Niewielka moc wielkich słów

Wstęp

Przebaczenie, pojednanie między grupami czy narodami - ta tematyka będzie osią książki przygotowywanej przez profesora Samuela Olinera z Uniwersytetu Stanowego Humboldta. Na publikację składać się będą m.in. wywiady z ludźmi, którzy kształtowali i kształtują relacje między społecznościami naznaczonymi trudną wspólną przeszłością. Wśród nich znajdą się politycy i wpływowe osobistości z Polski. „Charaktery” będą zamieszczać niektóre z tych rozmów. W tym miesiącu, jako pierwszy, wywiad z Markiem Edelmanem, ostatnim żyjącym przywódcą powstania w getcie warszawskim, lekarzem, społecznikiem i politykiem.

Olaf Żylicz: – Czy istnieje coś takiego jak wina zbiorowa? Czy za konkretne czyny, działania, czy ideologie odpowiadać mogą całe zbiorowości? Czy np. Niemcy noszą w sobie – jak to nazwał Jaspers – „niemiecką winę za zbrodnie przeszłości”?
Marek Edelman: – Oczywiście, że wina zbiorowa istnieje. Jeżeli tłum ludzi popiera zbrodniarzy, to wszyscy z tego tłumu są obciążeni winą. Tym bardziej, gdy później dana społeczność korzysta z tego, co zbrodniarze – zabijając ludzi – jej dają. Tak jest w przypadku Niemców. Z krajów okupowanych czerpali oni żywność, surowce, bogactwa. Uważali, że im się to należy, bo są nadludźmi, Übermenschen. W ten sposób wina spada na każdą niemiecką gospodynię. Bo wina zbiorowa nie polega bowiem na tym, że ty sam zabijasz, ale na tym, że widząc jak się kogoś zabija, ty odwracasz głowę i mówisz: „To nie ja, ale to jest w porządku”.

Rzeczywiście, w prowadzonych przeze mnie badaniach wielu młodych ludzi mówi, że wina zbiorowa wiąże się z obojętnością i zaniechaniem działania. Jeśli tak rzeczywiście jest, to jak można, 60 lat po II wojnie światowej, wciąż mówić o zbiorowej winie Niemców? Przecież tam żyje obecnie inne pokolenie niż to, które – jak Pan powiedział – „odwróciło głowę”.
– Proszę pana, 60 lat to nie jest długi okres. To są jedynie dwa pokolenia. Te dwa pokolenia są wychowane przez dziadków, przez rodziców, którzy nie zmieniają z dnia na dzień swoich upodobań. A jak się im różne rzeczy zabrało, dlatego że przegrali wojnę, to są jeszcze bardziej nienawistni. I gdyby tamto wróciło, znowu robiliby tak samo. Przecież oni walczyli do ostatniego dnia. I to nie pojedynczy ludzie. I nie, że byli zmuszani. Nikt nie stał za ich plecami z pistoletem, nikt ich dzieci nie gonił do okopów. Rodzice je tam posyłali. Może nieprawda? Nie było żad...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI