Pasek do lamusa

Wstęp

Jeszcze kilka lat temu był zwolennikiem lania, dziś jest przeciwnikiem stosowania jakichkolwiek kar fizycznych. - Moim najcenniejszym doświadczeniem jest możliwość powiedzenia słowa „przepraszam” dawnym wychowankom - zwierza się Tomasz Bilicki, łódzki pedagog.

Już ucząc się w liceum, wychowywałem innych – opowiada Tomasz Bilicki, który pracuje w Centrum Służby Rodzinie w Łodzi. – W harcerstwie szybko zostałem zastępowym, potem drużynowym. Wśród ministrantów awansowałem na „prezesa”. Teraz wiem, że brakowało mi wiedzy i umiejętności. Byłem zbyt młody, aby sobie radzić, i jeśli cokolwiek wyłamywało się spod mojego wpływu, natychmiast czułem się źle. By uniknąć frustracji, używałem argumentu siły: waliłem podopiecznego ręką w głowę. Gdyby ktoś ze starszych pokazał mi alternatywne metody, pewnie wcześniej bym się opamiętał. Ale doświadczeni wychowawcy, księża oraz rodzice harcerzy i ministrantów byli zachwyceni, „jak świetnie prowadzę te grupy!”. Dopiero na studiach pedagogicznych trafiłem na sprzeciw wobec mojego „warsztatu”. Ostro spierałem się z koleżankami, kolegami i wykładowcami, broniąc mojej koncepcji. Na potwierdzenie własnych poglądów szybko znalazłem literaturę, w której kary fizyczne były aprobowane, a nawet zalecane. Książki Dobsona, Wermtera czy Sławińskiego utwierdziły mnie w przekonaniu, że należę do naukowego trendu w myśleniu o wychowaniu, co wzmocniło moje argumenty w dyskusjach.

Wspomniany James Dobson uważa, że można stosować lanie, byleby nie czynić tego w gniewie, lecz z miłością, i przekonywać dziecko, że „to dla jego dobra”. – To bardzo pokrętna filozofia. Łatwiej zrozumieć rodzica, który uderzy w gniewie, nie radząc sobie z własnym napięciem, niż takiego, który czeka, aż minie zły humor, a następnie wymierza karę, z premedytacją przygotowując się do swoistej egzekucji. Po słowach matki: „Jak wróci ojciec, to dostaniesz lanie”, dziecko czeka w napięciu jak na egzekucję – twierdzi Czesław Michalczyk, psycholog i psychoterapeuta.

Urażona duma


Swoje poglądy Tomasz Bilicki zmienił dopiero po kilku latach zachwycania się pedagogiką autorytarną: – Gdy byłem na ostatnim roku studiów, pewnego dnia uderzyłem w głowę chłopaka, który trochę rozrabiał. I nagle pomyślałem: „Co ja robię?!”. Reaguję przemocą, gdyż młodszy człowiek postąpił nie tak, jak ja chciałem. Czy nie biję wskutek urażenia mojej dumy? Tak odkryłem przyczynę stosowania kar fizycznych: brak umiejętności radzenia sobie z negatywnymi emocjami. W rzeczywistości bicie wcale nie pomagało, lecz przeszkadzało. Dziś mogę powiedzieć, że moim najcenniejszym doświadczeniem pedagogicznym jest możliwość powiedzenia słowa „przepraszam” moim dawnym wychowankom, których spotykam podczas zajęć warsztatowych.

Tomasz Bilicki uważa się za reprezentanta pedagogiki krytycznej: – Rodzice stosują kary fizyczne niekoniecznie w przekonaniu, że w ten sposób skutecznie wychowają dziecko. Dopiero po sprawieniu lania szukają argumentów usprawiedliwiających to, co zrobili. Twierdzą wtedy na przykład, że część pedagogów dopuszcza stosowanie kar fizycznych albo że ich rodzice też przecież bili, a oni wyrośli na porządnych ludzi.
Zdaniem Czesława Michalczyka przemoc fizyczna zawsze przekracza granice kary, niezależnie od tego, czy jest to klaps, szturchnięcie, czy też cokolwiek innego: – Mówi się, że klaps jeszcze nikomu nie zaszkodził, a kary fizyczne uodporniają na stres. Trzeba walczyć z takimi mitami. Stosowanie kar fizycznych świadczy o bezradności i zaburzeniu relacji w rodzinie. To sposó...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI