ducha. I choć był w bardzo trudnej sytuacji, potrafił tam śpiewać, nagrywać jakieś Tik-Toki i uśmiechać się radośnie. Nie dołował się, starał się zawsze wyjść poza to. Oczywiście miał smutniejsze momenty, ale znosił wszystko z wielką klasą i godnością.

Jaka była największa zmiana dla was obojga, gdy został wypisany ze szpitala i wrócił do domu?

W szpitalu był jeszcze przytomny, a w domu był już po wylewie. Także nie wiem, jak już odbierał rzeczywistość, jak wyglądała jego świadomość po powrocie do domu. Wydaje mi się, że chwilami był obecny. Na pewno był bardzo oszołomiony, ale jakoś czuł nas wszystkich. Tony, mając właśnie taką wielką siłę w sobie, dodawał mi sił. Nie wiem, czy właśnie dzięki niemu byłam w stanie względnie dobrze funkcjonować. Bo on mnie nie obarczał niczym, co się działo w szpitalu. Ja jeszcze zajmowałam się Niko, pracowałam. Miałam bardzo dużo rzeczy na głowie i musiałam się sama o to wszystko postarać. Tylko w weekendy był tata, więc wtedy było raźniej. Przez kilka tygodni była też babcia, która z nim przesiadywała w szpitalu. Ale to nie była stała pomoc, tylko raz na jakiś czas. Na co dzień musiałam funkcjonować sama i to było możliwe chyba tylko dlatego, że właśnie Tony mnie mocno odciążał. Więc opłaciło się mieć serce blisko nastolatka.

Wracając do tego nastoletniego galimatiasu, czy według Ciebie rodzic może polubić bunt nastolatka i cały ten okres? Potraktować to jako przygodę, która zbliża go i nastolatka?

Ja to polubiłam, super jest być mamą bardzo inteligentnych, emocjonalnie dojrzałych synów. Obaj mieli ogromną odwagę i pomysły. Takie inne, nieszablonowe sposoby myślenia. Lubiłam ich słuchać i inspirowałam się dzięki nim. Jest to trudniejszy sposób wychowania, bo trzeba posłuchać dzieciaka. Ale to procentuje i później jest łatwiej. Niko ma teraz 14 lat i myślę, że może mnie zaskoczyć w pozytywny sposób.

Nie masz obawy, że to właśnie się zacznie dziać teraz od 14. roku życia?

Ten bunt nie jest wymysłem konkretnego nastolatka. Taka jest po prostu przyroda. Jeśli wiesz, że to jest rzecz, na którą nikt nie ma wpływu, nawet ten nastolatek, daje ci to komfort. Masz świadomość, że nie jest to błąd rodzica, tylko tak to po prostu jest. Co jest najważniejsze w tym okresie? To mieć wyciągniętą rękę do tego dzieciaka. Musi wiedzieć, że ma wsparcie. Nie liczy się to, jaki jest wydajny w szkole lub w sporcie. Tylko to, że po prostu go lubisz. Czuje tę miłość, którą mu dajesz, i ją odbiera. To jest najważniejsze. Trzeba zostawić na bok te wszystkie oczekiwania i rozczarowania. Najważniejsze, żeby twoje dziecko chciało ci patrzeć w oczy i nie uciekało od ciebie.

Jakiś czas temu zauważyłem pewną zależność. Gdy ktoś zaczyna się burzyć, a ja odpowiadam serdecznością, a nie przykrością, wówczas na twarzy tej osoby dostrzegam zdziwienie. „Ale jak to? Czemu on jest miły?”. I jego nastawienie z reguły staje się bardziej przyjazne. Zgodziłabyś się, że ten sam mechanizm „pozytywnego koła” można zastosować w relacji z młodym buntownikiem? Możliwe, że nie zawsze to zadziała, nawet w przypadku buntowników?

Tak, to prawda. Tony był takim opornym nastolatkiem. Strasznie opornym. Wydaje mi się, że jeżeli osobie zbuntowanej pokaże się przeciwną emocję, czyli cierpliwość, dobroć itd., to jest to możliwe. Absolutnie nie można dolewać oliwy do ognia. Bo jak dzieciak jest wkurzony i buzują w nim hormony, to po co się z nim kłócić jeszcze bardziej? To jest ta rola rodzica lub opiekuna, że musi rozumieć ten mechanizm i to, że dzieciak nie ma na to wpływu. Więc jak jest taki skok i wielkie wkurzenie ze strony nastolatka, to nie ma co rozmawiać. Lepiej pójść i przeczekać. Ja właśnie tak robiłam z Tonym. Jeździliśmy samochodem, akurat nam się to przytrafiło w okresie pandemii. Jechaliśmy do McDonalda. On odpalał muzykę, jaką chciał, a ja się nie odzywałam. Zamawiałam to, co on chciał, w takiej ilości, na jaką miał ochotę. Wtedy był najedzony i zadowolony, i pewnie sobie myślał, że w sumie to z tą mamą nie jest tak źle. Bo mógł sobie posłuchać muzyki na maksa, najeść się hamburgerów, frytek i wypić czekoladowego szejka. Później okazywało się, że jakoś tak sam się uspokajał. Nawet zaczął ze mną rozmawiać. Tylko trzeba być cierpliwym, mieć na to czas i być dobrze nastawionym. Uczyłam się być przy nich cicho w niektórych momentach.

Rolą rodziców jest zwracanie uwagi do pewnego etapu wychowywania nastolatka, jak żyć itd. Ważna jest ta równowaga – tej ciszy, ale też zwracania uwagi na to, co jest ważne dla rodzica. Wielu rodziców chyba nie potrafi siedzieć „cicho”. Kiedy rodzice powinni zamilknąć?

Faktycznie, nieraz trudno się powstrzymać od komentarza albo uwagi. Dla mnie, na przykład, mycie zębów było bardzo ważne. W pewnym momencie musiałam się przestać o to czepiać, więc stwierdziłam, że w łazience wywieszę taki napis: „Nie stać Cię na to, żeby nie myć zębów”. Kiedy pojawił się ten napis, to przyszli do mnie i się pytali, co to znaczy? „No jak myślisz, co to znaczy? Stać cię na wizyty u dentysty i na jakieś tam leczenia kanałowe? To się dzieje, jak się zęby popsują, a stomatolog bierze dużo pieniędzy. Masz na tyle kasy, czy może jednak nie? Z moimi funduszami twierdzę, że na razie nie masz. Więc nie stać cię na to, żeby nie myć zębów”. I oni, myjąc zęby, to wiedzieli. Ten nawyk jakoś się sam zakorzenił. Jakby zrzuciłam z siebie obowiązek mówienia każdej rzeczy. Bo po co o wszystkim mówić?

Kiedy moi rodzice mi przypominali o tak oczywistych rzeczach, miało to raczej odwrotny skutek i nierzadko prowadziło do konfliktu. Denerwowało mnie to, bo nie czułem, że mają mnie za odpowiedzialnego i dorosłego. Z tego powodu często czułem do nich uraz. Twoje dzieci też go czasem miały do Ciebie?

Pamiętam, gdy spytałam Tony’ego, czy jest coś, za co mam go przeprosić. Czy czuł do mnie jakiś uraz lub poczuł się źle z mojego powodu. Wtedy mi powiedział, że nie, i w ogóle chciałby zapomnieć o tym ostatnim roku. Powiedział: „Mamo, najchętniej to bym do tego już nie wracał, to nie byłem ja”. Gdy mi to powiedział, tak się uśmiechnęłam do siebie i serce mi się uradowało. Nareszcie zobaczył, że za te wszystkie nasze kłótnie był również współodpowiedzialny. Ja mu okazywałam dużo wyrozumiałości. Wiadomo, ile mogłam, to mu ją dawałam. Ale był ten moment, kiedy do niego trafiło, i zrozumiał, że niektóre jego zachowania nie były fajne.

Podsumowując, jak mama powinna odbierać bunt nastolatka w głębszym sensie?

Odbieram bunt jako sygnał od nastolatka: jestem gotów samodzielnie podejmować decyzje i myśleć. Wiele już potrafię zrobić sam. Nie chcę, żebyście się wtrącali do każdej rzeczy, chcę, żebyście mnie nadal kochali i mnie wspierali. Chcę być w tym sam i robić to po swojemu, ale bądźcie przy mnie.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI