Nienazwane nie istnieje

Wstęp

Dzieci nieochrzczone trafiały do otchłani; one jakby nie istniały, chowano je poza murami cmentarzy. Niby były ludźmi, ale jednak niezupełnie, gdyż nie miały imion.

Kiedy Bóg stworzył świat, postanowił, że każde żywe stworzenie powinno mieć nazwę. Przyprowadził więc je wszystkie do mężczyzny, „aby przekonać się, jaką on da im nazwę. (...) I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu” (Rdz 2, 19-20).
Ludzie nadają nazwy sobie i otaczającemu światu niemal od czasu jego stworzenia, czyli od chwili, gdy zaczęli myśleć symbolicznie. Rzeczy nienazwane nie istnieją w ludzkiej świadomości, są poza ludzkim horyzontem poznawczym. Przez wieki ludzie przypisywali słowom magiczną moc. Wymówienie słowa mogło tworzyć lub niszczyć rzeczywistość. Rzucenie klątwy potrafiło zabić, dlatego tak powściągliwie nasi przodkowie wypowiadali na przykład popularną dziś formułę: „A niech cię szlag trafi”. Wymawianie imion rzeczy lub osób sakralnych obwarowane było licznymi zakazami, bowiem łatwo można było przywołać owe przedmioty czy istoty. Dotyczyło to zarówno świętości pozytywnych – między innymi Boga, którego w zabiegach magicznych nazywano na przykład Adonai, albo zdecydowanie negatywnych – chociażby przedstawicieli piekielnego dworu: Belzebuba, Lucyfera, Mefistofelesa i innych pomniejszych.
Dopiero w XVII wieku na dobre upowszechnił się pogląd o symbolicznym statusie słowa. Jak powiadał Franciszek Bacon, „słowa są pieniędzmi głupców”. Słowo w tym ujęciu staje się jedynie metaforą, symboliczną reprezentacją przedmiotów, zjawisk, pojęć, istot i postaci w świecie. Choć to pogląd dziś powszechny, to jednak pozostaje w nas ślad dawnego kojarzenia nazwy i tego, co ona opisuje. Dotyczy to również imion ludzkich. Kiedy wybieramy imię dla naszych dzieci, to kierujemy się między innymi właśnie przesłankami mającymi swoje korzenie w realizmie magicznym. Imię – czy to przez kojarzenie jego brzmienia z cechami charakterologicznymi, czy przez patronat odpowiedniego świętego bądź świętej – ma niejako gwarantować, że jego nosiciel będzie miał pożądane cechy.

Pogląd taki towarzyszył już naszym słowiańskim praprzodkom (bez żadnych podtekstów ograniczę się tutaj do form męskich). Kiedy rodzice życzyli sobie, by pacholę było waleczne, to wybierali mu imię, którego rdzeń odnosił się do walki, na przykład Wojciech, Budziwoj, Mściwoj, Zbrosław, Świętopełk, Wszebor czy Racimir (być może wyjaśnien...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI